Bobolice i Mirów - pierwsza setka na dzień i pierwszy tysiąc w roku :)
Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Olsztyna. Do huty, ścieżką wzdłuż rzeki, obok Guardiana, kawałek terenu do rowrostrady, przez Skrajnicę - (gdzie Przemo się odłączył i pojechał w stronę domu) - do Olsztyna. Następnie przez to, co kiedyś nazywano rynkiem, mijamy zamek i kierujemy się do czerwonego pieszego. Krótki postój, aby uwiecznić mój pierwszy tysiąc i dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym do Zrębic. Od Zrębic przez Krasawę (częściowo terenem, częściowo asfaltem) czerwonym rowerowym, kawałek niebieskim rowerowym i znów powrót na czerwony rowerowy. Następnie zielonym rowerowym, którym dojechaliśmy do drogi głównej kawałek za Ostrężnikiem.
Za Złotym Potokiem asfaltem przez Zawadę, Czatachową, Żarki, następnie zielonym rowerowym do Łutowca, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój dłuższy niż kilka minut. Z Łutowca czarnym / zielonym rowerowym mijając Mirów do Bobolic. Cel osiągnięty :) Chwila przerwy pod zamkiem, kilka zdjęć i powrót do Mirowa tym samym szlakiem. W Mirowie ponownie chwila przerwy i ruszamy dalej - oczywiście w ostatniej chwili doszło do mnie, że się zatrzymujemy, a z górki jakoś przyjemnie się zjeżdżało, przez co pozostawiłam na asfalcie ślad po mojej obecności :D
Zielonym rowerowym przez Niegową. Mieliśmy pojechać przez największą górkę w Gorzkowie, ale pojechaliśmy nie tak jak trzeba było. W efekcie, jadąc asfaltem zielonym rowerowym przez Moczydła, następnie przez Trzebiniów i Ludwinów dotarliśmy do Gorzkowa Nowego, ale już za ta słynną górką. No cóż, trudno, może jeszcze będzie okazja zaliczyć tę górkę. Z Gorzkowa dalej asfaltem do Złotego Potoku. Chwila odpoczynku nad Amerykanem na uzupełnienie płynów, przy okazji troszkę się pobujaliśmy na molo :)
Ze Złotego Potoku postanowiliśmy wracać terenem. Przez aleję klonową, dalej niebieskim rowerowym do Pabianic. Kontynuując jazdę terenową kawałek czarnym rowerowym, następnie niebieskim / czerwonym pieszym dojechaliśmy do Zrębic. Dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym, potem zielonym / czarnym pieszym do żółtego pieszego. Wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed dawnym barem u kota. Byliśmy głodni, więc zatrzymaliśmy się pod zamkiem w Olsztynie w nowej rowerowej knajpie, by coś zjeść.
Z Olsztyna terenowy podjazd pod Skrajnicę, koło kapliczki dalej terenem, obok ambony i wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed rowerostradą. Na końcu rowerostrady przed torami rozdzieliliśmy się. Gaweł, Piksel i szeju pojechali w stronę Guardiana. Ja i Robert przeszliśmy na drugą stronę torów i przez lasek dojechaliśmy do Bugaja. Następnie już asfaltem przez Błeszno do domów.
To była kolejna udana wycieczka. Doborowe towarzystwo, jak zawsze masa śmiechu :) ruiny zamków jurajskich, czyli to co EdytKa bardzo lubi (co by nie napisać, że najbardziej) :D W dodatku wycieczka "statystyczna" - moje pierwsze sto km na dzień i pierwszy tysiąc km w tym roku. Tempo wycieczki również niczego sobie :) Myślę, że do Krakowa dam radę zajechać...
Trzeba było uwiecznić - w okolicach Olsztyna:
Gdzieś na szlaku w okolicach Krasawy:
W Łutowcu - pierwszy dłuższy postój:
Do celu coraz bliżej:
Dojechaliśmy :)
Pierwszy raz na rowerze w Bobolicach:
Zahaczyliśmy również o Mirów:
W Mirowie również mój rowerowy debiut:
Ślad na asfalcie po moim hamowaniu - opona cała :D
Cudowne rozmnożenie:
ekipa na molo nad Amerykanem:
Ach te fotki z zaskoczenia - podobno najlepsze:
Ostatni kawałek terenem - na Skrajnicy: