Dzisiaj popołudniu znów samotny lekki trening. Założyłam sobie, że wyrobię się w ciągu dwóch godzin. Pomyślałam, że w takim przedziale czasowym wypad do Olsztyna będzie w sam raz.
Pojechałam najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju. Pod estakadą o mały włos dostałabym drzwiami od radiowozu, który przyjechał do pieszego potrąconego na pasach. Jechałam ścieżką rowerową, na którą sekundę wcześniej wjechał radiowóz. Zatrzymał się i nagle otworzyły się drzwi. W ostatniej chwili odbiłam na bok. Dalej pojechałam asfaltem przez Kucelin i ścieżką wzdłuż rzeki do Bugaja. Kawałek asfaltem i potem przez lasek do torów. Na drugą stronę i terenem do początku rowerostrady. Następnie przeciwpożarówką do Olsztyna. Niedaleko miejsca ogniskowego mijam się z Darią, Rafałem, Robertem i Arkiem. Po dotarciu do asfaltu okazało się, ze miałam jeszcze w zapasie trochę czasu więc skierowałam się asfaltem na Biskupice. Po podjeździe na górkę zjechałam terenem żółtym pieszym przez Sokole Góry z powrotem do asfaltu. Przejechałam koło leśnego i następnie pojechałam terenem przez Skrajnicę (gdzie zatrzymałam się na chwilę, by odebrać telefon od narzeczonego :*), potem rowerostradą, przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj, przez Michalinę i Błeszno do domu.
Dzisiaj dużo chłodniej niż ostatnio, musiałam nawet założyć bluzkę z długim rękawem. Niebo miejscami zachmurzone, ale na szczęście nie padało. od razu lepiej się oddychało. Jechało mi się dziś bardzo lekko i przyjemnie. Siły wreszcie do mnie wróciły :) Mam nadzieje, że zostaną ze mną na dłużej.
Napakowałam się dziś węglowodanami zjadając w pracy bułkę serowo-rodzynkową i pomidorową z makaronem po powrocie do domu i poczułam nagły dopływ energii. Mimo, że była już godzina 19 postanowiłam tę energię wykorzystać i wybrałam się na krótką przejażdżkę.
Najpierw asfaltem przez Wypalanki na Sabinowską umyć rowerek. Potem asfaltem przez Żyzną do Brzezin Kolonia. Następnie przez Brzeziny do Wrzosowej, gdzie na chwilę uczepiam się na koło jakiegoś pana na trekingu. Wiozę się jakieś 2 km z prędkością 32 km/h, ale we Wrzosowej pod górkę wyprzedzam tegoż pana i dalej jadę sama. Dojeżdżam do DK1 i przejeżdżam na drugą stronę. Kawałek za kamienicami mijam się prawdopodobnie z jadącym rowerem znajomym ze szkoły średniej (tak bynajmniej mi się wydawało, on popatrzał na mnie, ja na niego, ale nikt się nie zatrzymał). Dalej przez Słowik, gdzie trochę zwiedzam okolice, gdyż mijam właściwy skręt. Podczas błądzenia telefon od narzeczonego :* który zadzwonił z pozdrowieniami z Ogrodzieńca. Odnajduję właściwą drogę i jadę po betonowych płytach do Bugaja. Następnie terenem ścieżką wzdłuż rzeki na Kucelin. Miałam jeszcze sporo energii, więc pojechałam asfaltem przez Odlewników i Legionów. Koło Cooper Standard wjechałam w teren i pojechałam przez kamieniołom ponownie do Legionów. Powrót przez cmentarz żydowski, asfaltem przez Kucelin i standardowo Aleją Pokoju i Jagiellońską.
Dawno nie miałam tyle siły co dzisiaj :D Szkoda, że czasu na jazdę było dziś niewiele. Mam nadzieję, że to już koniec złej passy związanej z brakiem energii i że teraz będzie już tylko lepiej. :)
Zaplanowałam na dziś wycieczkę czerwonym szlakiem rowerowym na Górę Zborów, tak by przy okazji zwiedzić Jaskinię Głęboką. Niestety jak się potem okazało trasa wycieczki wyglądała fajnie i pięknie jedynie na mapie. W trakcie jazdy musieliśmy nieco zweryfikować plany, ale może wszystko po kolei.
Wyruszyliśmy chwilę po dziewiątej. Najpierw standard przez osiedle, a potem asfaltem przez Kucelin, Odlewników i Legionów. Następnie wjeżdżamy w prawo teren na ów słynny czerwony rowerowy. Terenem do Kusiąt, potem asfaltem do Olsztyna i znów terenem z boku zamku. Już tutaj pierwszy raz gubimy szlak. Na szczęście znam tę okolicę, więc polnymi ścieżkami dojeżdżamy do czerwonego szlaku kawałek za kamieniołomem Kielniki. Następnie jedziemy asfaltem przez Przymiłowice. Potem znów terenem do Zrębic i asfaltem przez Zrębice i Krasawę. Od Krasawy czerwony znów prowadzi terenem w stronę Suliszowic. Zatrzymujemy się na chwilę na leśnej ścieżce by coś zjeść.
Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Szczypie i jedziemy do Suliszowic, gdzie szlak ponownie biegnie terenem. Niestety jest tak słabo oznaczony, że chwilę po zjeździe na leśną ścieżkę gubimy szlak. Wertujemy mapę i patrzymy, z jakimi innymi szlakami jednocześnie prowadzi czerwony rowerowy. Jedziemy trzymając się niebieskiego i zielonego pieszego. Na kolejnym rozwidleniu ścieżek znów musimy spojrzeć na mapę. Jedziemy czarnym / żółtym pieszym, w międzyczasie widząc gdzieniegdzie stare i już prawie niewidoczne oznaczenia czerwonego rowerowego i docieramy do Ostrężnika.
Tutaj kolejny raz musimy szukać szlaku. PZ mapy wynika, że czerwony szlak biegnie razem z niebieskim / żółtym pieszym. Leśne ścieżki zamieniają się w szerokie szutrówki, po których jedzie się całkiem przyjemnie. Dojeżdżamy do jakiegoś asfaltu. Skręcamy w prawo (wg. strzałki wyznaczającej kierunek czerwonego szlaku) i docieramy do Leśniowa. Ludzi pełno, trafiliśmy na jakiś odpust najwyraźniej. Przeciskamy się między straganami. Orientujemy się jednak, że powinniśmy chyba wbrew strzałce jechać w odwrotnym kierunku, więc wracamy się do końca szutrówki. Napotykamy grupkę rowerzystów jadących czerwonym szlakiem z Krakowa do Częstochowy. Oni również mówią nam, że mają spore problemy z oznaczeniami tegoż szlaku. Po krótkiej rozmowie z nimi ruszamy dalej terenem.
Trzymamy się czarnego rowerowego, w międzyczasie wypatrując oznaczeń szlaku czerwonego. Niestety kolejny raz gubimy szlak. Mamy już dość błądzenia i ciągłych postojów, by spoglądać na mapę i decydujemy się jechać dalej czarnym rowerowym (oznaczonym bardzo czytelnie) gdziekolwiek by nas zaprowadził. Docieramy do jakiejś Pustelni w Czatachowej. Jedziemy dalej terenem i dojeżdżamy do asfaltu w Trzebiniowie. Asfaltem kierujemy się w stronę Moczydła, a potem wjeżdżamy na zielony rowerowy i najpierw szutrówką, potem asfaltem docieramy do Łutowca. W Łutowcu postanawiamy zrobić postój koło skałek i po przerwie wracać już do domu, gdyż czas goni. Niestety jaskini dziś nie odwiedzimy. Do Góry Zborów jeszcze pozostał nam dość spory kawałek drogi.
Po krótkim odpoczynku ruszamy w drogę. Na terenowym podjeździe okazuje się, że dość mocno ociera mi tarcza w tylnym hamulcu. Kolejny nieplanowany postój, na szybki serwis. Szutrówką zjeżdżamy do asfaltu i jedziemy do Żarek. Na rynku przerwa na lody i potem już powrót do domu bez postojów. Spory odcinek asfaltem przez Żarki, Myszków, Żarki Letnisko, Masłońskie do Poraja. od Poraja wzdłuż torów, potem asfaltem przez Dębowiec i terenem pomarańczowym rowerowym do Zawodzia. Kawałek asfaltem, potem przez tory i leśna drogą do niebieskiego rowerowego. Niebieskim szlakiem aż do Bugaja. Przez Bugaj asfaltem i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Kucelin. Dalej już standardowo do domu przez Aleję Pokoju.
Dzisiejszego planu niestety nie udało się zrealizować. Zbyt wiele czasu straciliśmy na szukanie szlaku, a potem czas gonił i trzeba było kierować się z powrotem. Nie wiem kto odpowiada za oznaczenia czerwonego rowerowego, ale z pewnością powinien za to otrzymać reprymendę :( Jaskini nie odpuszczę, ale następnym razem opracuję zupełnie inną trasę. Tak czy siak, stuknęła dziś kolejna setka w roku, a świecące słońce odpowiednio zadbało o pamiątkę z wycieczki :)
Umówiłam się dziś na popołudniowy wypad z Kasią. Standardowo do Olsztyna, tylko trochę inną trasą niż ostatnimi czasy. Dojechałam pod skansen i czekając na Kasię słyszę od innych rowerzystów, że w przejeździe pod dworcem stoi straż miejsca i wręcza mandaty za przejazd rowerem. A widocznego zakazu jazdy rowerem tam nie ma, jedynie koniec ścieżki rowerowej. Cóż poradzić.
Kasia dojechała, więc ruszamy. I na początek spacerek pod dworcem, co by mandatu nie zarobić, a potem asfaltem przez Kucelin i Legionów. Następnie terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt i znów asfaltem przez Kusięta do Olsztyna (po drodze wyprzedza nas jeden z żelków - Przemo), a kawałek dalej mijamy się z Łukim, który wracał już do domu. Niemoc totalna towarzyszy nam cały czas i nie chce odpuścić. Koło leśnego minuta przerwy by się napić i dalej w drogę asfaltem w stronę Biskupic, gdzie wyprzedza nas Piksel. Kawałek dalej skręcamy w prawo w teren. Jedziemy na jpierw pomarańczowym rowerowym, a potem niebieskim rowerowym, aż do początku rowerostrady. Przecinamy główną drogę prosto i wyjeżdżamy na asfalt niedaleko nastawni. Dalej już cały czas asfaltem koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin. I tutaj szczyt szczytów bezsilności, aż wstyd :D Mija nas dziewczyna na starym składaku, która kręci sobie z nóżki na nóżkę :D Pod dworcem znów spacerek, i potem już standardowo Alejką Pokoju, gdzie żegnam się z Kasią i jadę przez osiedle do domu.
Nie wiem jak to wszystko samej sobie wytłumaczyć, skąd wziął się ten nagły zanik sił. Gdybym znała tego faktu przyczynę, na pewno zrobiłabym coś, by ten stan wyeliminować. Pocieszam się tylko tym, że nie jestem z tym sama. Pozostaje jedynie nadzieja, że to stan przejściowy i siły niebawem wrócą :)
Chciałam wybrać się na ruiny zamku w Bydlinie, bo nigdy tam nie byłam, a nie miałam pod ręką żadnej mapy tamtych okolic, więc tym razem Alek opracował plan wycieczki :) W planie była kolejna setka, by czerwiec zamknąć z wynikiem tysiąca km w miesiącu. Miała jechać z nami Kasia z Kamilem, ale niestety z powodów sprzętowych musieli zrezygnować.
Wyruszyliśmy z DG. Na początek asfaltem przez Tworzeń, Łosień do Niegowonic. Następnie szutrówką zielonym rowerowym / czarnym pieszym przez Skałbanię do Chechła. W Skałbani chwila przerwy koło źródła św. Jana. Z Chechła jedziemy niebieskim rowerowym częściowo terenowo, częściowo asfaltem na Pustynię Błędowską do punktu obserwacyjnego z II wojny światowej. Na pustyni napotykamy ekipę filmową kręcącą jakiś film (tytułu nie pamiętam). Ale ciekawie cała akcja wyglądała.
Z Pustyni jedziemy terenem niebieskim rowerowym do Kluczy. Po drodze w lesie mijamy cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej. Zarośnięty, najwyraźniej zapomniany przez ludzi z okolicy. Trochę trzeba było się pokręcić żeby na niego trafić. Jedziemy dalej koło jakiegoś zbiornika wodnego. Ogólnie widać, że szlak rowerowy w tej okolicy jest mało uczęszczany. W Kluczach wyjeżdżamy na asfalt i kierujemy się pod górę na punkt widokowy Czubatka, z którego widać cały obszar pustyni Błędowskiej. Przerwa na batonika i w dół z powrotem do asfaltu. Kawałek asfaltem, a potem znów w stronę niebieskiego rowerowego. To co napotykamy na tym szlaku w Kluczach to jakaś masakra. Rok temu przeszedł tutaj dość mocny huragan. Nie spodziewałabym się jednak, że do tej pory nikt nie uprzątnie powalonych na ścieżkę rowerową drzew. Cóż, decydujemy się, że spróbujemy jakoś się przedrzeć przez ten szlak. Po koronach drzew widać, że to raptem jakieś 500 metrów, a potem już szlak jest normalny.
Po przeprawie przez powalone drzewa docieramy wreszcie do miejsca gdzie da się jechać. Dojeżdżamy szlakiem do Jaroszowca, wyjeżdżamy koło sanktuarium. Docelowo mieliśmy pojechać inaczej,a le najwidoczniej na naszej mapie szlaki były nieco inaczej oznaczone. Napotykamy grupkę rowerzystów i pytamy ich o drogę. Po zaciągnięciu opinii którędy najlepiej jechać kierujemy się terenem czerwonym rowerowym do Golczowic. Bardzo fajny szlak. Prawie jak w Sokolich Górach. Dalej asfaltem do Cieślik. Kawałek terenem i znów asfaltem w stronę Bydlina. Droga do ruin zamku jest słabo oznaczona, więc okazało się, że zajechaliśmy za daleko do Załęża, a powinniśmy skręcić w lewo w teren koło cmentarza Legionistów. Wracamy się i terenem dojeżdżamy do ruin. Ze zdjęć zamku, które widziałam w internecie wynika, że ruiny zostały nieco odbudowane.
Po zrobieniu kilku fotek wracamy na asfalt na czerwony rowerowy. Jedziemy przez Krzywopłoty. Czerwony szlak biegnie przez pewien odcinek razem z niebieskim rowerowym, a potem się rozłączają. Niestety czerwony szlak jest słabo oznaczony, więc znów mijamy właściwy skręt. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać kawałek czarnym pieszym, który ma później połączyć się z czerwonym rowerowym. Docieramy do właściwego dla nas szlaku. Czerwonym szlakiem docieramy do Skały Biśnik, gdzie na chwilę się zatrzymujemy.
Jadąc dalej czerwonym rowerowym docieramy do asfaltu w Smoleniu. Następnie kierujemy się terenem żółtym pieszym na ruiny zamku. Tutaj kolejne miłe zaskoczenie. Ruiny zamku Smoleń również zostały odbudowane. Jeszcze rok temu gdy tutaj byłam ruiny nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, a teraz zamek wygląda o wiele ciekawiej.
Po sesji zdjęciowej wracamy żółtym pieszym na asfalt do czerwonego rowerowego, który prowadzi przez Złożeniec i Ryczów. Od Ryczowa szlak zamienia najpierw się w szutrową drogę, a potem prowadzi w lesie. Docieramy do Podzamcza do ruin kolejnego zamku. Pod zamkiem przerwa na jedzenie i potem powrót do domu.
Od Podzamcza już cały czas asfalt do DG. Najpierw przez Ogrodzieniec, gdzie na zjeździe z górki nagle strzela mi szprycha w tylnym kole i koło zaczyna dość solidnie bić na boki, potem przez Mitręgę, Kromołowiec do Niegowonic. Na słynnym podjeździe w Niegowonicach wskakuje 1000 km w czerwcu, a kilka km dalej kolejna setka w roku :) Dalej już powrót jak wcześniej przez Łosień i Tworzeń.
Udało się osiągnąć zamierzony cel :) Choć nie powiem, żebym nie miała dziś małego kryzysu, ze względów zdrowotnych, szczególnie na czarnym pieszym, gdzie już myślałam, że dalej nie pojadę. Wessałam żel energetyczny i jakoś jechałam dalej. W drodze powrotnej sił nagle przybyło. Bardzo fajna wycieczka :) Trzeba częściej planować takie wypady :)
Siedząc w pracy i spoglądając za okno, widząc jak mocno wieje wiatr zastanawiałam się, czy jest sens wychodzić na rower. Temperatura również do jazdy nie zachęcała. Jednak gdy zauważyłam, że Kasia ma dziś urodziny uznałam, że co mi szkodzi. W gorszych warunkach się jeździło :D Umówiłyśmy się standardowo pod skansenem.
