Na CWR padła propozycja wypadu w teren we wtorkowe popołudnie. I tak planowałam dziś mały trening, więc postanowiłam więc wybrać się na rower razem z ekipą. Na miejscu spotkania koło sklepu na Worcella ze znajomych twarzy zjawili się także Piksel, Rafał i Oskar.
Na początek wzdłuż Jana Pawła, potem wałem nad Wartą, przez park na Zawodziu, kawałek Mirowską, po czym terenem koło Złotej Góry. Dalej Legionów i w teren na Ossona. Chłopaki zostają na dole, ja podjeżdżam na górę. Podjeżdża też od razu Oskar. Wdrapujemy się na szczyt, po czym zjazd singielkiem. Udało mi się dziś przejechać po betonowym uskoku. Oskar zostaje i czeka na chłopaków, a ja jadę pozjeżdżać trochę ze schodów, po czym jadę dalej w kierunku zjazdu. Chłopaki mnie doganiają. Skręcamy w lewo na krótki, stromy podjazd, po czym zjeżdżamy do czerwonego rowerowego. Dalej czerwonym w stronę Zielonej. Dziś łagodniejszy podjazd, a potem zjazd znów do czerwonego. Dalej asfaltem przez Kusięta. Chłopaki gnają szybko, ja jadę spokojnie. Doganiam ich przed podjazdem do jaskini. Zjeżdżamy na polanę, potem podjazd na szczyt Towarnych (ja podjeżdżam dookoła) i szybki zjazd do asfaltu.
W Olsztynie żegnam chłopaków i wracam samotnie do domu. Najpierw terenem przez Skrajnicę, potem rowerostradą, przez lasek do Bugaja, koło Michaliny i przez Błeszno do domu.
Wczoraj niecałe 4 km Rockym na myjkę. Dziś rano dojazd do pracy trochę inną drogą niż zwykle. Po pracy na chwilę do Gawła, by zerknął na tylny hamulec w zimówce. Następnie już prosto do domu. Totalny brak sił :(
Upał dziś straszny. Jak dla mnie bardzo wykańczający. Dlatego też na rower najlepiej było wybrać się albo z rana albo pod wieczór. I tak właśnie zrobiliśmy, łącząc odpowiednio obydwa warianty, w efekcie czego w ciągu jednego dnia wyszły nam dwa różne wypady. Rano wybraliśmy się z Tomkiem (Tofik83) do Olsztyna. Spotkanie pod skansenem i dalej przez Kucelin, potem cmentarz żydowski (gdzie trwa porządkowanie grobów) do Legionów i tutaj w teren przez Kamieniołom Prędziszów. powrót do Legionów, po czym ponownie w teren na Ossona. Podjazd pokonany za pierwszym podejściem. Zjazd z Ossona i czerwonym rowerowym w stronę Zielonej Góry. Tutaj podjazd (jak zwykle na dwa razy), po czym zjazd obok jaskini. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i w prawo na zielony rowerowy, którym minęliśmy Towarne bokiem. Następnie asfaltem koło rynku i za leśnym w teren i podjazd na Biakło. Jak zwykle podjazd pokonany do połowy. Zjazd z Biakła i podjazd na Lipówki. Z Lipówek zjazd singielkiem do leśnego i potem na rynek na zasłużone dziś lody.
Powrót najpierw asfaltem w stronę Biskupic, potem pożarówką do końca, prosto terenem (przecinając główną drogę), po czym asfaltem obok nastawni i Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i przez Kucelin do dworca PKP, gdzie żegnamy się z Tomkiem i dalej we dwójkę Alejką Pokoju wracamy do domu. Z tego wypadu wyszło nam nieco ponad 47 km.
