Wpisy archiwalne w kategorii

9) W towarzystwie

Dystans całkowity:23261.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1034:45
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:116128 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:18886 kcal
Liczba aktywności:556
Średnio na aktywność:41.84 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Mstów

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
W planach był wyjazd do Krakowa. Trasa zapowiadała się bardzo ciekawie. Niestety późnym wieczorem doszła informacja, iż ze względu na zapowiadane burze wycieczka odwołana. Po popołudniu zatem wybraliśmy się na krótką przejażdżkę do Mstowa.

Po wczorajszym błocie dziś trasa asfaltowa. Przez osiedle, potem Aleją Pokoju, przez Kucelin, Odlewników, Legionów, Przez Srocko i Siedlec do Mstowa. Tutaj kawałek terenem do zabytkowych stodół, a potem jeszcze przez rynek i park na krótki postój koło Skały Miłości. Następnie powrót do domu. Przez Siedlec, koło Przeprośnej Górki i przez Mirów do Czewy. Dalej Mirowską, Faradaya, Legionów, wzdłuż DK1 i wałem nadwarciańskim na Dąbie. Następnie przez dworzec i Alejką Pokoju do domu.

Jazda z Krakowa do Częstochowy to nie była, ale powrót prawie cały czas pod wiatr sprawił, że trochę się zmęczyłam. Plusem zaistniałej sytuacji było to, że przynajmniej można było odespać wczorajszy maraton. A co do zaplanowanej przez Darię wycieczki pozostaje nadzieja, że co się odwlecze to nie uciecze :D

Alek koło zabytkowej stodoły © EdytKa


Prawie jak z lotu ptaka :D © EdytKa

Powerade MTB Marathon - Piwniczna Zdrój

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
13 lipca. Pobudka przed wcześnie nad ranem, albo jak kto woli w środku nocy. Za oknem deszcz. Wstaliśmy no to jedziemy. Ciekawe czy sławetny 13ty okaże się pechowym. Na miejscu okazało się, że pod względem pogody i warunków na trasie 13ty na pewno zrobił swoje. Szkoda mi było roweru i własnego zdrowia, więc zdecydowałam się, że tym razem pojadę krtki dystans, który wynosił niecałe 17 km. (Dodatkowe 3 km to krótka rozgrzewka przed startem).

Początek do około 4,5 km podjazdu. Najpierw asfaltem, potem po betonowych płytach, potem kawałek wypłaszczenia po błocie i na końcu pod górę terenem po śliskich kamieniach. Niestety ze względu na warunki końcówka podjazdu na piechotę. Następnie około 6 km zjazd. Początek śliski, po błocie i kamieniach. Około 8 km wjeżdżamy na wąską i krętą ścieżkę schodzącą w las. Jedziemy prawie gęsiego, przede mną co najmniej kilka osób, za mną również. Widzę przed sobą słynne trzy wykrzykniki. Przed nami kawałek ostrego zjazdu po kamieniach i błocie. Myślę sobie - zjadę. Nagle dziewczyna przede mną hamuje, nie mam jak jej minąć, więc także hamuję. W efekcie zaliczam OTB i ląduję na ziemi. Nie zdążyłam nawet dobrze wylądować już słyszę za sobą od jakiegoś chłopaka "weź tę rękę bo Ci po niej przejadę". Nawet nikt nie spytał czy nic mi nie jest. Niezbyt miłe zaskoczenie. Zbieram się i jadę dalej doganiając zawodniczkę, która jechała przede mną i kilak osób, które mnie minęło. Jeszcze kawałek zjazdu po błocie terenie, a potem jakieś 2 km krętego zjazdu po betonowych płytach. Na 11 km bufet, który mijam bez postoju i zaczyna się podjazd. Początek asfaltem, potem terenem po błocie i kamieniach. Do mety jakieś 4 km. Prawie 2 km podjazdu na piechotę, bo jechać się praktycznie nie dało z moimi umiejętnościami. Około 13 14 km wypłaszczenie. Przejeżdżamy przez jakąś polanę. Następnie zjazd z tej polany, a potem znów po betonowych płytach. Na koniec kilkaset metrów asfaltem pod górę i do mety. Na mecie kolejne zaskoczenie - brak prądu spowodował, że wszystkie dmuchane reklamy opadły na ziemię. Tak więc przed metą musiałam jeszcze przedrzeć się jakoś przez te przeszkodzę. Pokonałam ostatnią reklamę i w momencie gdy przejechałam pod bramką pomiaru czasu znów włączono prąd.

