Wpisy archiwalne w kategorii

1) do 30 km

Dystans całkowity:5536.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:162:51
Średnia prędkość:19.38 km/h
Maksymalna prędkość:61.29 km/h
Suma podjazdów:11992 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:2034 kcal
Liczba aktywności:357
Średnio na aktywność:15.51 km i 0h 49m
Więcej statystyk

Droga do i z pracy

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Cały zeszły tydzień dojeżdżałam do pracy samochodem. Postanowiłam więc w tym tygodniu nadrobić troszkę straconych kilometrów. Pomimo dość sporego zmęczenia organizmu po weekendzie oraz dużych zakwasów wsiadłam dziś na rower i pojechałam do pracy. Chciałam choć troszkę pobudzić mięśnie. Trasa jak zawsze, w drodze towarzyszył mi Robert. Tempo dużo niższe niż zwykle. Po pracy samotnie do domku. Skróciłam sobie drogę przez lasek. Strasznie dziś gorąco.

W drodze do pracy © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem na 75 Masę Krytyczną

Piątek, 25 maja 2012 · Komentarze(2)
Rano dojazd do pracy spokojnym tempem. Nie chciało mi się dziś gonić. Potem do domu tą samą trasą, ale już dużo szybszym tempem. Po obiedzie do jurczyka zostawić rower i przesiąść się na rikszę.

Rikszą razem z jurczykiem i virusem na jubileuszową 75 Częstochowską Masę Krytyczną. Mój debiut jako prowadzącą ekipę 240 rowerzystów uważam za udany, tym bardziej, że byłam pierwszą kobietą jadącą na Masie rikszą. Obyło się bez żadnych nieplanowanych zdarzeń.

Po masie razem z obstawą Helenki, Krzyśka, Darka i Zbyszka odstawić rikszę i swoim rowerkiem do Andrzeja na pomasową imprezę, połączoną z urodzinami Agnieszki. Pierwsza chwila po zamianie rikszy na mój rower nie do opisania, tego trzeba doświadczyć :D Ciężko było mi zapanować nad kierownicą i opanować tor jazdy. Od Andrzeja jeszcze do Lidla. Na pomasowej imprezie jak zawsze masa śmiechu i dobrego humoru :) Po imprezce jeszcze dojazd do domu.

Kilometry przejechane rikszą nie zostały doliczone do dystansu, z powodu braku licznika. Dziękuję tym, którzy od początku wierzyli we mnie i w to, że poradzę sobie z jazdą rikszą. Tym którzy nie wierzyli udowodniłam, że kobieta też potrafi sobie poradzić.

Szprychówka:


na rikszy przed przejazdem:

Droga do i z pracy, a potem potrenować rikszą

Czwartek, 24 maja 2012 · Komentarze(2)
Najpierw rano do pracy, trasa jak zwykle. Po pracy na Garibaldiego do Dobrych Sklepów Rowerowych przymierzyć się do 2 rowerów. Nie wiem dlaczego, ale linia ASL jakoś mi zbytnio nie podchodzi.
Następnie do jurczyka na Focha, by potrenować choć trochę jazdę na rikszy przed jutrzejszą 75 jubileuszową Masą. Nawet nie szło mi tak źle.
Mam nadzieję, że dam jutro radę :) Zresztą opinia egzaminatora będzie najbardziej obiektywna:

"Kursantka Edytka uzyskała następujące oceny:
Znajomość przepisów ruchu drogowego - 5
Jazda do przodu - 5
Skręt w lewo - 5
Skręt w prawo - 4
Jazda na wprost - 4
Hamowanie - 3
Religia - 5
W O S - 5
Optymizm - 6
Średnia ocen 4,7 Kursantka jest uprawniona do prowadzenia rikszy we wszystkich krajach U E pod eskortą Policji. Częstochowa 24,05,12"

Po szybkim przeszkoleniu i treningu na średnio-sterownym 3-kołowym pojeździe udałam się do domu. Focha, potem wzdłuż linii tramwajowej, Bór, Jagiellońską i Jesienną. Popołudniu były inne plany niż rower. Więc na ten dzień tylko tyle.

