Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Terenowo na spokojnie - 10 000 km na Rockym

Sobota, 9 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dziś popołudniu spokojny wypad z Alkiem i Łukaszem w stronę Olsztyna. Spokojny, bo trzeba zachować jak najwięcej siły na jutrzejszy wypad na Rychleby :D Start koło Jagiellończyków i w drogę. Prowadzi dziś Łukasz.

Aleja Pokoju, Kucelin i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem i przez lasek do torów. Dalej kawałek terenem, po czym rowerostradą i przez Skrajnicę do Olsztyna. Na górze Ostrówek już stoi wieża. Jej obecność niszczy nieco krajobraz. Dalej terenem wokół zamku i na górę kamieniołomu Kielniki. Tym razem zjazd od lewej strony. Następnie czerwonym rowerowym, potem kawałek asfaltem przez Przymiłowice - Kotysów i znów terenem najpierw zielonym rowerowym, a potem żółtym rowerowym obok kapliczki Św. Idziego. Następnie asfaltem zielonym rowerowym i w prawo w teren na zielony pieszy. Zielonym pieszym docieramy do niebieskiego rowerowego (miejscami zapiaszczonego), którym okrążamy Sokole Góry. Wyjeżdżamy na chwilę na asfalt, po czym bez postoju wracamy żółtym pieszym, a potem zielonym pieszym, kawałek pożarówką, przez lasek na Bugaj i kolo Michaliny. Jeszcze na chwilę na myjkę i przez Błeszno do domu.

Taki spokojny wypad po czwartkowym treningu i wczorajszym odpoczynku dobrze mi zrobił. Mięśnie trochę się rozruszały, a zmęczyć się wcale nie zmęczyłam. Jutro będzie zabawa :D A tak na marginesie - w dzisiejszym dniu Rocky przekroczył dystans 10 000 km :)

Trening w terenie

Czwartek, 7 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Pomimo niepewnych prognoz umówiliśmy się dziś z Andrzejem, Łukaszem i Markiem na trening w Sokolich Górach. Mieliśmy w zamiarze jechać do Sokolich pożarówką, ale na miejscu spotkania okazało się, że Andrzej jest autem, więc chłopaki zamontowali rowery na bagażnik i tak oto dojechaliśmy do Sokolich autem.

W Sokolich zrobiliśmy dwie pętelki. Najpierw żółtym rowerowym, potem podjazd czerwonym pieszym na Puchacz, zjazd fajnymi technicznymi singielkami i następnie podjazd czarnym pieszym na drugą pętelkę. Na jednym zjeździe razem z Markiem obydwoje lądujemy na glebie. Chciałam ominąć dość duży uskok i w tym samym momencie Marek dość rozpędzony uderzył w mój rower. Na szczęście obyło się bez większych konsekwencji i ruszyliśmy dalej. Z Sokolich kierujemy się żółtym / zielonym pieszym na Biakło. Podjechałam dziś nieco dalej niż zwykle, ale i tak na sam szczyt się nie udało. Zjazd z Biakła i podjazd na Lipówki. Z Lipówek zjazd w stronę Olsztyna, po czym podjazd na zamek od strony wieży widokowej. Całego podjazdu pokonać mi się niestety nie udało. Zjazd z zamku do rynku w Olsztynie, gdzie robimy przerwę na uzupełnienie płynów. Następnie mijamy zamek bokiem i udajemy się do kamieniołomu Kielniki. Po drodze Andrzej pokazuje nam jeden fajny podjazd. Wjeżdżamy na gorę kamieniołomu i następnie prawym zboczem zjeżdżamy do środka. Tym razem zjazd pokonany w całości, ale na końcówce nie obyło się bez małego driftu. Drugim zboczem podjeżdżamy ponownie na górę i jedziemy znów w stronę zamku. Kolejny dziś raz wjeżdżamy na zamek (tym razem podjechałam troszkę dalej, ale i tak nie do końca). Na koniec jeszcze jeden zjazd z zamku do rynku.


Na skałkach

Na zjeździe zauważamy leżącego na ziemi rowerzystę, nad którym pochyla się dwóch kolejnych. Okazało się, że chłopaki zjeżdżali bez kasków i jeden z nich wyleciał przez kierownicę i uderzył głową i barkiem o ziemię. Na chwilę nawet stracił przytomność. Chłopaki wezwali karetkę, a my zjechaliśmy do rynku, by poczekać na jej przyjazd i pokierować ją na miejsce wypadku. Było już jednak późno, więc Andrzej powiedział, że sam poczeka na przyjazd karetki, bo ma do domu dużo bliżej niż my. W trojkę z Łukaszem i Markiem ruszyliśmy w drogę powrotną.
Terenowo przez Ostrówek (gdzie stoi już metalowa wieża) i dalej terenem przez Skrajnicę. Następnie rowerostradą do końca, terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno, gdzie każdy po kolei rozjeżdża się w swoją stronę.

Filmik z wypadu:


Prognoza na szczęście się dziś nie sprawdziła. Nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu, a miało przecież konkretnie lać. Wbrew zapowiedzi meteorologów było dość gorąco i mogliśmy oglądać przecudny zachód słońca. Kilometrów dziś za wiele nie wyszło, a mimo tego dosyć się zmęczyłam. Dziękuję za towarzystwo i do następnego :)

Poranny Olsztyn i popołudniowe Rudniki - składana setka

Sobota, 2 sierpnia 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Upał dziś straszny. Jak dla mnie bardzo wykańczający. Dlatego też na rower najlepiej było wybrać się albo z rana albo pod wieczór. I tak właśnie zrobiliśmy, łącząc odpowiednio obydwa warianty, w efekcie czego w ciągu jednego dnia wyszły nam dwa różne wypady.

Rano wybraliśmy się z Tomkiem (Tofik83) do Olsztyna. Spotkanie pod skansenem i dalej przez Kucelin, potem cmentarz żydowski (gdzie trwa porządkowanie grobów) do Legionów i tutaj w teren przez Kamieniołom Prędziszów. powrót do Legionów, po czym ponownie w teren na Ossona. Podjazd pokonany za pierwszym podejściem. Zjazd z Ossona i czerwonym rowerowym w stronę Zielonej Góry. Tutaj podjazd (jak zwykle na dwa razy), po czym zjazd obok jaskini. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i w prawo na zielony rowerowy, którym minęliśmy Towarne bokiem. Następnie asfaltem koło rynku i za leśnym w teren i podjazd na Biakło. Jak zwykle podjazd pokonany do połowy. Zjazd z Biakła i podjazd na Lipówki. Z Lipówek zjazd singielkiem do leśnego i potem na rynek na zasłużone dziś lody.

Powrót najpierw asfaltem w stronę Biskupic, potem pożarówką do końca, prosto terenem (przecinając główną drogę), po czym asfaltem obok nastawni i Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i przez Kucelin do dworca PKP, gdzie żegnamy się z Tomkiem i dalej we dwójkę Alejką Pokoju wracamy do domu. Z tego wypadu wyszło nam nieco ponad 47 km.



Po południu udało nam się jeszcze umówić z Bartkiem (MisterDry) i Łukaszem na wypad do kamieniołomu Rudniki. Miejsce zbiórki przy Jagiellończykach i dalej przez Kucelin, cmentarz żydowski do Legionów. Tutaj w teren i przez Ossona (podjazd ponownie pokonany za pierwszym podejściem). Zjazd z Ossona, po czym w lewo wertepami i asfaltem w stronę Przeprośnej. Na Przeprośną podjazd terenem. Kawałek za sanktuarium Bartek prowadzi nas terenem w lewo. Jedziemy przez Grodzisko bardzo fajnym technicznym singielkiem nad skarpą. Tak oto docieramy do Jaskrowa. Tutaj odnajdujemy czarny szlak rowerowy, którym początkowo asfaltem, potem kawałek terenem wzdłuż pola (obok nowego czynnego kamieniołomu), kawałek lasem i znów asfaltem przez Konin jedziemy do Rudnik, gdzie udajemy się do kamieniołomu. W kamieniołomie kilka technicznych podjazdów i zjazdów, po czym ścieżką po trawie kierujemy się do drogi głównej.