Po południu udało nam się jeszcze umówić z Bartkiem (MisterDry) i Łukaszem na wypad do kamieniołomu Rudniki.Miejsce zbiórki przy Jagiellończykach i dalej przez Kucelin, cmentarz żydowski do Legionów. Tutaj w teren i przez Ossona (podjazd ponownie pokonany za pierwszym podejściem). Zjazd z Ossona, po czym w lewo wertepami i asfaltem w stronę Przeprośnej. Na Przeprośną podjazd terenem. Kawałek za sanktuarium Bartek prowadzi nas terenem w lewo. Jedziemy przez Grodzisko bardzo fajnym technicznym singielkiem nad skarpą. Tak oto docieramy do Jaskrowa. Tutaj odnajdujemy czarny szlak rowerowy, którym początkowo asfaltem, potem kawałek terenem wzdłuż pola (obok nowego czynnego kamieniołomu), kawałek lasemi znów asfaltem przez Konin jedziemy do Rudnik, gdzie udajemy się do kamieniołomu. W kamieniołomie kilka technicznych podjazdów i zjazdów, po czym ścieżką po trawie kierujemy się do drogi głównej.
Już na początku trasy powrotnej gubimy nieco drogę, ale w efekcie odnajdujemy właściwą trasę. Początkowo analogicznie jak wcześniej czarnym rowerowym - asfaltem przez Konin, kawałek lasem, terenowo wzdłuż pola i asfaltem przez Jaskrów do rzeki. Dalej Bartek prowadzi nas wzdłuż Warty do Mirowa, i od Mirowa ponownie wzdłuż rzeki aż do Tesco, w między czasie pokazując nam kilka fajnych technicznych singielków, szybkich stromych zjazdów i podjazdów. Tyle razy tędy jechałam i nie wiedziałam, że są tu takie fajne ścieżki. Mijamy Tesco, po czym przechodzimy pod trasą DK1 na drugą stronę, gdzie żeganamy się z Bartkiem i we trójkę jedziemy duktem wzdłuż Warty do Zawodzia, po czym dalej duktem przy rzece obok Galerii Jurajskiej do Krakowskiej i następnie ścieżką wzdłuż rzeki do linii tramwajowej. Dalej przez Niepodległości, gdzie przy Źródlanej żegnamy się z Łukaszem i we dwójkę obok zajezdni jedziemy w stronę domu. Dystans wycieczki wyniósł około 55 km.
Filmik z wypadu:
Takim oto sposobem wyszła nam dziś składana setka km. Jechało mi się dziś bardzo ciężko. Upał niestety wcale nie pomagał. Podczas popołudniowej wycieczki z każdym kolejnym km zaczęłam odczuwać coraz większe zmęczenie. Nie pamiętam kiedy ostatnio podczas 50 km wypiłam ponad półtora litra wody. Pomijając okropny gorąc, obydwa dzisiejsze wypady były bardzo fajne. Dziękuję wszystkim za towarzystwo i do następnego :)
Miał być dziś po południu wypad z Bartkiem (MisterDry) i Gawłem wzdłuż Warty. Jednak nie było nam to dane. Przed wypadem okazało się, że nie mam już w zasadzie klocków w tylnym hamulcu. Tak więc pojechaliśmy do sklepu by je zakupić i od razu zamontować, a potem mieliśmy udać się na miejsce zbiórki. Niestety wymiana klocków nie była tak łatwa, bo był problem z rozepchaniem tłoczków. Skończyło się na upuszczeniu odrobiny płynu i dopiero wtedy tłoczki puściły. Było jednak już za późno, bo chłopaki już wyruszyli na wypad. Dodatkowo okazało się, że już drugi raz popsuła mi się manetka od tylnej przerzutki (a niecałe 4 miesiące temu była wymieniana na gwarancji). Nigdy więcej Sram X7. Nie mieliśmy już ochoty na żadną wycieczkę, więc pojeździliśmy jeszcze po sklepach w poszukiwaniu dziubka do Camelbak'a jednak nigdzie nie udało nam się go dostać. Postanowiliśmy wracać już do domu. Powrót przez II Aleję, Mirowską, ścieżką koło Galerii i wzdłuż rzeki do Bór.