Cała zmarznięta i ubłocona udałam się do tablicy wyników. Spojrzałam i oczom nie wierzyłam. Zajęłam 3 miejsce w kategorii K2 Mini na 7 startujących dziewczyn. Open 48 miejsce z 80 zawodników. Jednak opłacało się wystartować choćby na takim krótkim dystansie :) Zdobyłam już 2 puchar w Powerade. W sumie to cieszę się, że nie pojechałam dystansu mega, wynoszącego 50 km, bo nie wiem czy moje hamulce by to przeżyły. Po zaledwie 17 km prawie całe klocki z tyłu się zdarły. A co by było, jakbym musiała jechać jeszcze 30 km w błocie i nagle na jakimś zjeździe nie miałabym czym zahamować? Lepiej o tym nie myśleć i cieszyć się z dobrej decyzji. Pierwszy raz to ja mogłam powitać na mecie narzeczonego, a nie on mnie :D

Fotki z maratonu:
Pierwszy podjazd
Po błocie
Na zjeździe
Ostatni zjazd

Puchar zdobyty :) © EdytKa


Stan klocków po błotnej masakrze © EdytKa

Łutowiec, Żarki - czwarta setka

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Zaplanowałam na dziś wycieczkę czerwonym szlakiem rowerowym na Górę Zborów, tak by przy okazji zwiedzić Jaskinię Głęboką. Niestety jak się potem okazało trasa wycieczki wyglądała fajnie i pięknie jedynie na mapie. W trakcie jazdy musieliśmy nieco zweryfikować plany, ale może wszystko po kolei.

Wyruszyliśmy chwilę po dziewiątej. Najpierw standard przez osiedle, a potem asfaltem przez Kucelin, Odlewników i Legionów. Następnie wjeżdżamy w prawo teren na ów słynny czerwony rowerowy. Terenem do Kusiąt, potem asfaltem do Olsztyna i znów terenem z boku zamku. Już tutaj pierwszy raz gubimy szlak. Na szczęście znam tę okolicę, więc polnymi ścieżkami dojeżdżamy do czerwonego szlaku kawałek za kamieniołomem Kielniki. Następnie jedziemy asfaltem przez Przymiłowice. Potem znów terenem do Zrębic i asfaltem przez Zrębice i Krasawę. Od Krasawy czerwony znów prowadzi terenem w stronę Suliszowic. Zatrzymujemy się na chwilę na leśnej ścieżce by coś zjeść.

Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Szczypie i jedziemy do Suliszowic, gdzie szlak ponownie biegnie terenem. Niestety jest tak słabo oznaczony, że chwilę po zjeździe na leśną ścieżkę gubimy szlak. Wertujemy mapę i patrzymy, z jakimi innymi szlakami jednocześnie prowadzi czerwony rowerowy. Jedziemy trzymając się niebieskiego i zielonego pieszego. Na kolejnym rozwidleniu ścieżek znów musimy spojrzeć na mapę. Jedziemy czarnym / żółtym pieszym, w międzyczasie widząc gdzieniegdzie stare i już prawie niewidoczne oznaczenia czerwonego rowerowego i docieramy do Ostrężnika.

Tutaj kolejny raz musimy szukać szlaku. PZ mapy wynika, że czerwony szlak biegnie razem z niebieskim / żółtym pieszym. Leśne ścieżki zamieniają się w szerokie szutrówki, po których jedzie się całkiem przyjemnie. Dojeżdżamy do jakiegoś asfaltu. Skręcamy w prawo (wg. strzałki wyznaczającej kierunek czerwonego szlaku) i docieramy do Leśniowa. Ludzi pełno, trafiliśmy na jakiś odpust najwyraźniej. Przeciskamy się między straganami. Orientujemy się jednak, że powinniśmy chyba wbrew strzałce jechać w odwrotnym kierunku, więc wracamy się do końca szutrówki. Napotykamy grupkę rowerzystów jadących czerwonym szlakiem z Krakowa do Częstochowy. Oni również mówią nam, że mają spore problemy z oznaczeniami tegoż szlaku. Po krótkiej rozmowie z nimi ruszamy dalej terenem.