Dzisiaj tempo trochę wolniejsze, żebym znów nie nadwyrężyła ścięgna. Trasa: najpierw asfaltem przez Kucelin, potem Odlewników, Legionów, przez Srocko, Brzyszów (tutaj jakiś kretyn wyjeżdża nam na skrzyżowaniu prosto pod koła), Kusięta do Olsztyna. Koło leśnego krótki postój przed barem, by się napić i dalej asfaltem w stronę Biskupic. Wieje przeraźliwie mocno, więc skręcamy w prawo w teren. Jedziemy na początek pomarańczowym rowerowym, gdzie miejscami jest sporo błota, potem niebieskim rowerowym aż do początku rowerostrady, gdzie mijamy rozciągającego się prezydenta miasta. Dalej główną drogą przez Bugaj. Zaczyna lekko padać, na szczęście mamy niedaleko. Za przejazdem kolejowym przez Michalinę do DK1. Tutaj Kasia jedzie prosto na Raków, a ja skręcam w lewo pod trasą i jadę przez Błeszno. Na Rakowskiej podczas próby napicia się bidon wypada mi na asfalt i zaczyna toczyć się z górki w tył. Szybko go podnoszę, by nic mnie nie przejechało i już dalej bez przygód do domu.
Czerwiec, kalendarzowe lato, a do domu przyjechałam cała zmarznięta. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo zmarzły mi stopy w dwóch parach skarpet i ręce w rękawiczkach z długimi palcami. Ty6mbardziej w czerwcu. Coś nieprawdopodobnego. Coraz mniej km brakuje do tysiaka :D
Dzisiaj dla odmiany samotny trening. Spoglądając za okno wahałam się czy jazda dziś to dobry pomysł, ale stwierdziłam, że jak mam siedzieć w domu to wolę trochę pojeździć, nawet gdybym miała przy okazji zmoknąć. No i ruszyłam.
Najpierw przez osiedle, standardowo Alejką Pokoju, asfaltem przez Kucelin, potem Odlewników, Legionów, przez Srocko, Brzyszów, Kusięta do Olsztyna. Do tej pory było w zasadzie cały czas z wiatrem. Dalej koło leśnego w stronę Biskupic. Następnie w prawo w teren. Przeciwpożarówką i niebieskim rowerowym. Kawałek przed początkiem rowerostrady na 30 km dzisiejszej trasy pierwszy postój na telefon od narzeczonego. Akurat w tym samym momencie wskoczył 3 tysiąc w roku :) Główną drogę przecinam prosto i kawałek terenem dojeżdżam do asfaltu niedaleko nastawni. Skręcam w prawo i jadę w stronę Kusiąt. Po podjechaniu pod górkę zaczyna mnie cholernie mocno boleć ścięgno Achillesa :( Od tego momentu jazda przestaje być przyjemna, a każdy kolejny podjazd to męczarnia. Zatrzymuje się na chwilę, ale ból nie ustaje. Jadę tylko z jedną myślą - jak najszybciej dotrzeć do domu. A przede mną jeszcze jakieś około 15 km drogi. Skręcam w lewo w teren na czerwony rowerowy i dojeżdżam do Brzyszowskiej. Nie dość, że boli mnie ścięgno to dodatkowo zaczyna się jazda pod wiatr. Jadę już cały czas asfaltem, Legionów, Odlewników i przez Kucelin do Alejki Pokoju. Następnie 11-Listopada i Boh. Katynia i przez Błeszno do domu.
Na szczęście udało się dziś nie zmoknąć :) Po dotarciu do domu i zejściu z roweru ulga niesamowita. Niestety ścięgno boli w dalszym ciągu, ale mniej niż podczas pedałowania. Trzeba będzie zrobić jakiś okład, żeby jak najszybciej wyleczyć kontuzję.
Odezwała się znajoma ze studiów. Zaproponowała rower. Ostatnio jeździłyśmy razem chyba na 3 albo 4 roku. Nastawiłam się na powolne kręcenie po okolicy i w sumie za bardzo się nie pomyliłam. Żeby się zbytnio nie odróżniać od Karoliny postanowiłam, że kask i rękawiczki zostawię dziś w domu.