W drodze do pracy:

Droga do i z pracy, a potem po mieście

Czwartek, 17 maja 2012 · Komentarze(2)
Najpierw rano do pracy, troszkę krócej niż zwykle bo na końcu ulicy przez lasek. Wiało tak mocno, że chyba pierwszy raz w życiu jechałam w terenie szybciej niż asfaltem. A do pracy jechałam dłużej niż zawsze.
Po pracy razem ze STi pozałatwiać na mieście kilka spraw przed weekendowym wyjazdem. Na początek do galerii Jurajskiej – do Orange
i Rossmann’a. Następnie do ING Banku w I Aleję NMP. Potem do Rafała do Dobrych Sklepów Rowerowych popytać o ramy. W poniedziałek na przymiarkę dwóch rowerów na ramach, które oglądałam.

Jak już wszystko było załatwione i zostało mi trochę czasu postanowiłam pojechać na stadion Włókniarza, ku pamięci Lee Richardson’a. Dawniej kiedy w naszym klubie jeździli Sebastian Ułamek, Ryan Sullivan, czy Lee mocno kibicowałam Włókniarzowi. Z czasem coraz mniej, bo pojawiły się inne zainteresowania, ale o Lee nie zapomnę. Pamiętam jeszcze czasy, gdy na mojej ulicy był bar Speedway, w którym wisiały plakaty i zdjęcia z żużlowcami Włókniarza. Lee zawsze uśmiechnięty.

W drodze powrotnej spotkanie z bardzo chamskim i perfidnym kierowcą. Jadę ulica Lipową. Skrzyżowanie z gajową - drogi równorzędne, zasada ustąp z prawej. Przede mną jakieś auto, nie zwróciłam uwagi jakie, ale to mało istotne. Po naszej lewej taksówka - my mieliśmy pierwszeństwo. Taksówkarz ustąpił pojazdowi przede mną, mnie już nie, bo przecież rower nie jest uczestnikiem ruchu i można go olać. Miałam skręcić w prawo ale postanowiłam pojechać prosto wprost przed maskę taksówki. W ostatniej chwili gość się zatrzymał prawie przede mną i jeszcze głową kiwał :/ Takich to trzeba by było chyba wsadzić na rower i zachować się wobec nich identycznie, może by się czegoś nauczyli.

Miejsce pamięci dla Lee Richardson’a:



„Niech oni się uśmiechną, Lee by tego chciał...”

W poszukiwaniu konwalii

Środa, 16 maja 2012 · Komentarze(3)
Pogoda jak na maj (mój ulubiony miesiąc, w którym się urodziłam, kiedy kwitną drzewa, kwiaty) niezbyt nas rozpieszcza. Zimno, wietrznie, pochmurno. Trudno było mi dziś zebrać się na rower, udało się dopiero pod wieczór. Chciałam zobaczyć, czy kwitną już konwalie. Chyba gdyby nie ten cel, nie zmobilizowałabym się na rower.

Pojechaliśmy z STi przez osiedle, potem Aleją Pokoju, obok skansenu, dalej koło huty, na rondzie w lewo na kostkę brukową, na której zawsze mnie wytrzęsie. Potem ścieżką rowerową na Legionów, kawałek asfaltem i zjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy. Tam przerwa na poszukiwanie konwalii. Już zaczynają kwitnąć. Udało się nawet zrobić mały bukiecik.

Nie chciałam zbyt bardzo wytrząść delikatnych, cudownie pachnących białych dzwoneczków. Z tego powodu decyzja o tym, by możliwie jak najszybciej wyjechać na asfalt. Pojechaliśmy dalej czerwonym rowerowym do Kusiąt. Następnie asfaltem cały czas, aż do nastawni, dalej koło Guardiana, obok huty, koło skansenu, Aleją Pokoju, i jak zwykle Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Uwielbiam konwalie - takie delikatne, prześliczne, wspaniale pachnące - rzec by można, że to moje ulubione majowe kwiaty :) Własnoręcznie zrobiony mały bukiecik cieszy o wiele bardziej niż gotowy kupiony na jakimś bazarku. Ciesze się, że pomimo nie najlepszej pogody zmobilizowałam się i wsiadłam na rower - inaczej nie miałabym teraz w wazonie bukietu konwalijek.

Oto one:

Zdążyć przed deszczem, czyli powrót z ogniska

Sobota, 12 maja 2012 · Komentarze(0)
W sobotni poranek po forumowym ognisku trzeba było wrócić do domu. Agnieszka, Ruda i Maciek (CSA) nie wracali na rowerach - przyjechał po nich Mariusz i zabrał ich samochodem. Faki, Robert i ja wracaliśmy obładowani na rowerach.

Na dobry początek wprowadziliśmy rowery na szczyt Towarnych, potem częściowo sprowadziliśmy, a częściowo zjechaliśmy na dół na polanę. Dalej przez piach do asfaltu. Z każdą chwila było coraz chłodniej i robiło się ciemniej od chmur. Pojechaliśmy asfaltem przez Kusięta. Nagle zerwał się strasznie silny wiatr.
Stanęliśmy na chwilę na przystanku, żeby przeczekać jakby miało zacząć lać.

Wiatr rozwiał ciemne chmury. Uznaliśmy, że jedziemy dalej, przez Kusięta, obok nastawni i koło Guardiana, gdzie odłączył się Faki i pojechał dalej asfaltem, a my z Robertem ścieżką wzdłuż rzeki i w stronę skansenu. Dalej już jak zawsze Aleją Pokoju, Jagiellońską i przez osiedle do domu. Udało nam się dojechać

Droga do i z pracy, a wieczorem do Towarnych na ognisko

Piątek, 11 maja 2012 · Komentarze(3)
Najpierw rano do pracy - standardowa trasa jak w każdy inny dzień, bez żadnych modyfikacji. Po pracy szybko do domu, spakować się na popołudniowy wyjazd wspólnie ze znajomymi z CFR na ognisko w Górach Towarnych.

Miejscem spotkania był skansen. Przyjechał do mnie wcześniej STi, żeby zabrać jeszcze ode mnie karimatę. Ruszyliśmy potem w stronę skansenu. Nieoczekiwanie, przy parkingu koło PZU miałam bliskie spotkanie z innym rowerzystą, które zakończyło się lotem przez kierownicę i upadkiem na asfalt. Jakiś niezbyt rozważny człowiek zajechał mi drogę i w efekcie uderzyłam kołem w jego ramę, przeleciałam nad jego rowerem i łokciem i dłonią przytarłam po ziemi. Koleś wstał i zdążył uciec zanim ja w ogóle zdążyłam się podnieść. Dobrze, że nic poważnego się nie stało i mogłam jechać dalej.

Pod skansenem czekała już spora ekipa osób z CFR, w składzie: helenka z mężem Krzyśkiem i córką Kasią, zbyszko61 i poisonek. Po chwili dojechał też Gaber i markon. Razem pojechaliśmy w stronę huty, ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana, gdzie dogoniliśmy dwie Agnieszki - Abovo i Rudą. Dalej przez Kusięta asfaltem, bo ciężko było by terenem z takimi tobołkami na plecach. Mimo tego jakoś lekko mi się jechało i większość trasy trzymałam się z przodu. Za górką w Kusiętach zauważyłam, że reszta ekipy została w tyle. Chwile czekałam z Gaberem, ale się jednak wróciliśmy, bo okazało się, że w rowerze Kasi był kłopot z przerzutką.

Uznałam potem, że będę jechać z tyłu - nikt nie zarzuci mi, że nie widzę co się za mną dzieje - mimo tego, że prawie co chwila oglądałam się do tyłu i patrzałam jak reszta ekipy. Wszyscy odjechali i tylko STi dopiero po dłuższej chwili zauważył, że mnie nie ma. Z asfaltu skręciliśmy w stronę Towarnych. Tutaj był kawałek terenu - troszkę piachu i lekko po górkę. Potem przez polanę i ścieżką między drzewami w stronę jaskini. Dojechaliśmy w efekcie od innej strony niż reszta i wcześniej niż oni, ale sam cel był ten sam. Na miejscu czekał już na nas Przemo. Do ostatniego momentu próbowałam wjechać rowerem pod górkę, jednak przy końcu musiałam wprowadzić rower.

Na Towarne dojechali jeszcze jurczyk (wpadł tylko na chwilę dotrzymać nam towarzystwa) i chwilę po nim Faki. Później dojechał jeszcze ProPhet, który przybył razem ze STi podczas gdy wracał z Olsztyna ze sklepu.
W trakcie imprezy, gdy już była mocno rozkręcona przyjechali jeszcze kobe24la z pietro1978.

