Śliski wypad do Olsztyna i 4 upadki jednego dnia :(
Nie do końca przekonaniu o słuszności wyboru terenowej trasy ruszyliśmy w drogę. Najpierw kawałek asfaltem przez Rejtana, a potem wałem nadwarciańskim do DK1. Potem kawałek wzdłuż trasy do rynku na Zawodziu. Następnie obok rynku i potem po mocno oblodzonej drodze znów do DK1. Czułam się jakbym jechała rowerem po lodowisku. Najbardziej przekonała się o tym Kasia, lądując na lodzie. Wyjechaliśmy na skrzyżowaniu DK z Jana Pawła. Byłam święcie przekonana, że pojedziemy prosto koło Tesco i dalej zjedziemy w teren wzdłuż rzeki. Bartek postanowił skręcić od razu w dół do rzeki. Wszystko było tak szybko, że zatrzymując się ie zdążyłam się wypiąć z SPD i upadek na chodnik gotowy. Drugi w dzisiejszym dniu :D Tyle, że ten był trochę mocniejszy. Zebrałam się i ruszyliśmy terenem wzdłuż rzeki zielonym rowerowym. Było strasznie ślisko. Miejscami niezbyt bezpiecznie. Zresztą nie trzeba było długo czekać na kolejny upadek... Przejeżdżałam obok kałuży, koło pojechało mi na bok, nie dałam rady opanować roweru i z całą siłą poleciałam na lód. Ten upadek był niestety dość silny i jego skutki dość bolesne. Ucierpiało moje lewe kolano, cały bok i więzadło. Jakoś się zebrałam do kupy i jeszcze ostrożniej starałam się jechać dalej. Nie było to zbyt łatwe. Po kilku przystankach, Robert zaproponował, żeby koło mostu wyjechać na asfalt. To była chyba najlepsza decyzja dziś.
Wyjechaliśmy na Wyczerpach. Od Wyczerp jechaliśmy już cały czas asfaltem, Warszawską i Batalionów Chłopskich do Jaskrowa. Następnie skręciliśmy w prawo na Mirów. Przez Mirów, koło Przeprośnej Górki, przez Siedlec, Srocko, Brzyszów i Kusięta dotarliśmy do Olsztyna. Udaliśmy się do leśnego by się trochę ogrzać. W barze siedział już Bartek, a po chwili zjawił się jeszcze Wojtek. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy i już wspólnie w powiększonym gronie udaliśmy się w drogę powrotną.
Wybraliśmy trasę przez Skrajnicę. Nie chciałam się z Kasią już bardziej poobijać na terenowym podjeździe, wiec stwierdziłyśmy, że pojedziemy do rynku w Olsztynie, potem kawałek główną drogą i górkę na Skrajnicy pokonany od drugiej strony, asfaltem, a z chłopakami spotkamy się przy kapliczce koło wyjazdu z terenowej drogi. Robert pojechał z nami, a Wojtek z dwoma Bartkami terenem. Praktycznie równocześnie odjechaliśmy do owej kapliczki. Następnie znów wspólnie jechaliśmy asfaltem przez Skrajnicę, a potem rowerostradą do końca. Jazda po rowerostradzie przypominała dziś bardziej jazdę w terenie. Nawet nie było widać sporej różnicy w miejscu, gdzie kończy się asfalt i jest kawałek terenu przed dojazdem do nastawni. Następnie jechaliśmy asfaltem koło Guardiana. Bartek z Wojtkiem postanowili pojechać ścieżką wzdłuż rzeki, a ja z resztą ekipy dalej asfaltem koło Ocynkowni. Na moście nad rzeką ponownie się spotkaliśmy. Podczas chwilowego postoju udało mi się zaliczyć czwartą dziś glebę :( Chciałam podeprzeć się prawą nogą na krawężniku, a zapomniałam, że wypięłam tylko lewą. Bartek o mały włos nie pękł ze śmiechu. Pozbierałam się i ruszyliśmy dalej asfaltem w stronę skansenu. Koło sądu Bartek (Mr.Dry) z Wojtkiem pojechali prosto Rejtana. My we czwórkę pojechaliśmy Aleją Pokoju, gdzie odłączyła się również Kasia. Przy Jagielończykach odłączył się Bartek. na samym końcu Robert. Prosto Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.
Podsumowując dzisiejszą wycieczkę na myśl przychodzą mi jedynie słowa: człowiek stary, a głupi :D No bo kto to słyszał jeździć w terenie po lodzie w trakcie roztopów. Trzeba mieć chyba pod sufitem nie równo :D To przecież logiczne, że można się tylko poobijać. No cóż, wychodzi na to, że wypad na rower bez odrobiny adrenaliny jest wypadem niezaliczonym.