Wypad na Lipówki, a po drodze zła wiadomość z happy endem
Ruszyliśmy w stronę huty. Na rondzie skręciliśmy w lewo i kawałek dalej w prawo w stronę cmentarza Żydowskiego. Przejechaliśmy przez cmentarz i dalej pojechaliśmy do Legionów. Następnie ścieżką na Legionów dotarliśmy do czerwonego rowerowego. Czerwonym rowerowym terenem dojechaliśmy do Kusiąt. Dalej asfaltem przez Kusięta do Olsztyna. Przy rynku zatrzymaliśmy się by wstąpić do sklepu, po czym udaliśmy się na Lipówki. Na kawałku drogi, gdzie nie ma jeszcze asfaltu i są kamienie minął nas terenowy samochód jadący z dość dużą prędkością. Nie dość, że masakrycznie zakurzył, to jeszcze dostałam w policzek kamieniem... Cóż pełno jest takich jeleni jak ten.
Tuż przed podjazdem na szczyt dzwoni mi telefon. Odbieram i słyszę: „Aza zniknęła, nie ma jej…” Ale, jak to, niemożliwe… „Możliwe nigdzie jej nie ma”. Od razu najgorsze myśli. Jak udało się jej wyjść poza plac?? A jeśli coś się jej stanie, a co jak jej już więcej nie zobaczę? Przecież wychodząc z domu jeszcze ją głaskałam :( Może i nie wyglądałam na smutną, ale w duszy czułam się strasznie. Mój kochany piesek zniknął. Bardzo mozolnie prowadząc rower wtoczyłam się na szczyt… Tam chwila odpoczynku, od razu informacja do wszystkich znajomych z osiedla, że zginał mi pies i jeśli go zobaczą, żeby dali znak. W zaistniałej sytuacji postanowiliśmy wracać jak najszybciej przez Skrajnię, bym jeszcze mogła za dnia pojeździć po osiedlu. Darek mówił, że na pewno się znajdzie, ale ja miałam w głowie najczarniejsze myśli.
Minęło może parę minut, telefon od przyszłego męża mojej kumpeli – „czy Twój pies ma czarna pręgę na ogonie?” Kurcze, nie wiem, na pewno ma czarny pyszczek. W słuchawce słyszę wołanie „Azaaa…” i szczekanie. „To chyba ona - odnalazła się.” Wspaniały happy end. Najlepsze co mogłam w tym dniu usłyszeć. Od razu telefon do brata, żeby poszedł odebrać pieska. Pomimo tego, zdecydowaliśmy wracać najkrótszą drogą, bym jak najszybciej mogła zobaczyć Azę i zabrać znajomych na piwo w podziękowaniu za uratowanie mojego pieska.
Na początek terenowy zjazd z Lipówek. Udało się bezpiecznie dotrzeć na dół. Darek zszedł ze szczytu prowadząc rower. Następnie asfaltem w stronę leśnego. Potem jeszcze terenowy podjazd przed Skrajnicą. Przez Skrajnię asfaltem, po czym rowerostradą do samego końca. Przeprowadziliśmy rowery przez tory i pojechaliśmy przez lasek do Bugaja. Dalej asfaltem do przejazdu kolejowego, a za przejazdem przez Michalinę. Kawałek chodnikiem przy DK1, potem Jesienną do domu, gdzie czekała już na mnie Aza i moi znajomi. Darek pojechał dalej do swojego domu.
Wycieczka pełna emocji. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wieczorem już troszkę chłodniej, ale powietrze dalej suche i ciepłe. Całą drogę powrotną zastanawiałam się czy aby na pewno Aza nie chciała wyjść na rower razem ze mną, nigdy wcześniej nie zdarzyło się jej uciekać. Po całym zdarzeniu była chyba najbardziej wystraszona ze wszystkich.
Odnaleziona zguba© EdytKa