Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Świnoujście vol.5 - plażą wzdłuż morza do Ahlbeck

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Sobota wieczór. W planie mieliśmy dziś iść na kabaret Paranienormalni. No ale... tuż przed bramą Amfiteatru nagłe olśnienie - przecież kabaret jest 28.07 czyli w niedzielę :D Cóż, widać kto tu jest Paranienormalny :D Nie było innych planów, więc podczas powrotu do domu postanowiliśmy bez przebierania się wybrać się rowerem na plażę. Trafił mi się przy okazji niecodzienny widok :D Nigdy nie widziałam Alka na rowerze w normalnych ciuchach.

Pojechaliśmy najpierw przez miasto koło Amfiteatru, potem ścieżką rowerową koło promenady do plaży. Plażą udaliśmy się na początek w prawo do wiatraka Stawa Młyny.

Jazda po plaży © EdytKa


Alek jadący po plaży © EdytKa


Statek na morzu © EdytKa


Jechało się bardzo przyjemnie, ludzi nad morzem niewiele, więc zachciało nam się przejechać jeszcze po plaży do Niemiec do Ahlbeck. Tak więc od wiatraka wzdłuż plaży do miejsca gdzie na plażę wjechaliśmy i dalej aż do Niemiec. Na plaży w Ahlbeck krótki postój koło kutra rybackiego (tegoż samego kutra, koło którego Alek był trzy lata temu).

Nasze rowery przy niemieckim kutrze rybackim © EdytKa


Na plaży w Ahlbeck © EdytKa


Na plaży w Ahlbeck - II © EdytKa


Zaczęło się już ściemniać, zresztą słońce schowane było dziś za gęstymi chmurami, więc postanowiliśmy wracać. Tak samo jak wcześniej - plażą wzdłuż morza do ostatniego wyjścia w okolicach promenady w Świnoujściu. Po drodze jeszcze chwila przerwy, by uwiecznić na zdjęciu pewną rybkę.

Pomysłowość niemeickich dziciaków © EdytKa


Dalej ścieżką rowerową koło promenady i potem asfaltem koło amfiteatru w stronę domu. Udaliśmy się jeszcze na rynek zobaczyć po zmroku miejską fontannę.

Przed fontanną miejską w Śinoujściu © EdytKa


Alek przed fontanną miejską w Śinoujściu © EdytKa


Koło fontanny dopadł nas atak komarów, więc na szybko zrobiliśmy sobie dwie fotki, po czym pojechaliśmy prosto do domu. Miała być krótka wycieczka (około 6 km), a nazbierało się ich aż 20 :D Miły rowerowy wieczór nad morzem na plaży.

Świnoujście vol.4 - Wolin (wioska Wikingów) i Jezioro Turkusowe

Czwartek, 25 lipca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Dzisiaj czwarty rowerowy dzień nad morzem. Umówiliśmy się dziś z Piotrkiem (Alka kolegą z maratonów), który również w tym samym czasie co my wypoczywa i trenuje nad morzem. Dla chłopaków miała to być spokojna jazda w tzw. tlenie, jednak mimo tego nastawiłam się, że dla mnie będzie to mocniejszy trening.

Na początek (jeszcze we dwoje) ścieżką rowerową przez miasto na prom Bielik. Po przeprawie promem przez rzekę Świnę pojechaliśmy asfaltem drogą nr 3 przez Świnoujście - Warszów i Świnoujście - Przytór, a następnie drogą nr 102 do Międzyzdrojów, gzie koło netto mieliśmy spotkać się z Piotrkiem. Potem już we większym składzie udaliśmy się asfaltem do centrum Międzyzdrojów. Wjechaliśmy w teren na zielony pieszy i tzw. drogą Żubrową obok zagrody Żubrów dotarliśmy do Warnowa. Potem znów asfaltem przez Warnowo, Ładzin i Mokrzycę Wielką. W Mokrzycy kawałek ścieżką wzdłuż torów do dworca kolejowego. Następnie znów asfaltem przez Mokrzycę Małą do Wolina, gdzie udajemy się przez most na drugi brzeg rzeki Dziwna do wioski Wikingów. W najbliższy weekend we wiosce Wikingów odbywać będzie się Festiwal Słowian i Wikingów, ale wtedy przyjedziemy tu bez rowerów.

