Olsztyn i Poraj - uciec przed deszczem
Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie skręciliśmy w prawo i potem koło Ocynkowni, obok Guardiana, koło nastawni i następnie przez Kusięta. Podjazd pod górkę na Kusiętach poszedł mi dziś dość sprawnie. Już przy pierwszej górce rogerka zaczął dość mocno słabnąć. Pod następną podjechał już sporo wolniej. Zaproponowaliśmy, że zwolnimy tempo, ale gdy dojechaliśmy do Olsztyna postanowił, że wróci samotnie swoim tempem do domu, a my będziemy mogli jechać dalej. Zaczęło lekko kropić, więc zdecydowaliśmy, że zatrzymamy się na chwilę w leśnym i poczekamy na dalszy rozwój sytuacji.
Posiedzieliśmy chwilkę i przestało kropić, więc ruszyliśmy w drogę. Pojechaliśmy asfaltem w stronę Biskupic. Pod słynną górkę w Biskupicach zwaną "osz ku... mać" jak zwykle podjechałam dużo wolniej niż chłopaki. Znowu zaczęło padać, więc zatrzymaliśmy się za górką przy sklepie, by przeczekać chwilę. Jednocześnie padało i świeciło słońce. Po kilku minutach już nie padało, więc pojechaliśmy dalej asfaltem przez Choroń do Poraja. W Poraju przez przejazd kolejowy i potem asfaltem nad zalew.
Podczas gdy w Poraju świeciło słońce i było cieplutko, Rafał otrzymał informację, że w Częstochowie leje deszcz. Postanowiliśmy, że wykorzystamy dobrą pogodę objedziemy zalew dookoła. Pojechaliśmy najpierw kawałek szutrówką, potem przenieśliśmy rowery przez kładkę nad strumykiem i jechaliśmy dalej kawałek po szutrze. W Masłońskich chcąc ominąć piach na plaży pojechaliśmy kawałek przez las. Po wyjechaniu z lasu znów po szutrze, przez most nad zalewem i dalej terenem w pobliżu zalewu. Wyjechaliśmy na asfalt w Kuźnicy Starej. Widać było, że nad Częstochową zebrały się ciemne chmury.
Po objechaniu zalewu pojechaliśmy asfaltem przez Jastrząb zznówdo Poraja, skąd mieliśmy już kierować się w stronę domów. Zerwał się mocniejszy wiatr, więc uznaliśmy, że część trasy pokonamy terenem. Pojechaliśmy główną drogą przez Osiny. W Osinach za kościołem skręciliśmy w prawo i kawałek jechaliśmy szutrówką. Następnie po błocie koło odlewni żelaza i potem przez las na Samule. Minęliśmy zalew i pojechaliśmy terenem pomarańczowym rowerowym do Zawodzia. Kawałek asfaltem pomarańczowym szlakiem, znów trochę terenem i potem przez nowy most w Korwinowie, gdzie wyjechaliśmy znów na asfalt.
Chyba było świeżo po deszczu, bo drogi były mokre. Mieliśmy nadzieję, że już nas nie zmoczy. Pojechaliśmy asfaltem do Słowika. Z każdym metrem było coraz więcej kałuż. Niestety zaczęło również padać i to dość solidnie. Nie mieliśmy już gdzie się zatrzymać, więc jechaliśmy dalej w deszczu. Najgorszy był szutrowy odcinek - nie dość, że zmoczył nas deszcz, to jeszcze schlapaliśmy się cali w błocie. Na płytach betonowych było już nieco lepiej. Jeszcze tylko jeden kawałek po błocie i wyjechaliśmy na asfalt na Bugaju. Za przejazdem kolejowym pojechaliśmy przez Michalinę do DK1. Na rozjeździe pod trasą Rafał pojechał prosto w stronę Rakowa, a ja i Kamil przez Błeszno w stronę makro. Wytłumaczyłam Kamilowi dalszą drogę do centrum i odbiłam na Jesiennej do domu.
Pomimo tego, że pod koniec wycieczki zostaliśmy cali przemoczeni, był to bardzo przyjemny wypad, w miłym towarzystwie i dobrym tempie. Sama jestem zaskoczona tempem jazdy, tym bardziej, że prawie cały czas dość mocno wiało nam prosto w twarze. Nie jechało się łatwo. Do tego całą trasę uciekaliśmy przed deszczowymi chmurami. Całe szczęście obyło się dziś bez żadnych kapci, tym bardziej, że ostatnio często mnie prześladują. Większość trasy była asfaltowa, jednak nie zabrakło też dzisiejszego dnia szutru, piachu i błota. Dziękuję chłopaki za towarzystwo i do następnego :)