Już na początku trasy powrotnej gubimy nieco drogę, ale w efekcie odnajdujemy właściwą trasę. Początkowo analogicznie jak wcześniej czarnym rowerowym - asfaltem przez Konin, kawałek lasem, terenowo wzdłuż pola i asfaltem przez Jaskrów do rzeki. Dalej Bartek prowadzi nas wzdłuż Warty do Mirowa, i od Mirowa ponownie wzdłuż rzeki aż do Tesco, w między czasie pokazując nam kilka fajnych technicznych singielków, szybkich stromych zjazdów i podjazdów. Tyle razy tędy jechałam i nie wiedziałam, że są tu takie fajne ścieżki. Mijamy Tesco, po czym przechodzimy pod trasą DK1 na drugą stronę, gdzie żeganamy się z Bartkiem i we trójkę jedziemy duktem wzdłuż Warty do Zawodzia, po czym dalej duktem przy rzece obok Galerii Jurajskiej do Krakowskiej i następnie ścieżką wzdłuż rzeki do linii tramwajowej. Dalej przez Niepodległości, gdzie przy Źródlanej żegnamy się z Łukaszem i we dwójkę obok zajezdni jedziemy w stronę domu. Dystans wycieczki wyniósł około 55 km.

Filmik z wypadu:


Takim oto sposobem wyszła nam dziś składana setka km. Jechało mi się dziś bardzo ciężko. Upał niestety wcale nie pomagał. Podczas popołudniowej wycieczki z każdym kolejnym km zaczęłam odczuwać coraz większe zmęczenie. Nie pamiętam kiedy ostatnio podczas 50 km wypiłam ponad półtora litra wody. Pomijając okropny gorąc, obydwa dzisiejsze wypady były bardzo fajne. Dziękuję wszystkim za towarzystwo i do następnego :)


Deszczowy Olsztyn

Czwartek, 31 lipca 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po powrocie z urlopu czas odwiedzić stare śmieci :D Ola zaproponowała popołudniowy wypad do Olsztyna. Na początku chętnych było sporo, ale gdy tylko zaczęło się chmurzyć większość osób odpuściła. Gdy wychodziliśmy z domu na miejsce zbiórki zaczęło kropić, ale mimo tego udaliśmy się na Plac Biegańskiego. Oprócz nas i Oli stawił się jeszcze Łukasz, więc w czwórkę mimo lekkiego deszczu ruszyliśmy w stronę Olsztyna.

Najpierw przez Aleje i Mirowską. Potem w prawo i terenem koło Złotej Góry. Dalej przez Legionów i znów w teren w stronę Ossona. Na szczyt dziś nie wjeżdżamy tylko jedziemy dookoła od prawej strony. Następnie zjazd i czerwonym rowerowym do Kusiąt. Kawałek asfaltem, po czym w prawo w teren na zielony rowerowy, którym mijamy Góry Towarne dookoła i docieramy do asfaltu.
Dalej do rynku i na zamek. Podjazd na ruiny zamku (z jednym zatrzymaniem na tej samej skale co zwykle) i potem zjazd.


Zjazd z ruin zamku

Powrót kawałek asfaltem w stronę Biskupic, a potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Następnie kawałek asfaltem przez Dębowiec, po czym znów terenem niebieskim rowerowym do początku rowerostrady. Dalej terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i wzdłuż trasy do Jagiellończyków. Tutaj rozstajemy się z Olą i jedziemy z Łukaszem na myjkę przy BP umyć rowerki, po czym przez Błeszno (gdzie żegnamy się z Łukaszem) do domu.

Filmik z wypadu:


Trochę deszcz nas dziś zmoczył, ale był na tyle ciepły, że nam to wcale nie przeszkadzało. Błotka również dziś nie brakowało. Towarzystwo doborowe, więc wycieczka udana. Jak miło wrócić z urlopu do codzienności :D

Rychlebskie ścieżki vol.2

Środa, 30 lipca 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ostatni dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Spakowaliśmy rano bagaże, a że ciuchy i buty wreszcie wyschły po poniedziałkowej ulewie postanowiliśmy w drodze powrotnej zahaczyć jeszcze o Rychlebskie ścieżki. Rowery na dach auta i w drogę. Po dojechaniu na miejsce szybkie przebranie się i na ścieżki.

Najpierw dojazd do ścieżek. Od początku pod górkę, kawałek asfaltem, potem terenem, znów kawałek asfaltu i szutrowo - kamienistą dróżką. Następnie już właściwymi Rychlebskimi scieżkami - najpierw podjazd pod górę trialem Dr. Weissnera. Bardzo fajna techniczna ścieżka, napakowana drewnianymi kładkami, ostrymi zakrętami i dużymi kamieniami. Podjechałam całość. Tylko w dwóch miejscach podparłam się nogą na kładkach.



Przejazd przez kładkę na trialu Dr. Weissnera


Kolejna z  kładek na trialu Dr. Weissnera


Podjazd trialem Dr. Weissnera

Po podjeździe kawałek płaskimi szutrami dróżką zwaną Wales, po czym zjazd singielkiem zwanym Superflow. Przed zjazdem opuszczamy jeszcze sztyce i jedziemy. Zjazd Superflow napakowany jest mnóstwem zakrętów i hopek, na końcu zjazdu jest również kilka drewnianych mostków. Udaje mi się pokonać cały zjazd, bez żadnych upadków, jednak na zjeździe jadę dość asekuracyjnie. Niestety prędkość nie jest w tym wypadku moją mocną stroną.


Zjazd ścieżką Superflow

Kawałek zjazdu Superflow:


Z uwagi na fakt, że jedna pętelka po Rychlebach zajęła nam dość dużo czasu, a dziś czeka nas jeszcze powrót do domu, po dotarciu do parkingu kończymy na dziś zabawę i pakujemy rowery z powrotem na dach. Bylo fajnie i mam nadzieję, że następnym razem zagościmy tu nieco dłużej.

Stronie vol.3 - Śnieżnik (1426 m n.p.m.), Żmijowiec i Czarna Góra

Poniedziałek, 28 lipca 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Kolejny dzień urlopu. Dziś postanawiamy wybrać się rowerem na Śnieżnik. Już dzień wcześniej opracowujemy trasę jazdy. Przed wyprawą jedziemy jeszcze zobaczyć start drugiego etapu Sudety MTB Challenge. Jak się okazuje zawodnicy również jadą dziś w okolice Śnieżnika, ale wjeżdżają tylko do schroniska pod Śnieżnikiem. Moglibyśmy nawet jechać w całości trasą wyścigu, ale nie zmieniamy już naszych planów i jedziemy opracowanym wcześniej wariantem.

Zawodnicy wystartowali, teraz czas na nas. Jedziemy najpierw asfaltem zielonym rowerowym przez Nową Morawę obok zbiornika wodnego, dalej kawałek szutrowo i znów asfaltem przez Kletno. Tutaj rozpoczynamy właściwy podjazd zielonym rowerowym na Przełęcz Śnieżnicką. Podjazd przyjemny, większości szutrowo - kamienisty. Od przełęczy dalej pod górę niebieskim rowerowym, już po większych kamieniach do schroniska pod Śnieżnikiem. Przy schronisku chwila postoju, by zobaczyć czołówkę wyścigu, po czym zielonym pieszym na szczyt Śnieżnik - 1426 m n.p.m. Na początku pieszego szlaku da radę jechać. Łatwo nie jest, bo pokonać trzeba korzenie i kamienie, ale jedziemy.


Podjazd na Śnieżnik - w tle schronisko pod Śnieżnikiem


Podjazd na Śnieżnik szlakiem zielonym pieszym

Od połowy szlaku jest już coraz gorzej i rowery trzeba wtaszczyć pokonując pieszo naprawdę spore głazy. Na szczęście nie jesteśmy jedynymi rowerzystami mającymi takie pomysły. Po drodze napotykamy kilku innych rowerzystów. Niektórzy schodzą już z góry, inni próbują zjeżdżać, a inni jak my dopiero wdrapują się na szczyt. Pod sam koniec szlaku wiodącego na szczyt znów można kawałek jechać po mniejszych kamieniach. Wreszcie docieramy na sam szczyt. Udało się :)


Misio na szlaku zielonym pieszym


Już na szczycie - 1426 m n.p.m.

Niegdyś na szczycie Śnieżnika znajdowała się wieża widokowa, po której dziś zostały jedynie ruiny. Budowla miała wysokość 33,55 m. Wzniesiona została w latach 1895- 1899. Niestety w roku 1973 została zburzona, gdyż władze uznały wtedy, ze jest stan techniczny jest na tyle zły, że zagraża bezpieczeństwu.


Na ruinach dawnej wieży widokowej na Śnieżniku


Widok ze Śnieżnika i nadchodzący deszczowy armagedon

Na Śnieżniku robimy przerwę na jedzonko. Podczas przerwy nad szczytem zaczynają zbierać się ciemne chmury. Decydujemy się więc szybko zmierzać w stronę schroniska. Kawałek ze szczytu udaje nam się zjechać, następnie na wielkich kamieniach kawałek rowery prowadzimy, po czym od połowy szlaku również już zjeżdżamy po korzeniach i kamieniach aż do schroniska.