Po powrocie z urlopu czas odwiedzić stare śmieci :D Ola zaproponowała popołudniowy wypad do Olsztyna. Na początku chętnych było sporo, ale gdy tylko zaczęło się chmurzyć większość osób odpuściła. Gdy wychodziliśmy z domu na miejsce zbiórki zaczęło kropić, ale mimo tego udaliśmy się na Plac Biegańskiego. Oprócz nas i Oli stawił się jeszcze Łukasz, więc w czwórkę mimo lekkiego deszczu ruszyliśmy w stronę Olsztyna.
Najpierw przez Aleje i Mirowską. Potem w prawo i terenem koło Złotej Góry. Dalej przez Legionów i znów w teren w stronę Ossona. Na szczyt dziś nie wjeżdżamy tylko jedziemy dookoła od prawej strony. Następnie zjazd i czerwonym rowerowym do Kusiąt. Kawałek asfaltem, po czym w prawo w teren na zielony rowerowy, którym mijamy Góry Towarne dookoła i docieramy do asfaltu. Dalej do rynku i na zamek. Podjazd na ruiny zamku (z jednym zatrzymaniem na tej samej skale co zwykle) i potem zjazd.
Zjazd z ruin zamku
Powrót kawałek asfaltem w stronę Biskupic, a potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Następnie kawałek asfaltem przez Dębowiec, po czym znów terenem niebieskim rowerowym do początku rowerostrady. Dalej terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i wzdłuż trasy do Jagiellończyków. Tutaj rozstajemy się z Olą i jedziemy z Łukaszem na myjkę przy BP umyć rowerki, po czym przez Błeszno (gdzie żegnamy się z Łukaszem) do domu.
Filmik z wypadu:
Trochę deszcz nas dziś zmoczył, ale był na tyle ciepły, że nam to wcale nie przeszkadzało. Błotka również dziś nie brakowało. Towarzystwo doborowe, więc wycieczka udana. Jak miło wrócić z urlopu do codzienności :D
Ostatni dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Spakowaliśmy rano bagaże, a że ciuchy i buty wreszcie wyschły po poniedziałkowej ulewie postanowiliśmy w drodze powrotnej zahaczyć jeszcze o Rychlebskie ścieżki. Rowery na dach auta i w drogę. Po dojechaniu na miejsce szybkie przebranie się i na ścieżki. Najpierw dojazd do ścieżek. Od początku pod górkę, kawałek asfaltem, potem terenem, znów kawałek asfaltu i szutrowo - kamienistą dróżką. Następnie już właściwymi Rychlebskimi scieżkami - najpierw podjazd pod górę trialem Dr. Weissnera. Bardzo fajna techniczna ścieżka, napakowana drewnianymi kładkami, ostrymi zakrętami i dużymi kamieniami. Podjechałam całość. Tylko w dwóch miejscach podparłam się nogą na kładkach.
Przejazd przez kładkę na trialu Dr. Weissnera
Kolejna z kładek na trialu Dr. Weissnera
Podjazd trialem Dr. Weissnera
Po podjeździe kawałek płaskimi szutrami dróżką zwaną Wales, po czym zjazd singielkiem zwanym Superflow. Przed zjazdem opuszczamy jeszcze sztyce i jedziemy. Zjazd Superflow napakowany jest mnóstwem zakrętów i hopek, na końcu zjazdu jest również kilka drewnianych mostków. Udaje mi się pokonać cały zjazd, bez żadnych upadków, jednak na zjeździe jadę dość asekuracyjnie.Niestety prędkość nie jest w tym wypadku moją mocną stroną.
Zjazd ścieżką Superflow
Kawałek zjazdu Superflow:
Z uwagi na fakt, że jedna pętelka po Rychlebach zajęła nam dość dużo czasu, a dziś czeka nas jeszcze powrót do domu, po dotarciu do parkingu kończymy na dziś zabawę i pakujemy rowery z powrotem na dach. Bylo fajnie i mam nadzieję, że następnym razem zagościmy tu nieco dłużej.