Wioska Słowian i Wikingów © EdytKa


We wiosce Słowian i Wikingów © EdytKa


Po krótkiej przerwie udajemy się w dalszą drogę. Asfaltem przez Recław i Wolin do Mokrzycy Małej. W Mokrzycy wjeżdżamy w teren na niebieski szlak pieszy. Z mapy wynik, że szlak prowadzi obok ruin zamku Żurawice. Na szlaku sporo piachu. Po drodze z powodów słabego oznakowania szlak gubimy i docieramy do asfaltu do drogi nr 3 w miejscowości Płocin. Zerkamy na mapę. Decydujemy się jechać kawałek asfaltem, po czym wjeżdżamy w leśną ścieżkę, którą wg mapy powinniśmy dotrzeć do niebieskiego pieszego. I tak rzeczywiście się dzieje. Tutaj niebieski pieszy prowadzi po jakichś zaroślach i chaszczach. Okazuje się, że ruiny zamku to tylko kilka pozarastanych przez krzaki cegieł. Ogółem nic ciekawego. Zjeżdżamy lasem z powrotem na asfalt. Znajdujemy się w Dargobądzu. Planujemy dalej jechać niebieskim szlakiem rowerowym. Najpierw trochę błądzimy po okolicy, by odnaleźć szlak, jednak w końcu nam się to udaje. Szlak prowadzi lasem przez Lubczewo, Trzciągowo do wapnicy. Na szlaku sporo błota. W jednym miejscu napotykamy dość sporą błotną kałużę. Chłopakom udaje się ominąć ją bokami, a ja niestety przejeżdżam przez sam środek. W efekcie cały rower okleja się błotem, które później podczas jazdy odpryskuje mi na nogi i twarz. W Wapnicy kierujemy się kawałek asfaltem na Jezioro Turkusowe. Nad jeziorem krótka przerwa.

Razem nad Jeziorem Turkusowym © EdytKa


Nasze rowerki nad Jeziorem Turkusowym © EdytKa


Po odpoczynku nad jeziorem powrót do domów. Asfaltem przez Wapnicę, Wicko Zalesie do ronda w Międzyzdrojach. Tutaj odłącza od nas Piotrek i kieruje się do centrum miasta. My jedziemy asfaltem drogą nr 3 przez Świnoujście Przytór i Warszów na prom Bielik. Po przeprawie promowej ścieżkami rowerowymi przez miasto na myjkę umyć rowery i potem do domu.

Tempo dzisiejszej wycieczki jak dla mnie momentami spore. Dla chłopaków to delikatna jazda. Starałam się nie pozostawać w tyle, ale chwilami tak było - szczególnie po błotnej przeprawie w lesie. Ale i mocniejszy trening czasem jest potrzebny.

Świnoujście vol.3 - Niemcy - dworek w Mellenthin

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
[b]Dzisiejszego dnia postanowiliśmy wybrać się rowerem do Niemiec do Mellenthin, gdzie wg mapy miał znajdować się zamek. Na mapie zaznaczony był zielony szlak rowerowy prowadzący w zasadzie prosto do celu. W praktyce szlak jednak nie był taki wspaniały jak na mapie. Ale o tym za chwilę.

Pojechaliśmy ścieżką rowerową ze Świnoujścia do granicy polsko-niemieckiej. Następnie ścieżką rowerową owym zielonym szlakiem wzdłuż niemieckiego wybrzeża przez Ahlbeck, Heringsdorf, Bansin i Fischershutten. Infrastruktura wzdłuż plaży w Niemczech zupełnie inna niż w Polsce, jakbym była w innym, lepszym świecie.

Na granicy polsko-niemieckiej Świnoujście-Ahlbeck © EdytKa


Na plaży w Niemczech - Ahlbeck © EdytKa


W Fischershutten szlak skręca w lewo i najpierw dość szybkimi szutrówkami przez las, a potem asfaltem wzdłuż pola campingowego prowadzi do miejscowości Uckeritz.