Trzymamy się czarnego rowerowego, w międzyczasie wypatrując oznaczeń szlaku czerwonego. Niestety kolejny raz gubimy szlak. Mamy już dość błądzenia i ciągłych postojów, by spoglądać na mapę i decydujemy się jechać dalej czarnym rowerowym (oznaczonym bardzo czytelnie) gdziekolwiek by nas zaprowadził. Docieramy do jakiejś Pustelni w Czatachowej. Jedziemy dalej terenem i dojeżdżamy do asfaltu w Trzebiniowie. Asfaltem kierujemy się w stronę Moczydła, a potem wjeżdżamy na zielony rowerowy i najpierw szutrówką, potem asfaltem docieramy do Łutowca. W Łutowcu postanawiamy zrobić postój koło skałek i po przerwie wracać już do domu, gdyż czas goni. Niestety jaskini dziś nie odwiedzimy. Do Góry Zborów jeszcze pozostał nam dość spory kawałek drogi.

Po krótkim odpoczynku ruszamy w drogę. Na terenowym podjeździe okazuje się, że dość mocno ociera mi tarcza w tylnym hamulcu. Kolejny nieplanowany postój, na szybki serwis. Szutrówką zjeżdżamy do asfaltu i jedziemy do Żarek. Na rynku przerwa na lody i potem już powrót do domu bez postojów. Spory odcinek asfaltem przez Żarki, Myszków, Żarki Letnisko, Masłońskie do Poraja. od Poraja wzdłuż torów, potem asfaltem przez Dębowiec i terenem pomarańczowym rowerowym do Zawodzia. Kawałek asfaltem, potem przez tory i leśna drogą do niebieskiego rowerowego. Niebieskim szlakiem aż do Bugaja. Przez Bugaj asfaltem i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Kucelin. Dalej już standardowo do domu przez Aleję Pokoju.

Dzisiejszego planu niestety nie udało się zrealizować. Zbyt wiele czasu straciliśmy na szukanie szlaku, a potem czas gonił i trzeba było kierować się z powrotem. Nie wiem kto odpowiada za oznaczenia czerwonego rowerowego, ale z pewnością powinien za to otrzymać reprymendę :( Jaskini nie odpuszczę, ale następnym razem opracuję zupełnie inną trasę. Tak czy siak, stuknęła dziś kolejna setka w roku, a świecące słońce odpowiednio zadbało o pamiątkę z wycieczki :)

Piachy przy czerwonym rowerowym © EdytKa


Pozdjazd na czerwonym rowerowym między Ostrężnikiem, a Żarkami © EdytKa


Alek przed skałkami w Łutowcu © EdytKa

Mstów - powrót sił

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kolejny popołudniowy wypad razem z Kasią dla sprawdzenia naszych sił. Tym razem padło na Mstów, bo ileż razy pod rząd można jeździć do Olsztyna i Poraja :D Trzeba było coś zmienić, by nie popaść w rutynę. Trasa asfaltowa.

Ruszamy spod skansenu i jedziemy asfaltem przez Kucelin i potem Legionów. Następnie przez Srocko, Brzyszów, Małusy Małe, Małusy Wielkie do Mstowa. Na rynku przerwa na lody. Po krótkim odpoczynku jedziemy jeszcze kawałek terenem, zrobić kilka fotek koło zabytkowych stodół. Komary nas zjadają, więc decydujemy się na powrót. Główną drogą przez Wancerzów i Jaskrów do Czewy. Potem przez Warszawską (gdzie przy skrzyżowaniu z Cmentarną muszę nagle hamować, bo jakiś baran skręca w lewo prosto przede mną, nie zwracając uwagi na to, że jadąc prosto mam pierwszeństwo) i Krakowską do DK1. Tutaj Kasia jedzie dalej wzdłuż trasy, a ja zjeżdżam na ścieżkę wzdłuż rzeki i dojeżdżam do Bór. Koło Jagiellońskiej przerwa na telefon od narzeczonego i potem przez lasek do domu.