Umówiłyśmy się na górce na Jesiennej. Karolina powiedziała, że chciałaby zobaczyć słynnego Pudziana. Zaproponowałam przebieg trasy i ruszyłyśmy. Najpierw pod DK1 do Michaliny, gdzie sporo osób się dziś kąpało. Potem kawałek główną i dalej do ścieżki wzdłuż rzeki. Tutaj pierwszy postój koło tamy. Przeszłyśmy potem na drugą stronę i wzdłuż rzeki na Kucelin. Następnie Odlewników i Legionów na Złotą Górę. Podjazd asfaltem. Dalej po obejrzeniu Pudziana zjazd ścieżką do Złotej. Powrót Legionów, kawałek wzdłuż DK1 i wałem nadwarciańskim. Tuż przed Rejtana telefon od Rafała. Spacerował z żoną i dzieckiem po drugiej stronie rzeki, a ja go nie zauważyłam. Przejechałyśmy pod dworcem i Łukasińskiego, Okrzei dojechałyśmy do Limanowskiego. Karolina dojechała ze mną jeszcze tam gdzie się wcześniej spotkałyśmy. Po drodze spotkałyśmy Młodego z serwisu na Sobieskiego, spacerującego z dzieciakiem. Maluch od małego przyzwyczaja się do roweru :D Pożegnałam się z kumpelą i wróciłam do domu.
Tempo dzisiejszej wycieczki prawie jak na maratonie górskim :D Ale za to można było trochę powspominać, poplotkować, pogadać o tym co się zmieniło przez te kilka lat :D Taka mała odskocznia od codziennej szybszej jazdy. Czas jazdy: 2h 20min, średnia: 9,47 km/h
Dzisiaj ponownie popołudnie na rowerze razem z Kasią. Trasa była wstępnie zaplanowana już wczoraj, ale uległa lekkiemu skróceniu, bo było bardzo gorąco i duszno. Umówiłyśmy się standardowo koło skansenu.
Najpierw dłuższy odcinek asfaltem - przez Kucelin, Odlewników, Legionów, potem przez Srocko, Brzyszów, Małusy Małe i Małusy Wielkie. Słonce grzało mocno i do tego jazdę utrudniał nam silny wiatr wiejący prosto w twarze. Od Małus terenem niebieskim pieszym do Turowa, a następnie asfaltem z Turowa do Olsztyna. Przerwa koło rynku, by kupić wodę i dalej w drogę asfaltem koło leśnego. Wjeżdżamy w prawo w teren i jedziemy najpierw żółtym pieszym (którym bardzo dawno nie jechałam), potem zielonym pieszym i dalej już przeciwpożarówką do rowerostrady. Na przeciwpożarówce minęłyśmy się ze spacerującym prezydentem tej wsi z tramwajami. Główną drogę przecinamy prosto i jeszcze kawałek terenem do asfaltu niedaleko nastawni. Dalej już asfaltem koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin do Alei Pokoju. Na końcu alejki zegnam się z Kasią i samotnie podążam do domu przez Jagiellońską.
W terenie jechało się dziś super :) Nawet piach na żółtym pieszym dziś tak bardzo nie przeszkadzał :D Lubię jeździć tym szlakiem. Najważniejsze, że było zdecydowanie chłodniej niż na asfalcie :) Bardzo fajny popołudniowy wypad.
Dzisiaj wycieczka pod tytułem uciec przed deszczem :D Umówiłam się z Kasią na popołudniowy wypad. Tuż przed umówioną godziną nadeszły ciemne chmury i zerwał się wiatr. Zaczynało grzmieć. Jednak chęć jazd była na tyle duża, że postanowiłyśmy mimo wszystko jechać. I decyzja była słuszna :)
Najpierw samotnie pod skansen, gdzie czekała już Kasia. Potem asfaltem przez Kucelin i ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Kawałek główną drogą i potem przez las niebieskim rowerowym do Dębowca. Po drodze niebo się rozjaśniło. Wyjeżdżamy na asfalt niedaleko Monaru i tutaj zdziwienie, asfalt aż parował i kałuż było sporo. Chyba chwilę wcześniej musiało ostro lać. Jedziemy w stronę torów, przed torami w lewo i do drogi na Choroń. Dalej asfaltem przez Choroń i Biskupice do Olsztyna. Minuta postoju koło leśnego i powrót zielonym rowerowym - początek terenem przez Skrajnicę, potem asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, kawałek terenem do torów i potem znów asfalt koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin do Alei Pokoju. Na końcu alejki zegnam się z Kasią i samotnie do domu od drugiej strony osiedla niż zwykle.
Udało się nie zmoknąć podczas jazdy :) Jechało się dziś całkiem przyjemnie, spokojnym tempem, bez pośpiechu, no i na szczęście było już trochę chłodniej niż w dzień. Chyba trzeba pokombinować trochę z pozycją na Rockim, bo ostatnimi czasy zaczyna mi drętwieć lewa dłoń.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.