Kolejny dzień urlopu. Dziś postanawiamy wybrać się rowerem na Śnieżnik. Już dzień wcześniej opracowujemy trasęjazdy.
Przed wyprawą jedziemy jeszcze zobaczyć start drugiego etapu Sudety MTB
Challenge. Jak się okazuje zawodnicy również jadą dziś w okolice
Śnieżnika, ale wjeżdżają tylko do schroniska pod Śnieżnikiem. Moglibyśmy
nawet jechać w całości trasą wyścigu, ale nie zmieniamy już naszych
planów i jedziemy opracowanym wcześniej wariantem.
Zawodnicy
wystartowali, teraz czas na nas. Jedziemy najpierw asfaltem zielonym
rowerowym przez Nową Morawę obok zbiornika wodnego, dalej kawałek
szutrowo i znów asfaltem przez Kletno. Tutaj rozpoczynamy właściwy
podjazd zielonym rowerowym na Przełęcz Śnieżnicką. Podjazd przyjemny,
większości szutrowo - kamienisty. Od przełęczy dalej pod górę niebieskim
rowerowym, już po większych kamieniach do schroniska pod Śnieżnikiem.
Przy schronisku chwila postoju, by zobaczyć czołówkę wyścigu, po czym
zielonym pieszym na szczyt Śnieżnik - 1426 m n.p.m. Na początku pieszego
szlaku da radę jechać. Łatwo nie jest, bo pokonać trzeba korzenie i
kamienie, ale jedziemy.
Podjazd na Śnieżnik - w tle schronisko pod Śnieżnikiem
Podjazd na Śnieżnik szlakiem zielonym pieszym
Od połowy szlaku jest już coraz gorzej i rowery trzeba wtaszczyć
pokonując pieszo naprawdę spore głazy. Na szczęście nie jesteśmy
jedynymi rowerzystami mającymi takie pomysły. Po drodze napotykamy kilku
innych rowerzystów. Niektórzy schodzą już z góry, inni próbują
zjeżdżać, a inni jak my dopiero wdrapują się na szczyt.Pod sam koniec szlaku wiodącego na szczyt znów można kawałek jechać po mniejszych kamieniach. Wreszcie docieramy na sam szczyt. Udało się :)
Misio na szlaku zielonym pieszym
Już na szczycie - 1426 m n.p.m.
Niegdyś na szczycie Śnieżnika znajdowała się wieża widokowa, po której dziś zostały jedynie ruiny. Budowla
miała wysokość 33,55 m. Wzniesiona została w latach 1895- 1899.
Niestety w roku 1973 została zburzona, gdyż władze uznały wtedy, ze jest
stan techniczny jest na tyle zły, że zagraża bezpieczeństwu.
Na ruinach dawnej wieży widokowej na Śnieżniku
Widok ze Śnieżnika i nadchodzący deszczowy armagedon
Na
Śnieżniku robimy przerwę na jedzonko. Podczas przerwy nad szczytem
zaczynają zbierać się ciemne chmury. Decydujemy się więc szybko zmierzać
w stronę schroniska. Kawałek ze szczytu udaje nam się zjechać,
następnie na wielkich kamieniach kawałek rowery prowadzimy, po czym od
połowy szlaku również już zjeżdżamy po korzeniach i kamieniach aż do schroniska.