Siły dzisiaj widocznie powróciły :) Chyba zacznę wierzyć w wykresy biorytmów :D Dziś jechało mi się o wiele lepiej niż w ciągu poprzednich dwóch dni. Oby siły zostały ze mną na dłużej :D

Zabytkowe stodoły w Mstowie © EdytKa


Kasia przy zabytkowej stodole © EdytKa


Zabytkowe stodoły w Mstowie II © EdytKa

Powtórka z dnia poprzedniego

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Umówiłam się dziś na popołudniowy wypad z Kasią. Standardowo do Olsztyna, tylko trochę inną trasą niż ostatnimi czasy. Dojechałam pod skansen i czekając na Kasię słyszę od innych rowerzystów, że w przejeździe pod dworcem stoi straż miejsca i wręcza mandaty za przejazd rowerem. A widocznego zakazu jazdy rowerem tam nie ma, jedynie koniec ścieżki rowerowej. Cóż poradzić.

Kasia dojechała, więc ruszamy. I na początek spacerek pod dworcem, co by mandatu nie zarobić, a potem asfaltem przez Kucelin i Legionów. Następnie terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt i znów asfaltem przez Kusięta do Olsztyna (po drodze wyprzedza nas jeden z żelków - Przemo), a kawałek dalej mijamy się z Łukim, który wracał już do domu. Niemoc totalna towarzyszy nam cały czas i nie chce odpuścić. Koło leśnego minuta przerwy by się napić i dalej w drogę asfaltem w stronę Biskupic, gdzie wyprzedza nas Piksel. Kawałek dalej skręcamy w prawo w teren. Jedziemy na jpierw pomarańczowym rowerowym, a potem niebieskim rowerowym, aż do początku rowerostrady. Przecinamy główną drogę prosto i wyjeżdżamy na asfalt niedaleko nastawni. Dalej już cały czas asfaltem koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin. I tutaj szczyt szczytów bezsilności, aż wstyd :D Mija nas dziewczyna na starym składaku, która kręci sobie z nóżki na nóżkę :D Pod dworcem znów spacerek, i potem już standardowo Alejką Pokoju, gdzie żegnam się z Kasią i jadę przez osiedle do domu.

Nie wiem jak to wszystko samej sobie wytłumaczyć, skąd wziął się ten nagły zanik sił. Gdybym znała tego faktu przyczynę, na pewno zrobiłabym coś, by ten stan wyeliminować. Pocieszam się tylko tym, że nie jestem z tym sama. Pozostaje jedynie nadzieja, że to stan przejściowy i siły niebawem wrócą :)

Olsztyn - kompletnie bez sił

Wtorek, 2 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Remont pokoju wreszcie skończony, koło odebrane z serwisu (wielkie podziękowania dla Gawła za szybką naprawę), więc po południu można było wybrać się na rower. Od samego początku jakoś ciężko mi się jechało. Kompletnie nie miałam sił kręcić. W dodatku moja orientacja i refleks poszły dziś chyba na urlop.

Najpierw przez osiedle, potem asfaltem przez Kucelin, przez cmentarz żydowski i znów asfaltem przez Legionów. Następnie terenem przez Ossona i dalej czerwonym rowerowym w stronę Kusiąt. Skręcamy na czerwony pieszy i jedziemy przez Zieloną Górę. Podjazd dziś jest dla mnie kompletnie niewykonalny. Proponuję zjechać inną ścieżką niż zwykle i w efekcie lądujemy gdzieś w jakiś trawach, bo ścieżka się nagle kończy. Przedzieramy się przez zarośla i docieramy do czerwonego rowerowego, niedaleko mostu nad torami. Następnie kawałek asfaltem przez Kusięta i znów w teren w stronę Gór Towarnych. Podjazd oczywiście łagodniejszym zboczem. Początek zjazdu rower sprowadzam, i dopiero od polowy zjeżdżam. Docieramy do asfaltu i jedziemy przez Olsztyn, obok leśnego w stronę Biskupic. Następnie wjeżdżamy w teren na żółty pieszy, którym jedziemy aż do torów koło Bugaja. Potem wzdłuż torów do nastawni i asfaltem koło Guardiana i Ocynkowni. Na rondzie na Kucelinie czuję, że jakoś dziwnie mi się jedzie. Okazuje się, że złapałam kapcia. Żeby tego było mało mamy przy sobie dwie dętki, ale ani jednej pompki :( Próbuję jechać dalej póki jeszcze jest powietrze. Na Alejce Pokoju jadę już prawie na feldze, więc dalej pieszo. Winowajcą był kolec wbity w oponę. Do głowy przychodzi mi Kasia, która mieszka nieopodal. Jeden telefon i Kasia pożycza nam pompki, za co ogromne podziękowania. Szybka zmiana dętki, bo komary tną sztraszliwie i powrót do domu już standardową drogą.

Do domu dojeżdżam kompeltnie wypompowana z sił i pogryziona przez komary :( Miał być terenowy trening, a dzisiejsza jazda przypominała bardziej wleczenie się żółwim tempem. Może jutro będzie lepszy dzień.

Zamkowa setka - tysiąc km w czerwcu :)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Chciałam wybrać się na ruiny zamku w Bydlinie, bo nigdy tam nie byłam, a nie miałam pod ręką żadnej mapy tamtych okolic, więc tym razem Alek opracował plan wycieczki :) W planie była kolejna setka, by czerwiec zamknąć z wynikiem tysiąca km w miesiącu. Miała jechać z nami Kasia z Kamilem, ale niestety z powodów sprzętowych musieli zrezygnować.

Wyruszyliśmy z DG. Na początek asfaltem przez Tworzeń, Łosień do Niegowonic. Następnie szutrówką zielonym rowerowym / czarnym pieszym przez Skałbanię do Chechła. W Skałbani chwila przerwy koło źródła św. Jana. Z Chechła jedziemy niebieskim rowerowym częściowo terenowo, częściowo asfaltem na Pustynię Błędowską do punktu obserwacyjnego z II wojny światowej. Na pustyni napotykamy ekipę filmową kręcącą jakiś film (tytułu nie pamiętam). Ale ciekawie cała akcja wyglądała.

Z narzeczonym na Pustyni Błędowskiej © EdytKa


Spacer po pustyni © EdytKa


Pustynne atrakcje © EdytKa


Z Pustyni jedziemy terenem niebieskim rowerowym do Kluczy. Po drodze w lesie mijamy cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej. Zarośnięty, najwyraźniej zapomniany przez ludzi z okolicy. Trochę trzeba było się pokręcić żeby na niego trafić. Jedziemy dalej koło jakiegoś zbiornika wodnego. Ogólnie widać, że szlak rowerowy w tej okolicy jest mało uczęszczany. W Kluczach wyjeżdżamy na asfalt i kierujemy się pod górę na punkt widokowy Czubatka, z którego widać cały obszar pustyni Błędowskiej. Przerwa na batonika i w dół z powrotem do asfaltu. Kawałek asfaltem, a potem znów w stronę niebieskiego rowerowego. To co napotykamy na tym szlaku w Kluczach to jakaś masakra. Rok temu przeszedł tutaj dość mocny huragan. Nie spodziewałabym się jednak, że do tej pory nikt nie uprzątnie powalonych na ścieżkę rowerową drzew. Cóż, decydujemy się, że spróbujemy jakoś się przedrzeć przez ten szlak. Po koronach drzew widać, że to raptem jakieś 500 metrów, a potem już szlak jest normalny.

Niebieski szlak rowerowy od Kluczy do Jaroszowca © EdytKa


Przeprawa przez niebieski rowerowy po huraganie © EdytKa


Po przeprawie przez powalone drzewa docieramy wreszcie do miejsca gdzie da się jechać. Dojeżdżamy szlakiem do Jaroszowca, wyjeżdżamy koło sanktuarium. Docelowo mieliśmy pojechać inaczej,a le najwidoczniej na naszej mapie szlaki były nieco inaczej oznaczone. Napotykamy grupkę rowerzystów i pytamy ich o drogę. Po zaciągnięciu opinii którędy najlepiej jechać kierujemy się terenem czerwonym rowerowym do Golczowic. Bardzo fajny szlak. Prawie jak w Sokolich Górach. Dalej asfaltem do Cieślik. Kawałek terenem i znów asfaltem w stronę Bydlina. Droga do ruin zamku jest słabo oznaczona, więc okazało się, że zajechaliśmy za daleko do Załęża, a powinniśmy skręcić w lewo w teren koło cmentarza Legionistów. Wracamy się i terenem dojeżdżamy do ruin. Ze zdjęć zamku, które widziałam w internecie wynika, że ruiny zostały nieco odbudowane.

Ruiny zamku w Bydlinie © EdytKa


Alek na zamku w Bydlinie © EdytKa


Zamek w Bydlinie © EdytKa


Po zrobieniu kilku fotek wracamy na asfalt na czerwony rowerowy. Jedziemy przez Krzywopłoty. Czerwony szlak biegnie przez pewien odcinek razem z niebieskim rowerowym, a potem się rozłączają. Niestety czerwony szlak jest słabo oznaczony, więc znów mijamy właściwy skręt. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać kawałek czarnym pieszym, który ma później połączyć się z czerwonym rowerowym. Docieramy do właściwego dla nas szlaku. Czerwonym szlakiem docieramy do Skały Biśnik, gdzie na chwilę się zatrzymujemy.

Przed Skałą Biśnik © EdytKa


Jadąc dalej czerwonym rowerowym docieramy do asfaltu w Smoleniu. Następnie kierujemy się terenem żółtym pieszym na ruiny zamku. Tutaj kolejne miłe zaskoczenie. Ruiny zamku Smoleń również zostały odbudowane. Jeszcze rok temu gdy tutaj byłam ruiny nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, a teraz zamek wygląda o wiele ciekawiej.

Ruiny zamku Smoleń © EdytKa


Jest siła w rękach :D © EdytKa




Halo wieża? © EdytKa


Za zamku w Smoleniu © EdytKa


Po sesji zdjęciowej wracamy żółtym pieszym na asfalt do czerwonego rowerowego, który prowadzi przez Złożeniec i Ryczów. Od Ryczowa szlak zamienia najpierw się w szutrową drogę, a potem prowadzi w lesie. Docieramy do Podzamcza do ruin kolejnego zamku. Pod zamkiem przerwa na jedzenie i potem powrót do domu.

Zamek w Podzamczu © EdytKa


Ruiny zamku w Podzamczu © EdytKa


Od Podzamcza już cały czas asfalt do DG. Najpierw przez Ogrodzieniec, gdzie na zjeździe z górki nagle strzela mi szprycha w tylnym kole i koło zaczyna dość solidnie bić na boki, potem przez Mitręgę, Kromołowiec do Niegowonic. Na słynnym podjeździe w Niegowonicach wskakuje 1000 km w czerwcu, a kilka km dalej kolejna setka w roku :) Dalej już powrót jak wcześniej przez Łosień i Tworzeń.

Udało się osiągnąć zamierzony cel :) Choć nie powiem, żebym nie miała dziś małego kryzysu, ze względów zdrowotnych, szczególnie na czarnym pieszym, gdzie już myślałam, że dalej nie pojadę. Wessałam żel energetyczny i jakoś jechałam dalej. W drodze powrotnej sił nagle przybyło. Bardzo fajna wycieczka :) Trzeba częściej planować takie wypady :)

Urodzinowy Olsztyn

Środa, 26 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Siedząc w pracy i spoglądając za okno, widząc jak mocno wieje wiatr zastanawiałam się, czy jest sens wychodzić na rower. Temperatura również do jazdy nie zachęcała. Jednak gdy zauważyłam, że Kasia ma dziś urodziny uznałam, że co mi szkodzi. W gorszych warunkach się jeździło :D Umówiłyśmy się standardowo pod skansenem.

Dzisiaj tempo trochę wolniejsze, żebym znów nie nadwyrężyła ścięgna. Trasa: najpierw asfaltem przez Kucelin, potem Odlewników, Legionów, przez Srocko, Brzyszów (tutaj jakiś kretyn wyjeżdża nam na skrzyżowaniu prosto pod koła), Kusięta do Olsztyna. Koło leśnego krótki postój przed barem, by się napić i dalej asfaltem w stronę Biskupic. Wieje przeraźliwie mocno, więc skręcamy w prawo w teren. Jedziemy na początek pomarańczowym rowerowym, gdzie miejscami jest sporo błota, potem niebieskim rowerowym aż do początku rowerostrady, gdzie mijamy rozciągającego się prezydenta miasta. Dalej główną drogą przez Bugaj. Zaczyna lekko padać, na szczęście mamy niedaleko. Za przejazdem kolejowym przez Michalinę do DK1. Tutaj Kasia jedzie prosto na Raków, a ja skręcam w lewo pod trasą i jadę przez Błeszno. Na Rakowskiej podczas próby napicia się bidon wypada mi na asfalt i zaczyna toczyć się z górki w tył. Szybko go podnoszę, by nic mnie nie przejechało i już dalej bez przygód do domu.

Czerwiec, kalendarzowe lato, a do domu przyjechałam cała zmarznięta. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo zmarzły mi stopy w dwóch parach skarpet i ręce w rękawiczkach z długimi palcami. Ty6mbardziej w czerwcu. Coś nieprawdopodobnego. Coraz mniej km brakuje do tysiaka :D

Bobolice, Mirów - druga setka w roku

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W planach był wyjazd o 7 rano, jednak z powodu nocnej burzy wypad trzeba było przesunąć na 8,30. W błocie taplać się tym razem nie chcieliśmy, więc zdecydowaliśmy się na asfalt. We czwórkę - ja, Alek, Kasia i Rafał wyruszyliśmy spod skansenu. Po przejechaniu zaledwie paru metrów pod dworcem mijamy się z STi.

Najpierw jedziemy przez Kucelin, potem koło Guardiana, dalej kawałek terenem do rowerostrady, przez Skrajnicę, Olsztyn, Przymiłowice, Zrębice, Krasawę, Siedlec do Złotego Potoku. Kawałek terenem zielonym rowerowym nad staw Amerykan. tam chwila przerwy na molo. Po krótkim odpoczynku dalej asfaltem przez Gorzków Nowy, gdzie po podjeździe odłącza się Rafał z powodów czasowych, a my dalej jedziemy asfaltem przez Postaszowice, Niegowę, Ogorzelnik do Bobolic. Podjeżdżamy terenem pod zamek i znów chwila przerwy. Następnie zjeżdżamy i asfaltem do Mirowa, gdzie również podjeżdżamy pod zamek na krótką przerwę.

Z Mirowa dalej asfaltem już z powrotem przez Kotowice, Jaworznik do Żarek. Zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym, a potem dalej asfaltem do rynku w Żarkach na lody. Nastepnie już powrót bezpośrednio do Czewy, przez Myszków, Żarki Letnisko, Masłońskie, Poraj, Osiny, Kolonię Borek, Zawodzie, Poczesną, Nową Wieś, Korwninów, Słowik do DK1. Brakuje kilku km do setki, więc jedziemy kawałek asfaltem przez Bugaj i potem ścieką wzdłuż rzeki na Kucelin. Później już tylko Alejką Pokoju, gdzie żegnamy się z Kasią i jedziemy do domu.

To była bardzo fajna niedzielna wycieczka. Nawet nie spodziewałam się, że po nocnej burzy tak się rozpogodzi. Dzisiejsze słonce trochę mnie przypaliło, a z rana nic na to nie wskazywało. Dziękuję za super towarzystwo :)

Na molo nad Amerykanem z Kasią i Rafałem © EdytKa


Kaczuszki dokarmiane ciastem drożdżowym :D © EdytKa


Zamek w Bobolicach - a po prawej zminiaturyzowany Alek :D © EdytKa


Z Kasią na zamku w Bobolicach © EdytKa


Z narzeczonym na zamku w Bobolicach © EdytKa


Trochę mi fotka nie wyszła, ale conieco widać :D © EdytKa


Z Kasią na zamku w Mirowie © EdytKa


Z Alkiem przed ruinami zamku w Mirowie © EdytKa