Zjazd ze Śnieżnika zielonym pieszym


Zjazd ze Śnieżnika

Ze schroniska zjeżdżamy niebieskim rowerowym (tym samym którym wcześniej wjeżdżaliśmy) na Przełęcz Śnieżnicką. Zaczyna kropić, ale decydujemy się mimo tego jechać dalej. Jedziemy w miarę po płaskim bardzo przyjemnym szlakiem czerwonym rowerowym przez Żmijowiec. Tym samym szlakiem prowadzi również część dzisiejszego wyścigu MTB Challenge. Niestety w pewnym momencie zaczyna się naprawdę konkretna ulewa. Szlakiem płynie normalnie rzeka, a dodatkowo musimy uważać na zawodników, by nie utrudniać im ścigania się. Docieramy kompletnie przemoczeni do Żmijowej Polany. Skoro i tak już jesteśmy cali mokrzy to postanawiamy jechać dalej na Czarną Górę. Podjazd początkowo terenowy, potem asfaltowy. Tędy również wiedzie trasa dzisiejszego wyścigu. Udaje nam się dotrzeć do wieży radiowo - telewizyjnej na Czarnej Górze. Niestety jak się okazuje już po zjeździe omijamy wieżę widokową na szczycie. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej strony przy takiej ulewie i tak za wiele byśmy z wieży nie zobaczyli.


Wieża radiowo - telewizyjna na Czarnej Górze (1205 m n.p.m.)

Z Czarnej Góry postanawiamy zjechać terenowo, tak jak prowadzi trasa wyścigu. Jednak szybko okazuje się, że w takich warunkach pogodowych nie był to najlepszy wybór. W dół prowadzi stromy singielek między drzewami, którym praktycznie płynie rzeka. Zjazd jak dla mnie jest niemożliwy. Prowadzimy więc rowery w dół, a mimo tego i tak udaje mi się zaliczyć glebę przez poślizgnięcie się na błocie. Ciężko było mi zejść, więc tym bardziej podziwiam zawodników, którzy tędy zjeżdżali w takich warunkach. Na szczęście singielek wreszcie się skończył i końcówkę błotnego zjazdu, już mniej stromego udało się pokonać jadąc. Nawet załapaliśmy się na fotkę tak jak zawodnicy wyścigu :D


Zjazd, a w zasadzie zejście z Czarnej Góry po ulewie

Dotarliśmy do Przełęczy Puchaczówka. Dalej zdecydowaliśmy się zjechać z trasy wyścigu i jechać asfaltem przez Sienną i Stronie Wieś do Stronia Śląskiego. Dobrze, że było ciepło, więc jazda po kałużach i w deszczu aż tak bardzo nam nie przeszkadzała. gdy dojechaliśmy do centrum Stronia przestało padać i wyszło słońce. więc końcówka dojazdu do noclegu była już całkiem przyjemna.

Takim oto sposobem udało nam się dzisiaj zdobyć najwyższy szczyt Masywu Śnieżnika. Najważniejsze, że na samym szczycie Śnieżnika i podczas zjazdu do schroniska pogoda była dla nas łaskawa, potem i tak już było nam wszystko jedno :D Pomimo nagłego załamania pogody wycieczka i tak była udana :)

Stronie vol.2 - Trzebieszowice i Lądek Zdrój

Sobota, 26 lipca 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Drugi dzień urlopu na wyjeździe. Rano znów zwiedzanie - tym razem Jaskinia Niedźwiedzia i kamieniołom Marianna, zatem na rower znów dopiero popołudniu. Wyjeżdżamy parę minut po godzinie 16tej. Dziś w planie zamek na skale w Trzebieszowicach i Lądek Zdrój.

Początek asfaltem do Stroni Wieś. Tutaj w lewo i terenowo pod górę zielonym pieszym - tym samym, którym zawodnicy maratonu zjeżdżali w stronę mety. Podjazd nie był łatwy. Częściowo szutrowy, a częściowo po kamolach. Udało mi się pokonać bez mała cały - z jednym zatrzymaniem na kamolach. Następnie szutrowy zjazd zielonym rowerowym do Konradowa. Po drodze mijamy dawny wapiennik. W między czasie zaczyna lekko padać deszcz, ale jedziemy dalej.


Dawny wapiennik przy zielonym rowerowym

W Konradowie kawałek asfaltem. Po drodze krótki postój przy dawnym barokowym dworku z XVIII w. Obecnie dwór niestety coraz bardziej popada w ruinę, zresztą jak spora część dworków w tej okolicy.