Zjazd ze Śnieżnika zielonym pieszym
Zjazd ze Śnieżnika
Ze
schroniska zjeżdżamy niebieskim rowerowym (tym samym którym wcześniej
wjeżdżaliśmy) na Przełęcz Śnieżnicką. Zaczyna kropić, ale decydujemy się
mimo tego jechać dalej. Jedziemy w miarę po płaskim bardzo przyjemnym
szlakiem czerwonym rowerowym przez Żmijowiec. Tym samym szlakiem
prowadzi również część dzisiejszego wyścigu MTB Challenge. Niestety w
pewnym momencie zaczyna się naprawdę konkretna ulewa. Szlakiem płynie
normalnie rzeka, a dodatkowo musimy uważać na zawodników, by nie
utrudniać im ścigania się. Docieramy kompletnie przemoczeni do Żmijowej
Polany. Skoro i tak już jesteśmy cali mokrzy to postanawiamy jechać
dalej na Czarną Górę. Podjazd początkowo terenowy, potem asfaltowy. Tędy
również wiedzie trasa dzisiejszego wyścigu. Udaje nam się dotrzeć do
wieży radiowo - telewizyjnej na Czarnej Górze. Niestety jak się okazuje
już po zjeździe omijamy wieżę widokową na szczycie. Z jednej strony
szkoda, ale z drugiej strony przy takiej ulewie i tak za wiele byśmy z
wieży nie zobaczyli.
Wieża radiowo - telewizyjna na Czarnej Górze (1205 m n.p.m.)
Z
Czarnej Góry postanawiamy zjechać terenowo, tak jak prowadzi trasa
wyścigu. Jednak szybko okazuje się, że w takich warunkach pogodowych nie
był to najlepszy wybór. W dół prowadzi stromy singielek między
drzewami, którym praktycznie płynie rzeka. Zjazd jak dla mnie jest
niemożliwy. Prowadzimy więc rowery w dół, a mimo tego i tak udaje mi się
zaliczyć glebę przez poślizgnięcie się na błocie. Ciężko było mi zejść,
więc tym bardziej podziwiam zawodników, którzy tędy zjeżdżali w takich
warunkach. Na szczęście singielek wreszcie się skończył i końcówkę
błotnego zjazdu, już mniej stromego udało się pokonać jadąc. Nawet
załapaliśmy się na fotkę tak jak zawodnicy wyścigu :D
Zjazd, a w zasadzie zejście z Czarnej Górypo ulewie
Dotarliśmy
do Przełęczy Puchaczówka. Dalej zdecydowaliśmy się zjechać z trasy
wyścigu i jechać asfaltem przez Sienną i Stronie Wieś do Stronia
Śląskiego.Dobrze, że było ciepło, więc jazda po kałużach i w
deszczu aż tak bardzo nam nie przeszkadzała. gdy dojechaliśmy do centrum
Stronia przestało padać i wyszło słońce. więc końcówka dojazdu do noclegu była już całkiem przyjemna.
Takim
oto sposobem udało nam się dzisiaj zdobyć najwyższy szczyt Masywu
Śnieżnika. Najważniejsze, że na samym szczycie Śnieżnika i podczas
zjazdu do schroniska pogoda była dla nas łaskawa, potem i tak już było
nam wszystko jedno :D Pomimo nagłego załamania pogody wycieczka i tak
była udana :)
Drugi dzień urlopu na wyjeździe. Rano znów zwiedzanie - tym razem Jaskinia Niedźwiedzia i kamieniołom Marianna, zatem na rower znów dopiero popołudniu. Wyjeżdżamy parę minut po godzinie 16tej. Dziś w planie zamek na skale w Trzebieszowicach i Lądek Zdrój.
Początek asfaltem do Stroni Wieś. Tutaj w lewo i terenowo pod górę zielonym pieszym - tym samym, którym zawodnicy maratonu zjeżdżali w stronę mety. Podjazd nie był łatwy. Częściowo szutrowy, a częściowo po kamolach. Udało mi się pokonać bez mała cały - z jednym zatrzymaniem na kamolach. Następnie szutrowy zjazd zielonym rowerowym do Konradowa. Po drodze mijamy dawny wapiennik. W między czasie zaczyna lekko padać deszcz, ale jedziemy dalej.
Dawny wapiennik przy zielonym rowerowym
W Konradowie kawałek asfaltem. Po drodze krótki postój przy dawnym barokowym dworku z XVIII w. Obecnie dwór niestety coraz bardziej popada w ruinę, zresztą jak spora część dworków w tej okolicy.
Dwór w Konradowie z XVIII
Od Konradowa jedziemy terenem czerwonym rowerowym do Trzebieszowic. Początek szlaku to trudny kamienisty podjazd, który dodatkowo utrudnia nam padający deszcz i wredne końskie muchy, które atakują nas na potęgę. Pod koniec podjazdu przestaje padać, ale w terenie dalej mokro. Jedziemy po płaskim przez pola i zarośla,a potem fajnym terenowym zjazdem do torów kolejowych w Trzebieszowicach.
Nasze rowerki na torach
Dalej jedziemy czerwonym rowerowym - ale tym razem asfaltem- na Zamek na Skale. Owy zamek to w zasadzie bardziej hotel i budynek restauracyjny. Zamkiem jest w zasadzie bardziej z nazwy.
Zamek na skale w Trzebieszowicach
Po obejrzeniu zamku dalej asfaltem czerwonym rowerowym w stronę Lądka Zdroju. Po drodze skręcamy w lewo na zielony rowerowy i podjeżdżamy początkowo asfaltem, potem szutrowo do jaskini Radochowskiej. Jaskinia jest już zamknięta. Zwiedzać można tylko z przewodnikiem. Do środka prowadzi bardzo wąskie przejście. Pozostaje nam zjechać z powrotem do czerwonego rowerowego i podążać dalej asfaltem do Lądka Zdroju. Po dotarciu do celu udajemy się na rynek, gdzie znajduje się ratusz i pomnik Trójcy Świętej.
Pomnik Trójcy Św. na rynku w Lądku Zdroju
Ratusz na rynku w Lądku Zdroju
Czas wracać do Stronia. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać dalszą częścią czerwonego rowerowego. Początek asfaltowy, w pobliżu ogródków działkowych. Jednak dalej szlak nie jest już taki fajny. Zarośla, krzaki na wysokość połowy roweru. Jakby szlak był kompletnie nie uczęszczany. W efekcie w kasetę i kółeczka przerzutki wkręca się masa traw. Decydujemy się wracać do asfaltu i obrać inną drogę powrotu.
Trawy w napędzie
Jedziemy kawałek asfaltem drogą krajową 392. Potem skręcamy w lewo na Kąty Bystrzyckie. Asfalt w nie najlepszym stanie, ale lepsze to niżkrzaki. Najpierw podjazd, potem zjazd i znów podjazd i jesteśmy w Kątach Bystrz. Tutaj wjeżdżamy w teren na na dalszy odcinek czerwonego rowerowego. Tym razem szlak wiedzie przyjemnym szuterkiem, miejscami są kamienie. Podjazd,zjazd i znów podjazd (i znów podjeżdżaliśmy tu gdzie zawodnicy maratonu mieli zjazd). Z czerwonego zjeżdżamy na ten sam zielony pieszy, którym dziś już jechaliśmy. Tym razem czeka nas zjazd :) Zjazd całkiem fajny, pokonałam cały i to w miarę szybko. Niestety na samym końcu kapeć w tylnym kole - najprawdopodobniej przez dobicie. Szybka zmiana dętki i już tylko asfaltem przez Stronie Wieś do kwatery.
I tak oto wyglądał drugi rowerowy dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Kilometrów zbyt wiele może nie wyszło, ale wyjechaliśmy dość późno, a terenowa jazda po górach nie jest łatwa. Najważniejsze, że udało nam się zwiedzić kilka nowych miejsc :)
Pierwszy dzień urlopu nadszedł :) Na początek zwiedzanie bez roweru - pałac w Kamieńcu Ząbkowickim i kopalnia złota w Złotym Stoku oraz muzeum minerałów przy kopalni. Na rower wyszliśmy więc dopiero po godzinie 19. Czasu za wiele już nie było, zatem postanowiliśmy objechać na spokojnie trasę mini jutrzejszego maratonu, w którym startować nie będziemy.