Bagna kolo szlaku do Uckeritz © EdytKa


W Uckeritz okazuje się, że szlak którym chcemy dalej jechać jest w rzeczywistości nieoznaczony - nie istnieje. Próbujemy jechać tak, jak szlak prowadzi wg mapy. Ulicami miasta docieramy do portu. Kawałek za portem wjeżdżamy w teren. Najpierw jedziemy kawałek przez las, a potem lądujemy na jakimś polu i ścieżka kompletnie znika na jakichś mokradłach. Wiadomo już dlaczego szlak został zlikwidowany. Po oględzinach mapy decydujemy się wrócić do drogi nr 111, którą przecinaliśmy przed dojazdem do portu. Jedziemy ścieżką rowerową wzdłuż tej drogi. Na najbliższym skrzyżowaniu okazuje się, że dojeżdżamy do zielonego szlaku rowerowego. Jedziemy ścieżką rowerową wzdłuż drogi tak jak prowadzi szlak, przez Neu Pudagla do Pudagla. Tutaj zatrzymujemy się, by obejrzeć zabytkowy młyn.

Zabytkowy młyn w Pudagla © EdytKa


Zabytkowy młyn w Pudagla z drugiej strony © EdytKa


Następnie zjeżdżamy w dół do drogi 111 i jedziemy dalej ścieżką rowerową przez Neppermin do Mellenthin. Szlak zielony prowadzi wzdłuż zalewu Nepperminer See.

Zalew Nepperminer See © EdytKa


W Mellenthin przejeżdżamy pod drogą główną na drugą stronę i kawałek dalej skręcamy w prawo w leśną dróżkę prowadzącą do zaznaczonego na naszej mapie zamku, który chcemy zwiedzić. Na miejscu okazuje się jednak, że nie jest to żaden zamek, a dworek. Objechaliśmy ów dworek dookoła i następnie wróciliśmy dróżką przez las do ścieżki rowerowej przy drodze głównej.

Dworek w Mellenthin © EdytKa


Z mapy wynikało, że prostopadle do drogi głównej powinna znajdować się jakaś polna droga prowadząca do Katschow. W rzeczywistości jednak po drugiej stronie drogi głównej znajdowała się jakaś niemiecka knajpka. Spojrzeliśmy na mapę koło owej knajpki, jednak z niej również nic nie wniknęło. Pokręciliśmy się trochę po okolicy i wróciliśmy znów do głównej drogi.

Niemiecki mapnik © EdytKa


Zabytkowy głaz w Mellenthin © EdytKa


Pojechaliśmy dalej główną drogą. Po kilkunastu metrach okazało się, że dopiero teraz dojechaliśmy do skrzyżowania z polną drogą, której wcześniej szukaliśmy. Skręciliśmy w lewo i terenem przez pola dotarliśmy do Katschow. Następnie pojechaliśmy asfaltem do Dargen, gdzie ku naszemu zaskoczeniu odnaleźliśmy zagubiony zielony szlak rowerowy. Szlakiem, kawałek szutrem, a potem asfaltem pojechaliśmy przez Neverow i Kutzow do Zirchow, po czym dalej szlakiem szutrówką przez las do Garz. Z Garz również szutrówką przez pola do Kamminke (miejscowości przy granicy z Polską).

Tunel między Garz a Kamminke © EdytKa


W Kamminke zielony szlak rowerowy ponownie znika w bliżej niewyjaśnionych dla nas okolicznościach. Błądzimy trochę po mieście. Udaje nam się dojechać do czerwonego szlaku rowerowego (którego na naszej mapie nie było), prowadzącego asfaltem do granicy niemiecko-polskiej.

Na granicy niemiecko-polskiej Kamminke-Świnoujście © EdytKa


Trzymając się owego szlaku czerwonego przekraczamy granicę Kamminke - Świnoujście. Jesteśmy z powrotem w Polsce. Ścieżką rowerową przez dzielnicę Wydrzany i przez Płachocin dojeżdżamy do centrum. Kierujemy się jeszcze na myjkę umyć rowery, a potem już prosto do domu.

Szkoda, że szlaki rowerowe oznaczone na naszej mapie nie pokrywały się ze szlakami oznaczonymi przez Niemców. Od Kamminke mieliśmy początkowo jechać nieco inaczej, ale byliśmy już trochę zmęczeni ciągłym szukaniem szlaku, dlatego skróciliśmy trasę. Zwiedziliśmy generalnie bardziej rolniczą część Niemiec. W sumie trochę inaczej sobie wyobrażałam ten kraj, ale może to dlatego, że kojarzy mi się on bardziej z bardziej zurbanizowanym państwem. Może kiedyś uda się zwiedzić nieco więcej.

Świnoujście vol.2 - Międzyzdroje i Jezioro Turkusowe

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kolejny upalny dzień. Na dzisiaj zaplanowaliśmy krótką wycieczkę do Międzyzdrojów. Na początek ścieżką rowerową udajemy się na prom Bielik, który przetransportuje nas na drugi brzeg Świny. Po przeprawie promowej jedziemy asfaltem szlakiem rowerowym R10 koło dworca w Świnoujściu i koło Gazpromu, gdzie szlak skręca w prawo w teren. Szlak prowadzi przez las, częściowo po betonowych płytach, częściowo po piachu i kamieniach. Po drodze mijamy wieżę obserwacyjną Dzwon - dawny bunkier dowodzenia Baterii Nadbrzeżnej. Na rozwidleniu leśnych ścieżek Alek skręca w niewłaściwą dróżkę i dojeżdżamy do asfaltu koło stacji kolejowej Świnoujście - Przytor. Wracamy się na właściwy szlak i jedziemy aż do Międzyzdrojów po drodze mijając kolejne bunkry wojskowe.

Na szlaku rowerowym R10 © EdytKa


Bunkry przy szlaku R10 © EdytKa


W Międzyzdrojach jedziemy najpierw asfaltową ścieżką wzdłuż domków letniskowych koło plaży. Docieramy do centrum. Koło molo krótka przerwa na lody, po czym udajemy się na Aleję Gwiazd.

Aleja Gwiazd w Miedzyzdrojach © EdytKa


W Miedzyzdrojach © EdytKa


Po przejściu przez Aleję Gwiazd jedziemy asfaltem przez Międzyzdroje i Wicko Zalesie (gdzie znajduje się muzeum wyrzutni V3, które zwiedzimy innym razem) do Wapnicy. Koło parkingu wjeżdżamy w teren i jedziemy pod górkę na punkt widokowy nad Jeziorem Turkusowym. Nazwa owego jeziora pochodzi od jego przepięknego koloru. Zobaczcie sami.

Nad Jeziorem Turkusowym © EdytKa


Alek nad Jeziorem Turkusowym © EdytKa


Po krótkiej przerwie nad jeziorem jedziemy terenem szlakiem niebieskim pieszym przez las do Lubina. Bardzo przyjemy szlak. Następnie asfaltem koło kościoła w Lubinie do punktu widokowego Grodzisko, z którego widać Zalew Szczeciński.

Kościół w Lubinie © EdytKa


Zalew Szczeciński © EdytKa


Na punkt widokowy dziś nie wchodzimy. Jedziemy asfaltem w dół o Wapnicy. Po drodze mijamy ruiny fabryki porcelany w Lubinie. Ruiny wrażenia nie robią. Zaledwie jeden rozpadający się budynek. Szkoda, że tak niszczeje. Dojeżdżamy do parkingu w Wapnicy i dalej asfaltem przez Wicko Zalesie i przez Świnoujście - Przytor i Warszów dojeżdżamy do promu Bielik. Po przeprawie na drugi brzeg Świny jedziemy jeszcze przez park Zdrojowy do Amfiteatru kupić bilety na niedzielny kabaret Paranienormalni Baltic Tour, po czym przez miasto wracamy do domu.

Jestem zaskoczona równością terenu w tych okolicach. Wzniesienia są tutaj rzadkością. Jedyne pagórki dzisiaj to dojazd do Dzwonu i nad Jezioro Turkusowe. Natomiast nie brakuje piachu, po którym miejscami jeździ się niezbyt łatwo. Do domu dojechaliśmy cali zakurzeni :D

Świnoujście vol.1 - zapoznanie z okolicą

Niedziela, 21 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wakacje, czas odpoczynku od codzienności. Pierwszy rowerowy dzień nad morzem. Dziś w planie krótki objazd po najbliższej okolicy i zapoznanie z zabytkami, które będziemy zwiedzać w inny dzień już bez rowerów.
Na początek ścieżką rowerową z domu do nadbrzeża. Potem wzdłuż nabrzeża zielonym szlakiem rowerowym R10 do basenu północnego, gdzie cumują statki i jachty. Dalej ulicą Jachtową do Fortu Anioła. Następnie w stronę kolejnego fortu. Niestety kilka metrów za Fortem Anioła łapię kapcia. Przymusowa przerwa techniczna koło Bramy.

Przed Fortem Anioła © EdytKa


Na kuli armatniej © EdytKa


Po zaklejeniu dziury dalej szlakiem R10 do Fortu Zachodniego. Dzisiaj bez fotek. Zrobimy podczas zwiedzania bez rowerów. Od fortu jedziemy po plaży wzdłuż brzegu do słynnego w Świnoujściu wiatraka Stawa Młyny.

W drodze do wiatraka © EdytKa


Alek w drodze do wiatraka © EdytKa


Wiatrak Stawa Młyny © EdytKa


Na wybrzeżu © EdytKa


Po krótkiej przerwie koło Młyna wracamy tą samą drogą do nadbrzeża i udajemy się na prom Bielik, by przepłynąć na druga stronę Świny. Gdy już jesteśmy na drugim brzegu jedziemy asfaltem szlakiem rowerowym R10 koło dworca kolejowego, a potem koło budowanego obecnie Gazpromu w stronę latarni morskiej. Po drodze mijamy bunkier Bateria Brzegowa i ostatni fort - Fort Gerharda (zwany inaczej Baterią Wschodnią). Wszystkie forty stanowią razem Twierdzę w Świnoujściu. Dziś tych fortów również nie fotografujemy. Zatrzymujemy się koło latarni morskiej w Świnoujściu.

Latarnia morska w Świnoujściu © EdytKa


Po przerwie wracamy tą samą drogą, asfaltem koło Gazpromu i szlakiem R10 na prom Bielik. Przepływamy na drugi brzeg i taką samą trasą jak wcześniej, czyli koło Fortu Anioła i Fortu Zachodniego jedziemy na plażę koło Stawa Młyny zobaczyć zachód słońca.

Nasze rowery na plaży © EdytKa


O zachodzie słońca na plaży © EdytKa


Po zachodzie słońca udajemy się w drogę powrotną. Jedziemy najpierw wzdłuż brzegu aż do pierwszego wyjścia z plaży. Następnie ścieżką rowerową koło promenady i przez miasto do domu. Mimo, iż kilometrów dziś niewiele to wycieczka cieszy niesamowicie :) Pierwszy raz w życiu miałam okazję jechać rowerem po plaży (nad morzem rowerem już jeździłam, ale plażą jeszcze nie). Szykuje się udany urlop :)

Zrębice - kapliczka Św. Idziego

Wtorek, 16 lipca 2013 · Komentarze(0)
Dzisiaj popołudniu samotny wypad, by rozładować napięcie i odstresować się. nie miałam konkretnego celu, więc po prostu jechałam przed siebie. Trasa asfaltowa, z uwagi na wczorajsze opady i możliwe błoto w terenie.

Najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju, przez Kucelin, cmentarz Żydowski, następnie Legionów, przez Srocko i Brzyszów (po drodze mijam się z ekipą Żelków) do Olsztyna, potem koło zamku i przez Przymiłowice do Zrębic. Chwila przerwy koło kapliczki Św. Idziego. Następnie powrót przez Zrębice, Biskupice do Olsztyna, a potem przeciwpożarówką do początku rowerostrady. Kawałek terenem do torów, potem przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj, przez Michalinę do DK1 i przez Błeszno do domu.

Wiało dzisiaj dosyć mocno, ale pomimo tego miałam dużo energii i zbytnio tego nie odczułam. Jechało mi się lekko i przyjemnie. Nadmiar stresu wyrzucony z organizmu :D Na przeciwpożarówce próbowałam dogonić dwójkę rowerzystów, jednak nie udało mi się, gdyż prawie cały czas jechali z podobną prędkością co ja i cały czas odległość między nami była prawie taka sama. Cóż, wcale tak wolno nie jechałam :D

Kapliczka Św. Idziego © EdytKa

Mstów

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
W planach był wyjazd do Krakowa. Trasa zapowiadała się bardzo ciekawie. Niestety późnym wieczorem doszła informacja, iż ze względu na zapowiadane burze wycieczka odwołana. Po popołudniu zatem wybraliśmy się na krótką przejażdżkę do Mstowa.

Po wczorajszym błocie dziś trasa asfaltowa. Przez osiedle, potem Aleją Pokoju, przez Kucelin, Odlewników, Legionów, Przez Srocko i Siedlec do Mstowa. Tutaj kawałek terenem do zabytkowych stodół, a potem jeszcze przez rynek i park na krótki postój koło Skały Miłości. Następnie powrót do domu. Przez Siedlec, koło Przeprośnej Górki i przez Mirów do Czewy. Dalej Mirowską, Faradaya, Legionów, wzdłuż DK1 i wałem nadwarciańskim na Dąbie. Następnie przez dworzec i Alejką Pokoju do domu.

Jazda z Krakowa do Częstochowy to nie była, ale powrót prawie cały czas pod wiatr sprawił, że trochę się zmęczyłam. Plusem zaistniałej sytuacji było to, że przynajmniej można było odespać wczorajszy maraton. A co do zaplanowanej przez Darię wycieczki pozostaje nadzieja, że co się odwlecze to nie uciecze :D

Alek koło zabytkowej stodoły © EdytKa


Prawie jak z lotu ptaka :D © EdytKa

Powerade MTB Marathon - Piwniczna Zdrój

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
13 lipca. Pobudka przed wcześnie nad ranem, albo jak kto woli w środku nocy. Za oknem deszcz. Wstaliśmy no to jedziemy. Ciekawe czy sławetny 13ty okaże się pechowym. Na miejscu okazało się, że pod względem pogody i warunków na trasie 13ty na pewno zrobił swoje. Szkoda mi było roweru i własnego zdrowia, więc zdecydowałam się, że tym razem pojadę krtki dystans, który wynosił niecałe 17 km. (Dodatkowe 3 km to krótka rozgrzewka przed startem).

Początek do około 4,5 km podjazdu. Najpierw asfaltem, potem po betonowych płytach, potem kawałek wypłaszczenia po błocie i na końcu pod górę terenem po śliskich kamieniach. Niestety ze względu na warunki końcówka podjazdu na piechotę. Następnie około 6 km zjazd. Początek śliski, po błocie i kamieniach. Około 8 km wjeżdżamy na wąską i krętą ścieżkę schodzącą w las. Jedziemy prawie gęsiego, przede mną co najmniej kilka osób, za mną również. Widzę przed sobą słynne trzy wykrzykniki. Przed nami kawałek ostrego zjazdu po kamieniach i błocie. Myślę sobie - zjadę. Nagle dziewczyna przede mną hamuje, nie mam jak jej minąć, więc także hamuję. W efekcie zaliczam OTB i ląduję na ziemi. Nie zdążyłam nawet dobrze wylądować już słyszę za sobą od jakiegoś chłopaka "weź tę rękę bo Ci po niej przejadę". Nawet nikt nie spytał czy nic mi nie jest. Niezbyt miłe zaskoczenie. Zbieram się i jadę dalej doganiając zawodniczkę, która jechała przede mną i kilak osób, które mnie minęło. Jeszcze kawałek zjazdu po błocie terenie, a potem jakieś 2 km krętego zjazdu po betonowych płytach. Na 11 km bufet, który mijam bez postoju i zaczyna się podjazd. Początek asfaltem, potem terenem po błocie i kamieniach. Do mety jakieś 4 km. Prawie 2 km podjazdu na piechotę, bo jechać się praktycznie nie dało z moimi umiejętnościami. Około 13 14 km wypłaszczenie. Przejeżdżamy przez jakąś polanę. Następnie zjazd z tej polany, a potem znów po betonowych płytach. Na koniec kilkaset metrów asfaltem pod górę i do mety. Na mecie kolejne zaskoczenie - brak prądu spowodował, że wszystkie dmuchane reklamy opadły na ziemię. Tak więc przed metą musiałam jeszcze przedrzeć się jakoś przez te przeszkodzę. Pokonałam ostatnią reklamę i w momencie gdy przejechałam pod bramką pomiaru czasu znów włączono prąd.

Cała zmarznięta i ubłocona udałam się do tablicy wyników. Spojrzałam i oczom nie wierzyłam. Zajęłam 3 miejsce w kategorii K2 Mini na 7 startujących dziewczyn. Open 48 miejsce z 80 zawodników. Jednak opłacało się wystartować choćby na takim krótkim dystansie :) Zdobyłam już 2 puchar w Powerade. W sumie to cieszę się, że nie pojechałam dystansu mega, wynoszącego 50 km, bo nie wiem czy moje hamulce by to przeżyły. Po zaledwie 17 km prawie całe klocki z tyłu się zdarły. A co by było, jakbym musiała jechać jeszcze 30 km w błocie i nagle na jakimś zjeździe nie miałabym czym zahamować? Lepiej o tym nie myśleć i cieszyć się z dobrej decyzji. Pierwszy raz to ja mogłam powitać na mecie narzeczonego, a nie on mnie :D

Fotki z maratonu:
Pierwszy podjazd
Po błocie
Na zjeździe
Ostatni zjazd

Puchar zdobyty :) © EdytKa


Stan klocków po błotnej masakrze © EdytKa

Łutowiec, Żarki - czwarta setka

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Zaplanowałam na dziś wycieczkę czerwonym szlakiem rowerowym na Górę Zborów, tak by przy okazji zwiedzić Jaskinię Głęboką. Niestety jak się potem okazało trasa wycieczki wyglądała fajnie i pięknie jedynie na mapie. W trakcie jazdy musieliśmy nieco zweryfikować plany, ale może wszystko po kolei.

Wyruszyliśmy chwilę po dziewiątej. Najpierw standard przez osiedle, a potem asfaltem przez Kucelin, Odlewników i Legionów. Następnie wjeżdżamy w prawo teren na ów słynny czerwony rowerowy. Terenem do Kusiąt, potem asfaltem do Olsztyna i znów terenem z boku zamku. Już tutaj pierwszy raz gubimy szlak. Na szczęście znam tę okolicę, więc polnymi ścieżkami dojeżdżamy do czerwonego szlaku kawałek za kamieniołomem Kielniki. Następnie jedziemy asfaltem przez Przymiłowice. Potem znów terenem do Zrębic i asfaltem przez Zrębice i Krasawę. Od Krasawy czerwony znów prowadzi terenem w stronę Suliszowic. Zatrzymujemy się na chwilę na leśnej ścieżce by coś zjeść.

Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Szczypie i jedziemy do Suliszowic, gdzie szlak ponownie biegnie terenem. Niestety jest tak słabo oznaczony, że chwilę po zjeździe na leśną ścieżkę gubimy szlak. Wertujemy mapę i patrzymy, z jakimi innymi szlakami jednocześnie prowadzi czerwony rowerowy. Jedziemy trzymając się niebieskiego i zielonego pieszego. Na kolejnym rozwidleniu ścieżek znów musimy spojrzeć na mapę. Jedziemy czarnym / żółtym pieszym, w międzyczasie widząc gdzieniegdzie stare i już prawie niewidoczne oznaczenia czerwonego rowerowego i docieramy do Ostrężnika.

Tutaj kolejny raz musimy szukać szlaku. PZ mapy wynika, że czerwony szlak biegnie razem z niebieskim / żółtym pieszym. Leśne ścieżki zamieniają się w szerokie szutrówki, po których jedzie się całkiem przyjemnie. Dojeżdżamy do jakiegoś asfaltu. Skręcamy w prawo (wg. strzałki wyznaczającej kierunek czerwonego szlaku) i docieramy do Leśniowa. Ludzi pełno, trafiliśmy na jakiś odpust najwyraźniej. Przeciskamy się między straganami. Orientujemy się jednak, że powinniśmy chyba wbrew strzałce jechać w odwrotnym kierunku, więc wracamy się do końca szutrówki. Napotykamy grupkę rowerzystów jadących czerwonym szlakiem z Krakowa do Częstochowy. Oni również mówią nam, że mają spore problemy z oznaczeniami tegoż szlaku. Po krótkiej rozmowie z nimi ruszamy dalej terenem.