Podsumowując - impreza bardzo udana, towarzystwo wyśmienite - jak zawsze masa śmiechu, pełno wygłupów no i te super wokale, które towarzyszyły muzyce gitar i fletu. Kiełbaski prosto z ognia wyborne, ziemniaczki z popiołu również :) oczywiście muszę jeszcze wspomnieć o przepysznej sałatce, którą sama doprawiałam :D Pogoda także była dla nas bardzo hojna, słonko świeciło aż do zmierzchu. Jedynym problemem było spore stado much i komarów, które przeokropnie lgnęło do spoconych rowerzystów.

Powrotu opisywać nie będę, gdyż będzie w następnym wpisie - już w sobotę.
Dziękuję wszystkim za super zabawę i z niecierpliwością czekam na następny taki wypad.

Przy ognisku:


Trzeba narąbać na opał:


Płonie ognisko w lesie... przy jaskini:


Z Robertem i Helenką:



Droga do i z pracy

Czwartek, 10 maja 2012 · Komentarze(0)
Dziś tylko do pracy i z powrotem. Nic szczególnego, no może poza tym, że wiozłam na kierownicy śpiwór pożyczony od Helenki, przeznaczony na jutrzejszy nocleg po ognisku. Niestety ciągle trzyma mnie katar i ogólne otumanienie.

Wieczorny wypad na strzelnicę

Wtorek, 8 maja 2012 · Komentarze(2)
Nie umiałam rano zmobilizować się do tego, by jechać do pracy rowerem. Postanowiłam więc chociaż na chwilkę wyjść na rower pod wieczór. Razem ze STi myśleliśmy gdzie by się wybrać - jak w pobliżu niedaleko to gdzie? - oczywiście na strzelnicę. Nie chciało mi się specjalnie przebierać na kilka km, więc pojechałam w zwykłych ciuchach dla odmiany.

Pojechaliśmy przez Wypalanki, dalej Poselską do Żyznej i zjechaliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki, którą jechaliśmy równolegle do Dźbowskiej. Przy parku skręciliśmy w Zagłoby i wyjechaliśmy na Dźbowską. Kawałek główną drogą, a potem przez Trzcinową obok cmentarza, i potem terenem w kierunku małego stawu na terenie strzelnicy.

Nad stawem kilka fotek - niestety przewrócił mi się rower i zamoczyło mi się siodełko, torba pod siodełkiem i rączka na kierownicy. Torbę i rączkę można było ejszcze jakoś wykręcić, ale siodełka nie bardzo. Przez jakiś czas musiałam jechać na stojąco. Pojechaliśmy terenem przepiękną alejką brzozową w kierunku bunkrów.
Nie zatrzymaliśmy się dziś przy bunkrach, tylko pojechaliśmy kawałek dalej w miejsce, o którym mało kto chyba wie, bo nawet wjazd tam jest dość zarośnięty. Powspinałam się troszkę na jednej ze ścian i ruszyliśmy z powrotem, bo coraz bardziej zaczęły zjadać nas komary.

Z powrotem szutrowymi drogami przez Weteranów, w prawo Oficerską i dalej do Skrzetuskiego. Dojechaliśmy do asfaltu. Przez Sabinowską, do Żyznej, Wypalanki i do domu. Miałam jeszcze w planie jechać rowerem do Lidla, ale wizja nie do końca wyschniętego siodełka trochę mnie zniechęciła.

Nad stawem:






Kilka "brzozowych fotek":








Żeby się nie przewróciła:


Dmuchawce, latawce, wiatr :D


mała wspinaczka:

Droga do i z pracy, potem do Decathlon'u i GoSport'u

Środa, 2 maja 2012 · Komentarze(0)
Najpierw do pracy tą samą drogą co zwykle i przy okazji odwiedzić Helenkę. Po pracy do domu. Towarzyszył mi arturm, którego spotkałam razem z Pikselem u Gawła. Z pracy droga troszkę dłuższa, bo standardowa droga już mi się nudzi.

Po południu przez Błeszno, duktem przy trasie, a potem przez Wrzosową, razem z PRZEMO2 do GoSport'u i Decathlon'u obejrzeć rowery i ciuchy rowerowe. Z powrotem ślimakiem nad trasą, jakimiś terenowymi ścieżkami przez Nową Wieś do Słowika. Później szutrówką do Bugaja. Dalej przez Michalinę i Błeszno do domu.