Podsumowanie roku 2012
Dwukrotnie byłam z rowerem w górach - pierwszy raz 17 czerwca w Tatrach, gdzie udało mi się przejechać przez Dolinę Chochołowską i wjechać na Gubałówkę, drugi raz na koniec września, kiedy w sumie w cztery dni przejechałam 144 km w Bieszczadach, na nowo zakupionym rowerze, który udało mi się zakupić dokładnie 20 września. Jeżdżąc po Bieszczadach pobiłam również swój rekord prędkości, gdy podczas asfaltowego zjazdu rozpędziłam się do prędkości 75 km/h.
Dziesięciokrotnie udało mi się pokonać dystans ponad 100 km, z czego raz wyszło aż 151 km (podczas drugiej rowerowej wycieczki do Krakowa). Pierwsza setka miała miejsce 1 kwietnia, kiedy nie do końca wierząc we własne możliwości dałam się namówić na pierwszy w życiu wypad rowerem do Krakowa. Pozostałe setki to terenowy wypad do Bobolic, wycieczka do Kochcic, wycieczka do Rezerwatu Szachownica i Węże, wycieczka do Smolenia i Morska, wycieczka do Siewierza, wypad nad zalew Chechło, oraz listopadowy wypad do Dankowa z Darią.
Tak z pozostałych rzeczy - w minionym roku poznałam kolejnych ciekawych ludzi, z którymi udało mi się pokonać sporo kilometrów i poznać nieznane wcześniej ścieżki. Najwięcej km pokonałam w towarzystwie STin14. Dość późno, bo dopiero w grudniu, ale podobno lepiej późno niż wcale, zaczęłam naukę jazdy w SPD. Początki łatwe nie były i dalej nie są, ale myślę, że w nowym roku będzie coraz lepiej.
W kwietniu miałam w planie pokonać 1000 km w miesiącu, jednak zabrakło mi 73 km i dwóch dni, kiedy bo kolizji ze znajomym z CFR nie mogłam utrzymać w ręce kierownicy, z powodu niewielkiego, ale bolącego krwiaka na dłoni. Ja i tak z tej kolizji wyszłam o wiele mniej poszkodowana. Nie udało mi się również pomimo przygotowanego wcześniej przez Gawła roweru wystartować w Peta Orbicie, podczas której chciałam pokonać dystans powyżej 200 km. W ostatniej chwili zatrzymały mnie inne zainteresowania, związane z pojazdami zabytkowymi. Patrząc na to dziś z perspektywy czasu, to jakby wszystkie plany udało się zrealizować w jeden rok, to jakież plany byłyby na następne lata?
To by było chyba na tyle w kwestii podsumowania. Co do planów na 2013 rok, który mam nadzieje pomimo 13tki nie będzie należał do pechowych chciałabym wybrać się z rowerem nad morze i chociaż raz pojeździć poza granicami kraju. Poza tym miło byłoby zrealizować te plany, których nie udało się uczynić realnymi w roku 2012. Na zakończenie dziękuję wszystkim, którzy towarzyszyli mi w pokonywaniu kolejnych kilometrów i życzę wszystkim samych rowerowych sukcesów w nadchodzącym roku :)