Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście
Wyprowadziłam rower na dwór, założyłam licznik, wsiadłam, ruszyłam... i właśnie wtedy przeżyłam lekki szok :D Moje pierwsze odczucia po dłuższej przerwie w jeździe na tym rowerze były następujące - o kurde, ale on krótki, jaką dziwną mam na nim pozycję, jak się dziwnie nim jedzie :D Czyżbym się odzwyczaiła? No cóż, jechałam dalej. Trasa standardowa jak zawsze. Pierwsze hamowanie przed skrzyżowaniem, naciskam na klamki od hamulca, jakoś tak bardzo topornie działają, ale działają, naciskam maxymalnie jak to możliwe, a rower hamuje jak jakiś przeciążony tir. Roki już dawno stałby w miejscu. Jak szybko człowiek się przyzwyczaja do nowych rzeczy.
Po pracy pojechałam jeszcze wzdłuż linii tramwajowej, częściowo asfaltem, częściowo chodnikiem pomiędzy dziwnie łażącymi pieszymi do Polikliniki na rentgen stawu szczękowego i zębów. Po prześwietleniu ponownie wzdłuż linii tramwajowej udałam się do Gawła na serwis. Niestety akurat musiał chwilowo zamknąć serwis, więc weszłam tylko na chwilę na górę na sklep i do domu. Od Towarzystwa w drodze powrotnej do Niepodległości dotrzymał mi Przemek, którego spotkałam jak wychodził z serwisu. Dalej już samotnie przez Jagiellońską dotarłam do domu.