Pierwsze lipcowe km - do Pająka nad zalew
Początkowo mieliśmy pojechać do Zawodzia na Samule, gdzie byliśmy z STi ostatnim razem. Tam też pojechał wcześniej Gaweł z żoną i synkiem. Zastanawialiśmy się jeszcze nad zalewem w Pająku, gdzie autem mieli przyjechać moi znajomi. W efekcie po wspólnych konsultacjach pod skansenem zapadła decyzja, żeby tym razem przetestować zalew w Pająku.
Z pod skansenu pojechaliśmy przez Aleję Pokoju, potem Jagiellońską, Sabinowską do Dźbowskiej. Po opuszczeniu miasta jechaliśmy cały czas główną drogą przez Dźbów, Wygodę i Konopiska. W Konopiskach skręciliśmy w lewo i potem jechaliśmy już cały czas prosto, aż dotarliśmy na Pająk. Po drodze dwukrotnie minęli nas moi znajomi, którzy najwidoczniej zatrzymali się w jakimś sklepie.
Nad zalewem pełno ludzi, a samochodów jeszcze więcej. Woda w porównaniu do tej na Zawodziu tragiczna - okropnie brudna, pełno jakiegoś szlamu. Jedyny plus, że była stosunkowo ciepła. Trochę się pomoczyliśmy we wodzie, troszkę poleżeliśmy na słońcu, pogadaliśmy, generalnie było bardzo fajnie. Całkiem przyjemne i mile spędzone niedzielne popołudnie. Tylko kolega Roberta jakiś taki małomówny, pojechał dużo wcześniej i nawet się nie pożegnał.
Czas mijał bardzo szybciutko, więc trzeba było wracać. Pojechaliśmy tą samą trasą, przez Konopiska, Wygodę, Dźbów. Następnie Sabinowską i Jagiellońską. Na skrzyżowaniu za makro Helenka, Kasia i Krzysiek pojechali prosto, bo chcieli jeszcze wstąpić do KFC, a my z Robertem skręciliśmy w prawo i pojechaliśmy prosto do domów.
Pierwsze lipcowe km zaliczone. Strasznie gorąco, takie upały są dla mnie bardzo męczące. Lipiec z zapowiada się słabym miesiącem - będę mieć sporo mniej czasu na jazdę niż do tej pory. Mam nadzieję, że nie to osłabi to mojej kondycji, na którą do tej pory pracowałam.