Trzymamy się czarnego rowerowego, w międzyczasie wypatrując oznaczeń szlaku czerwonego. Niestety kolejny raz gubimy szlak. Mamy już dość błądzenia i ciągłych postojów, by spoglądać na mapę i decydujemy się jechać dalej czarnym rowerowym (oznaczonym bardzo czytelnie) gdziekolwiek by nas zaprowadził. Docieramy do jakiejś Pustelni w Czatachowej. Jedziemy dalej terenem i dojeżdżamy do asfaltu w Trzebiniowie. Asfaltem kierujemy się w stronę Moczydła, a potem wjeżdżamy na zielony rowerowy i najpierw szutrówką, potem asfaltem docieramy do Łutowca. W Łutowcu postanawiamy zrobić postój koło skałek i po przerwie wracać już do domu, gdyż czas goni. Niestety jaskini dziś nie odwiedzimy. Do Góry Zborów jeszcze pozostał nam dość spory kawałek drogi.

Po krótkim odpoczynku ruszamy w drogę. Na terenowym podjeździe okazuje się, że dość mocno ociera mi tarcza w tylnym hamulcu. Kolejny nieplanowany postój, na szybki serwis. Szutrówką zjeżdżamy do asfaltu i jedziemy do Żarek. Na rynku przerwa na lody i potem już powrót do domu bez postojów. Spory odcinek asfaltem przez Żarki, Myszków, Żarki Letnisko, Masłońskie do Poraja. od Poraja wzdłuż torów, potem asfaltem przez Dębowiec i terenem pomarańczowym rowerowym do Zawodzia. Kawałek asfaltem, potem przez tory i leśna drogą do niebieskiego rowerowego. Niebieskim szlakiem aż do Bugaja. Przez Bugaj asfaltem i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Kucelin. Dalej już standardowo do domu przez Aleję Pokoju.

Dzisiejszego planu niestety nie udało się zrealizować. Zbyt wiele czasu straciliśmy na szukanie szlaku, a potem czas gonił i trzeba było kierować się z powrotem. Nie wiem kto odpowiada za oznaczenia czerwonego rowerowego, ale z pewnością powinien za to otrzymać reprymendę :( Jaskini nie odpuszczę, ale następnym razem opracuję zupełnie inną trasę. Tak czy siak, stuknęła dziś kolejna setka w roku, a świecące słońce odpowiednio zadbało o pamiątkę z wycieczki :)

Piachy przy czerwonym rowerowym © EdytKa


Pozdjazd na czerwonym rowerowym między Ostrężnikiem, a Żarkami © EdytKa


Alek przed skałkami w Łutowcu © EdytKa

Mstów - powrót sił

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kolejny popołudniowy wypad razem z Kasią dla sprawdzenia naszych sił. Tym razem padło na Mstów, bo ileż razy pod rząd można jeździć do Olsztyna i Poraja :D Trzeba było coś zmienić, by nie popaść w rutynę. Trasa asfaltowa.

Ruszamy spod skansenu i jedziemy asfaltem przez Kucelin i potem Legionów. Następnie przez Srocko, Brzyszów, Małusy Małe, Małusy Wielkie do Mstowa. Na rynku przerwa na lody. Po krótkim odpoczynku jedziemy jeszcze kawałek terenem, zrobić kilka fotek koło zabytkowych stodół. Komary nas zjadają, więc decydujemy się na powrót. Główną drogą przez Wancerzów i Jaskrów do Czewy. Potem przez Warszawską (gdzie przy skrzyżowaniu z Cmentarną muszę nagle hamować, bo jakiś baran skręca w lewo prosto przede mną, nie zwracając uwagi na to, że jadąc prosto mam pierwszeństwo) i Krakowską do DK1. Tutaj Kasia jedzie dalej wzdłuż trasy, a ja zjeżdżam na ścieżkę wzdłuż rzeki i dojeżdżam do Bór. Koło Jagiellońskiej przerwa na telefon od narzeczonego i potem przez lasek do domu.

Siły dzisiaj widocznie powróciły :) Chyba zacznę wierzyć w wykresy biorytmów :D Dziś jechało mi się o wiele lepiej niż w ciągu poprzednich dwóch dni. Oby siły zostały ze mną na dłużej :D

Zabytkowe stodoły w Mstowie © EdytKa


Kasia przy zabytkowej stodole © EdytKa


Zabytkowe stodoły w Mstowie II © EdytKa