Startujemy ze Stroni Śląskich i udajemy się do biura zawodów dowiedzieć się, czy trasa wyścigu jest już oznaczona. Podobno jest, zatem jedziemy. Ledwie wyjechaliśmy za sektory startowe i strzałki oznaczające trasę gdzieś wcięło. Spotkaliśmy jakiegoś zawodnika z Great Poland Bike Team i razem z nim pojechaliśmy asfaltem pod górę w poszukiwniu strzałek znaczących trasę. Tak oto dotraliśmy do miejsowości Młynowiec, skąd postanowiliśmy wrócić w pobliże startu wyścigu, bo niestety okazało się, że jedziemy w złym kierunku. Pokonaliśmy w ten sposób już 10 km.
Udało nam się wreszcie odnaleźć strzałki znaczące trasę :) Początek trasy to około 2 km łagodnego podjazdu po asfalcie do Starej Morawy. Tutaj napotkany rowerzysta odłącza się od nas i dalej jedziemy we dwoje. Trasa skręca w lewo i zaczyna się właściwy szutrowy podjazd (z jednym krótkim zjazdowym przerywnikiem) ciągnacy się do około 8 km. Następnie tuż przed rozjazdem Mini\Mega kawałek szybkiego, bardzo niebezpiecznego zjazdu i za rozjazdem dalsza część podjazdu - około 3 km - miejscami błotnistego, gdyż w lesie trwa wycinka drzew. Po pokonaniu podjazdu znaleźliśmy się w najwyższym punkcie trasy - na Suchej Przełęczy (1002 m n.p.m.). Dalej kawałek asfaltowego zjazdu, po czym kawałek po płaskim. Dalej już tylko jakieś 6 km szybkiego zjazdu - najpierw szutrowego, potem przez stoki łąki do asfaltu niedaleko Morawki.Stąd do mety szybki zjazd asfaltem.
Profil trasy Mini:
Takim oto sposobem udało nam się jeszcze przed zachodem słońca trochę dziś pojeździć.Trasa mini ogólnie bardzo łatwa technicznie. Podjazd kondycyjnie wymagający, ale zjazdy bardzo szybkie i przyjemne.
Pomimo zapowiadanych opadów deszczu umówiliśmy się dziś popołudniu z Łukaszem na wypad w Sokole Góry. Już w drodze do Jagiellończyków zastanawialiśmy się z Alkiem czy nie zawrócić, gdyż zerwał się mocny wiatr i zaczęło kropić, ale gdy dojechaliśmy na miejsce spotkania padać przestało. Gdy dojechał Łukasz ruszyliśmy w drogę.
Pojechaliśmy Alejką Pokoju (i tutaj zaczęło znów padać), potem przez Kucelin (gdzie już bardziej lało niż padało), koło Guardiana, wzdłuż torów i terenem do początku rowerostrady. Z każdą minutą deszcz powoli ustawał. Dalej pożarówką do końca i w Sokole Góry. Tutaj najpierw żółtym pieszym, potem czerwonym, a potem Łukasz poprowadził nas kilkoma technicznymi ścieżkami. Było ślisko, więc trzeba było szczególnie uważać podczas zjazdów po kamieniach. W kilku miejscach wolałam z roweru zejść, by nie zaliczyć gleby. Po rundce przez Sokole Góry udajemy się jeszcze na Biakło, które objeżdżamy dookoła fajnym singielkiem, po czym zjeżdżamy do parkingu.
Analogicznie jak wcześniej pożarówką, potem terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Tutaj Łukasz jedzie prosto, a my w lewo i przez Błeszno. Odbijamy jeszcze na myjkę umyć rowerki i wracamy do domu.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.