Dwór w Konradowie z XVIII

Od Konradowa jedziemy terenem czerwonym rowerowym do Trzebieszowic. Początek szlaku to trudny kamienisty podjazd, który dodatkowo utrudnia nam padający deszcz i wredne końskie muchy, które atakują nas na potęgę. Pod koniec podjazdu przestaje padać, ale w terenie dalej mokro. Jedziemy po płaskim przez pola i zarośla,a potem fajnym terenowym zjazdem do torów kolejowych w Trzebieszowicach.

Nasze rowerki na torach

Dalej jedziemy czerwonym rowerowym - ale tym razem asfaltem - na Zamek na Skale. Owy zamek to w zasadzie bardziej hotel i budynek restauracyjny. Zamkiem jest w zasadzie bardziej z nazwy.


Zamek na skale w Trzebieszowicach

Po obejrzeniu zamku dalej asfaltem czerwonym rowerowym w stronę Lądka Zdroju. Po drodze skręcamy w lewo na zielony rowerowy i podjeżdżamy początkowo asfaltem, potem szutrowo do jaskini Radochowskiej. Jaskinia jest już zamknięta. Zwiedzać można tylko z przewodnikiem. Do środka prowadzi bardzo wąskie przejście. Pozostaje nam zjechać z powrotem do czerwonego rowerowego i podążać dalej asfaltem do Lądka Zdroju. Po dotarciu do celu udajemy się na rynek, gdzie znajduje się ratusz i pomnik Trójcy Świętej.


Pomnik Trójcy Św. na rynku w Lądku Zdroju


Ratusz na rynku w Lądku Zdroju

Czas wracać do Stronia. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać dalszą częścią czerwonego rowerowego. Początek asfaltowy, w pobliżu ogródków działkowych. Jednak dalej szlak nie jest już taki fajny. Zarośla, krzaki na wysokość połowy roweru. Jakby szlak był kompletnie nie uczęszczany. W efekcie w kasetę i kółeczka przerzutki wkręca się masa traw. Decydujemy się wracać do asfaltu i obrać inną drogę powrotu.


Trawy w napędzie

Jedziemy kawałek asfaltem drogą krajową 392. Potem skręcamy w lewo na Kąty Bystrzyckie. Asfalt w nie najlepszym stanie, ale lepsze to niż
krzaki. Najpierw podjazd, potem zjazd i znów podjazd i jesteśmy w Kątach Bystrz. Tutaj wjeżdżamy w teren na na dalszy odcinek czerwonego rowerowego. Tym razem szlak wiedzie przyjemnym szuterkiem, miejscami są kamienie. Podjazd, zjazd i znów podjazd (i znów podjeżdżaliśmy tu gdzie zawodnicy maratonu mieli zjazd). Z czerwonego zjeżdżamy na ten sam zielony pieszy, którym dziś już jechaliśmy. Tym razem czeka nas zjazd :) Zjazd całkiem fajny, pokonałam cały i to w miarę szybko. Niestety na samym końcu kapeć w tylnym kole - najprawdopodobniej przez dobicie. Szybka zmiana dętki i już tylko asfaltem przez Stronie Wieś do kwatery.

I tak oto wyglądał drugi rowerowy dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Kilometrów zbyt wiele może nie wyszło, ale wyjechaliśmy dość późno, a terenowa jazda po górach nie jest łatwa. Najważniejsze, że udało nam się zwiedzić kilka nowych miejsc :)

Sokole Góry i Biakło

Środa, 23 lipca 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Pomimo zapowiadanych opadów deszczu umówiliśmy się dziś popołudniu z Łukaszem na wypad w Sokole Góry. Już w drodze do Jagiellończyków zastanawialiśmy się z Alkiem czy nie zawrócić, gdyż zerwał się mocny wiatr i zaczęło kropić, ale gdy dojechaliśmy na miejsce spotkania padać przestało. Gdy dojechał Łukasz ruszyliśmy w drogę.

Pojechaliśmy Alejką Pokoju (i tutaj zaczęło znów padać), potem przez Kucelin (gdzie już bardziej lało niż padało), koło Guardiana, wzdłuż torów i terenem do początku rowerostrady. Z każdą minutą deszcz powoli ustawał. Dalej pożarówką do końca i w Sokole Góry. Tutaj najpierw żółtym pieszym, potem czerwonym, a potem Łukasz poprowadził nas kilkoma technicznymi ścieżkami. Było ślisko, więc trzeba było szczególnie uważać podczas zjazdów po kamieniach. W kilku miejscach wolałam z roweru zejść, by nie zaliczyć gleby. Po rundce przez Sokole Góry udajemy się jeszcze na Biakło, które objeżdżamy dookoła fajnym singielkiem, po czym zjeżdżamy do parkingu.

Analogicznie jak wcześniej pożarówką, potem terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Tutaj Łukasz jedzie prosto, a my w lewo i przez Błeszno. Odbijamy jeszcze na myjkę umyć rowerki i wracamy do domu.

Terenowo do Złotego Potoku - 4 tys. w sezonie

Wtorek, 22 lipca 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Urlop w trakcie, zatem można sobie pozwolić na dłuższy terenowy wypad. Umówiliśmy się najpierw z Łukaszem na wypad do Złotego Potoku, a później chęć wspólnej jazdy wyraził jeszcze Andrzej, który dołączył do nas w trakcie jazdy. We troje z Łukaszem wyruszyliśmy spod Jagiellończyków.

Najpierw standard Alejką Pokoju, przez Kucelin i Legionów. Dalej terenem przez Ossona, czerwonym rowerowym, potem Zielona Góra, kawałek asfaltem przez Kusięta i znów terenem koło jaskini Towarnej i przez szczyt Gór Towarnych. Zjazd do Olsztyna, gdzie na rynku czeka już na nas Andrzej. Dalej we czwórkę asfaltem w stronę Biskupic, po czym znów w teren i przez Sokole Góry. Łukasz prowadzi najpierw żółtym pieszym, potem zielonym pieszym do Krasawy. Zielony szlak bardzo zapiaszczony. Kawałek asfaltem i znów w teren zielonym pieszy do Siedlca-Szczypie. Kawałek asfaltem i w prawo w teren na zielony / niebieski pieszy (również mocno zapiaszczone). Wyjeżdżamy koło Suliszowic i dalej terenem niebieskim pieszym / zielonym rowerowym jedziemy do Ostręzznika. Kierujemy się do najpierw jaskini Ostrężnickiej, po czym ścieżką ku źródłom zielonym / żółtym rowerowym obok stawów i obok amfiteatru jedziemy do groty Niedźwiedziej. Podjeżdżamy pod grotę, po czym zjazd i dalej szlakiem nad staw Amerykan w Złotym Potoku. Ze stawu jedziemy jeszcze do dworku Krasińskiego, gdzie robimy krótką sesję zdjęciową.


Przed dworkiem Krasińskiego - fot. by Łukasz

Następnie jedziemy Aleją Klonową, potem niebieskim rowerowym i dalej czerwonym pieszym (dosyć piaszczystym) do Pabianic. Kawałek asfaltem i znów terenem czerwonym / niebieskim pieszym, a potem czarnym i żółtym rowerowym do Zrębic. Za kościołem w lewo i terenem czarnym rowerowym w stronę Sokolich Gór. W Sokolich czerwonym pieszym, po czym Andrzej prowadzi nas pętelką po technicznych ścieżkach. Po technicznej rundce żółtym / zielonym pieszym jedziemy na Górę Biakło. Podjazd i podziwianie zachodu słońca.


Zachód słońca na górze Biakło - fot. by Łukasz

Następnie zjazd do parkingu i na chwilę do Andrzeja uzupełnić zapasu płynów. Andrzej zostaje już w domu a my we troje jedziemy dalej. Analogicznie jak wcześniej asfaltem w stronę Kusiąt, potem przez szczyt Towarnych (podjazd, a w zasadzie częściowe podejście z tej strony dużo trudniejsze), koło jaskini, asfaltem przez Kusięta, przez Zieloną Górę gdzie jest już całkiem ciemno (od tej strony podjazd pokonany w całości, zjazd także całkiem przyjemny) i dalej czerwonym rowerowym i przez Ossona do Legionów. Dalej przez cmentarz Żydowski i przez Kucelin do Alejki Pokoju, gdzie odłącza się Łukasz. Dalej już we dwoje przez osiedle do domu.

Filmik z wypadu:


Dzisiejszy terenowy wypad nieco zmęczył. Nie brakowało dziś podjazdów, technicznych zjazdów i piaskownic na szlakach. Kilometrów również wyszło całkiem sporo. Zmęczenie jest, ale satysfakcja z wypadu również :) Dziękuję wszystkim za super towarzystwo :) Dodam na koniec, że dziś wskoczył na licznik czwarty tysiąc w sezonie.

Bike Maraton 2014 - Bielawa

Sobota, 19 lipca 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kolejny wyścig z cyklu Bike Maraton. Od samego rana świeciło słońce i było bardzo ciepło, co zwiastować mogło dziś tylko jedno - wyścig w prażącym słońcu i upale.

Najgorszy był dla mnie pierwszy podjazd - który z drobnymi przerywnikami miał jakieś 15 km.
Start był na terenie Ośrodka Wczasowo - Wypoczynkowego Sudety przy sztucznym zbiorniku. Po pierwszych metrach wjechaliśmy na szutrowy odcinek, na którym strasznie się kurzyło, ale po chwili wjechaliśmy na asfalt prowadzący mocno w górę, który szybko zniknął i pojawiła się szutrowo - kamienista nawierzchnia. Było mi tak strasznie gorąco, i tak się kurzyło, że momentami ledwie jechałam i tylko widziałam co chwilę kolejne wyprzedzające mnie osoby. Zastanawiałam się cały czas czy dam radę przejechać dystans mega. Po 6 kilometrach wjechaliśmy pod Trzy Buki (628m n.p.m.).

Pierwszy Podjazd tuż za startem

Po osiągnięciu szczytu była chwila odpoczynku na zjeździe, po czym od rozjazdu (tuż za pierwszym bufetem) na 9 kilometrze Mini/Mega zaczynał się kolejny wymagający dobrej kondycji podjazd. Na 12 km kolejny bufet i dalsza część kamienistego, wcale nie łatwego podjazdu pod Wielką Sowę (1015m n.p.m.). Na szczęście im wyżej tym robiło się chłodniej, więc jechało mi się coraz lepiej. Udało mi się nawet pokonać cały podjazd, co jest dla mnie sporym osiągnięciem.


Na podjeździe


Pokonywanie kamieni


Pokonywanie kamieni

Po osiągnięciu szczytu był około 2,5 kilometrowy zjazd, na którym pod sam koniec dostałam w prawe kolano jakąś grubą gałęzią i przed oczami aż zobaczyłam chyba wszystkie możliwe gwiazdozbiory świata. Po zjeździe na dół kolejny podjazd wokół Małej Sowy (972m n.p.m.), a potem na Średnią Górę, gdzie znajdował się drugi bufet (na 21 km trasy), z której był trudny technicznie zjazd po korzeniach i kamieniach. Najbardziej jednak podobały mi się reakcje turystów, którzy widząc jak podjeżdżam aż klaskali i gratulowali. Na jednym z podjazdów - mnie pamiętam którym jeden z okolicznych mieszkańców polewał zawodników wodą z węża dla ochłody - oczywiście z chęcią z tego skorzystałam. Większość zjazdu z Średniej Sowy udało mi się pokonać, jednak w kilku miejscach musiałam się podeprzeć nogą.

Do 31km, czyli rozjazdy Giga / Mega było jeszcze kilka wymagających zjazdów i podjazdów. Najgorszy był krótki asfaltowy podjazd pod schronisko. Pokonałam cały podjazd, jednak łatwo wcale nie było. Sprawiło mi to nie lada radość, tym bardziej, że obok mnie rowery prowadziło wielu facetów. Od rozjazdu trasa prowadziła szczytami gór z kilkoma zjazdami i podjazdami, między innymi na Lisie Skały, ale cały czas jechało się ciężkim terenem po kamieniach i korzeniach. W pobliżu 36 km trasa powoli zaczynała prowadzić w dół z początku terenem po korzeniach i kamieniach, a potem bardzo szybkimi szutrami z mnóstwem niebezpiecznych zakrętów. Na jednym z nich o mało co nie wypadłam z trasy w drzewo. Ostatnie około 2 km do mety to już łagodny zjazd, który pokonaliśmy na rozgrzewce, więc już go znałam, i wiedziałam jaką obrać ścieżkę jazdy.


Szybki zjazd


Tak się kurzyło na trasie


Podjazd


Na zjeździe


Kolejny zjazd


Zjazd przed metą

Po przyjeździe na metę nie wiedziałam na jakiej uplasowałam się pozycji. Dopiero po chwili dostałam od Bike Maratonu smsa z wynikiem dzisiejszego wyścigu: miejsce 7 z 9 w K2 Mega i 364 z 516 Open.

Profil trasy maratonu: