Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Bike Maraton - Wisła

Sobota, 31 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Maraton plus rozgrzewka przed maratonem. Aż dziw, że nie było praktycznie w ogóle błota na trasie wyścigu :D

Dystans Mini - 22 km. Miejsce 6 w K2. Do ostatniego dekorowanego miejsca zabrakło niewiele, bo tylko minutę. Tym bardziej, ze prawie cały wyścig jechałam równo z dziewczyną, która na ostatnim zjeździe mnie wyprzedziła i nie udało mi się jej już potem dogonić.

Na trasie maratonu © EdytKa


Gdzieś w okolicy Trzech Kopcy © EdytKa


Na zjeździe - fot. by Kasia Rokosz © EdytKa


Na zjeździe II - fot. by Kasia Rokosz © EdytKa


Kilka fotek z galerii BikeLIFE:
Na zjeździe
Wypłaszczenie
Zjazd
Na mecie

Profil trasy:


Po maratonie, czekając na resztę osób z BH, razem z Kają i chyba Gosią (nie pamiętam dokładnie) z Rowerowej Dąbrowy i Kamilem z Bikehead, (który tym razem również jechał w barwach Rowerowej Dąbrowy) zostaliśmy namówieni do udzielenia wywiadu dla telewizji Wrocław. Powiedzieliśmy co nieco o wrażeniach z maratonu i o naszych treningach przed wyścigami.

Rozrywka po maratonie :D © EdytKa


Tak na marginesie - Rocky już wrócił do mnie z serwisu. Dostał nowe koło przednie, nowy suport, przerzutkę tylną, linkę przerzutki. Wymienione zostały także łożyska w tylnym kole poprawione zostały stery.

Kopiec i rezerwat Zamczysko

Wtorek, 27 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Daria zaproponowała, by we wtorkowe popołudnie wybrać się do Kopca i do rezerwatu Zamczysko. Tamtych okolic nie znałam, więc propozycja od razu spotkała się z moją aprobatą. Przez Wypalanki i Sabinowską udałam się na miejsce spotkania koło straży pożarnej na Stradomiu. Po chwili dojechała Daria z Rafałem.

Dalej pojechaliśmy już we trójkę. Cały czas asfalt. Najpierw ulicami miasta, przez Chopina, Matejki, Piastowską, szutrówką wzdłuż Głównej, potem przez tory i szutrową ulicą Borówkową. Następnie Dobrzyńską, Białostocką, Radomską i Ikara. Potem przez Białą do Kopca. W Kopcu odwiedzamy obecny ośrodek formacyjny Salezjanów. Dawniej był tutaj XIII-wieczny gród, po którym dzisiaj zostały tylko wały ziemne.

Mostek w ośrodku Salezjanów - fot. by Skowronek © EdytKa


Wały ziemne - fot. by Skowronek © EdytKa


Po spacerku wzdłuż wałów ziemnych jedziemy dalej asfaltem przez Borowiankę i Kamyk do Kłobucka. Od Kłobucka kierujemy się niebieskim szlakiem pieszym w stronę Rezerwatu Zamczysko. Szlak najpierw prowadzi przez pola, potem kawałek asfaltem i dalej szutrówkami. Po drodze napotykamy dość spore stado gęsi, spacerujących po polach i po dróżce. Widok niecodzienny :D Kawałek dalej napotykamy kolejny niecodzienny dla miastowych widok - dwie pasące się w zagrodzie owłosione krowy. A jak ładnie pozowały do zdjęć, gdy Daria postanowiła je sfotografować :D

Stado gęsi - fot. by Skowronek © EdytKa


Krowa rasy szkockiej - fot. by Skowronek © EdytKa


Szutrówkami dotarliśmy do Grodziska. Dalej asfaltem do Wręczycy Małej. Następnie skręcamy między domami w stronę rezerwatu Zamczysko. W rezerwacie na wałach obronnych wczesnośredniowiecznego grodziska rosną obecnie 200-letnie dęby.

Z Darią w rezerwacie Zamczysko - fot. by Skowronek © EdytKa


Dąb w Rezerwacie Zamczysko - fot. by Skowronek © EdytKa


Zmierzch zbliżał się wielkimi krokami, więc włączmy lampki i decydujemy się na powrót możliwie najkrótszą drogą. Asfaltem przez Wręczycę Małą, Wręczycę Wielką, Kalej, Wydrę i Nową Gorzelnię do Częstochowy. Dalej przez Wręczycką, Dobrzyńską i potem szutrówką do Głównej. Dalej asfaltem Główną, Piastowską, Matejki, Chopina, Sabinowską i Jagiellońską. Tutaj żegnam się ze Skowronkami i dalej samotnie koło Makro wracam do domu.

Wycieczka udana :) Fajnie było poznać nowe miejsca, tym bardziej w tak miłym towarzystwie. Dziękuję za wspólną jazdę :) Dnie są już niestety coraz krótsze. Ostatni raz gdy wracałam z wycieczki po zmroku był na objeździe Tatr, ale wtedy godzina była nieco późniejsza. Teraz już na każdą wycieczkę będzie trzeba zabierać ze sobą lampkę. Do okrąglejszych 60 km brakło dziś niewiele, ale nie chciało mi się już dokręcać.

Tor Wyrazów

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Popołudniu mieliśmy inne plany, więc dzisiaj tylko krótki przedobiadowy wypad na Tor Wyrazów, by zobaczyć "wyścig" o puchar Prezydenta Miasta organizowany przy okazji Dni Częstochowy.

Możliwie najkrótszą drogą przez Jagiellońską, Sabinowską, Chopina, Matejki, Piastowską i Przestrzenną do Głównej. Przez torami w lewo i kawałek szutrówką wzdłuż głównej ulicy. Na Gnaszynie wyjeżdżamy na główną ulicę i jedziemy aż do Wyrazowa. Następnie pod torami w lewo i bocznymi dziurawymi drogami dojeżdżamy na tor. Generalnie impreza niezbyt ciekawa, więc zbieramy się do domu z zamiarem powrotu okrężną drogą przez Blachownię i Konopiska.

Dojeżdżamy do głównej drogi i kierujemy się na Blachownię. Jednak kawałek za znakiem Blachownia dopada mnie ból brzucha, więc zawracamy decydujemy się wracać tak jak wcześniej. Zjeżdżamy jeszcze na chwilę z głównej, by objechać dookoła tor, po czym ponownie wracamy na główną drogę, którą jedziemy do Gnaszyna. W Gnaszynie szutrówką wzdłuż głównej drogi aż do Zaciszańskiej. Dalej Zaciszańską, Matejki, Chopina, Sabinowską, Jagiellońską i Bór do domu.

Powrót praktycznie przez większość drogi pod wiatr. Jakaś totalna niemoc mnie dziś ogarnęła. Nie miałam kompletnie sił do jazdy. Do domu dotarłam bardziej zmęczona niż po jakimś maratonie.

Sokole Góry

Sobota, 24 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
W planach na dziś był rowerowy powrót z Krakowa razem ze Skowronkami, inną trasą niż zwykle, ze sporą dawką zwiedzania. Niestety musieliśmy tym razem odpuścić. Siły wyższe tym razem nie pozwoliły na dłuższą wycieczkę. Postanowiliśmy przejechać się chociażby w stronę Olsztyna.

Początek standard. Przez osiedle, Aleją Pokoju i przez Kucelin. Potem ścieżką wzdłuż rzeki do Bugaja, kawałek asfaltem i przez lasek do torów. Po drugiej stronie torów żółtym pieszym (w zasadzie żółtym piaszczystym) aż do Olsztyna. Od razu poczułam zalety szerokich opon. Jadąc na Cube przejechałam prawie wszystkie piachy na szlaku, nawet, te, których do tej pory nie dałam rady przejechać. Zółtym pojechaliśmy dziś do samego asfaltu między Olsztynem, a Biskupicami.

Na żółtym pieszym © EdytKa


Wyjechaliśmy na asfalt. Kawałek w stronę leśnego, a potem w prawo w teren na żółty rowerowy w stronę Sokolich Gór. Chciałam zobaczyć dokąd i którędy ten szlak prowadzi. Niestety na którymś leśnym rozjeździe zgubiliśmy ten szlak. Jechaliśmy jakąś ścieżką prosto przed siebie do jakiegokolwiek innego szlaku. Dotarliśmy do krzyżówki zółtego i czerwonego pieszego. Żółty prowadził do Olszty6na, więc uznaliśmy, że będziemy się go trzymać. Z całą pewnością nie był to ten sam zółty, którym zwykle jadę od Biskupic do Olsztyna. Szlak mocno piaszczysty, doprowadził nas w pobliże kamieniołomu koło zamku w Olsztynie.

W Sokolich Górach © EdytKa


Przejechaliśmy koło zamku i z przyczyn czasowych postanowiliśmy wracać do domu. Dojechaliśmy do rynku, a potem asfaltem przez Kusięta. W Kusiętach skręciliśmy w prawo na czerwony rowerowy. Dotarliśmy do asfaltu niedaleko Legionów. Jedziemy i nagle sms od Tomka "za kilometr pielgrzymka do ominięcia". Jechał autem, więc siłą rzeczy nie zauważyłam go. Ową pielgrzymkę minęliśmy na Legionów niedaleko Ossona. Pojechaliśmy dalej przez cmentarz żydowski i rzez Kucelin do Alejki Pokoju. Potem już standard przez osiedle.

Czasami warto jest zgubić szlak :D Można przy okazji poznać nowe ścieżki i inne szlaki, którymi dotychczas się nie jechało. Tak na marginesie na Cube jest zupełnie inna jazda w terenie niż na Giancie. I to o niebo lepsza, szersze opony, lepsza sterowność. Ja chcę już z powrotem Rockiego :D

Olsztyn spokojnym tempem

Piątek, 23 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po tygodniu Alek wreszcie pozbył się szyny gipsowej na ręce. Zatem dziś pierwsza spokojna wycieczka dla rozkręcenia się po przerwie i sprawdzenia, czy z jego nadgarstkiem wszystko w porządku. Jak nie ma żadnego innego pomysłu to standardowo Olsztyn.

Początek to standard przez osiedle, Alejką Pokoju i przez Kucelin. Potem asfaltem przez Odlewników i Legionów. Następnie skręcamy w lewo teren i podjeżdżamy na Górę Ossona. Z Osoona zjeżdżamy do czerwonego szlaku rowerowego. Czerownym szlakiem do Kusiąt. W Kusiętach kawałek asfaltem, po czym znów w teren na zielony pieszy. Góry Towarne omijamy dziś całkiem dołem i wyjeżdżamy na asfalt jeszcze w Kusiętach. Asfaltem jedziemy do rynku w Olsztynie i potem na zamek. Wstęp dziś darmowy, więc korzystając z okazji jedziemy kawałeczek ścieżką dookoła zamku. Na szybko dwie fotki:

Zamek w Olsztynie © EdytKa


Zamek w Olsztynie II © EdytKa


Przed zamkiem trwa jakiś festyn. Nie bardzo chce mi się omijać scenę dookoła, więc przejeżdżam centralnie przed nią (co generalnie zbyt rozsądne nie było) trafiając przy okazji w idealny moment końca występu. Publiczność bije brawa akurat jak jadę przed sceną :D Zjeżdżamy, a raczej schodzimy wąską ścieżką przy jakimś płocie do asfaltu , po czym kierjemy się już w drogę powrotną.
Najpierw asfaltem obok leśnego w stronę Biskupic. Następnie przez las ścieżką przeciwpożarową i niebieskim rowerowym do początku rowerostrady. Potem kawałek terenem zielonym rowerowym do torów, na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Asfaltem przez Bugaj i dalej przez Michalinę do DK1. Pod trasą w lewo i przez Błeszno do domu.

Wygląda na to, że nadgarstek mego narzeczonego ma się już lepiej. Jednak mimo wszystko najbliższy weekend upłynie jeszcze pod znakiem spokojniejszej jazdy, żeby niepotrzebnie nie forsować ręki zbyt wcześnie. Niestety z jutrzejszego rowerowego powrotu z Krakowa ze Skowronkami musimy zrezygnować :(

Poraj z Karoliną

Środa, 21 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Nie miałam czasu na rower od czwartku, odkąd Alek się poturbował w Ustroniu. Umówiłam się dziś na spokojną przejażdżkę z Karoliną. Rocky dalej w serwisie, więc pomyślałam, ze pojadę Alka Giantem. Wchodzę do garażu, a tam kapeć. Szlak by to. Nie miałam czasu na zmianę dętki, więc dotrwałam szybko zimówkę i pognałam na umówione miejsce.

Byłam chwilę przed czasem. Gdy Karolina dojechała ruszyłyśmy w drogę. Na początek Rakowską pod DK1, potem przez Michalinę do Bugaja. Kawałek asfaltem, a potem terenem niebieskim rowerowym do Dębowca. Po drodze mijamy się z mario66, który poznał mnie dopiero w ostatnim momencie. Chwila pogaduch i jedziemy dalej. Dziurawym asfaltem koło Monaru w stronę Poraja. Przed torami w lewo i kawałek terenem a potem asfaltem do przejazdu kolejowego, po czym asfaltem nad zalew. Nad zalewem przerwa na odpoczynek. Zszokowana byłam ilością śmieci na plaży nad zalewem. Jedna wielka masakra. Jakby ludzie nie mogli zabrać swoich śmieci ze sobą i wyrzucić kulturalnie do kosza.

Po przerwie powrót do domu. Początek analogicznie jak wcześniej. Asfaltem do przejazdu (po drodze spotykam znajomego ze Skodovka-Club) i potem dziurawym asfaltem w stronę Monaru. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym. Koło zalewu Samule chwila postoju i dalej terenem do Zawodzia. Kawałek asfaltem i na końcu przez przejazd kolejowy i terenową dróżką do niebieskiego rowerowego. Kawałek niebieskim szlakiem, a potem pożarówką do początku rowerostrady. Terenem zielonym rowerowym do torów kolejowych, a następnie przez lasek do Bugaja. Asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Koło Boh. Katynia żegnam się z Karoliną i jadę dalej samotnie przez Błeszno do domu.

Jest postęp :) Tempo dzisiejszej wycieczki było znacznie większe niż ostatnio, a i terenu trochę również było. Czas operacyjny 2 h 26 min, średnia 16,47 km/h. Przypomniały mi się od razu moje rowerowe początki :D Mam nadzieje, że karolina się nie zniechęci do następnych wycieczek :)

Zbiornik Samule © EdytKa


Ustroń - Czantoria - Nydek - Stożek - Wisła - Ustroń

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Wypad w góry ze znajomymi z Sosnowca - Emilką i Tomkiem z ArkaBike i ich kolegą Marcinem. Wycieczka zakończona gipsem u Alka. A wszystko przez jakąś babkę jadącą szlakiem na koniu :(

Pozwolę sobie skopiować opis wyprawy z blogu ArkaBike:
„Za start objęliśmy centrum Ustronia. Przejeżdżając niewielki kawałek asfaltem, szybko schowaliśmy się między drzewami, trafiając na ścieżkę rowerową, która kierowała nas na Czantorię. Po drodze mijaliśmy wymowny znak „droga rowerowa bardzo trudna”. No cóż…kto nie walczy…:) Brnęliśmy spokojnie po utwardzonej leśnej drodze. Dziewczyny cisnęły z przodu – spokojnie zaraz podjazdy. Padło hasło: „przed balami w lewo”. I się zaczęło. Pierwszy nasz podjazd miał długość dokładnie 6 km i 350 m, a różnica wysokości wynosiła 488 m. Dziewczyny nadal z przodu – niektórym zrobiło się smutno, ale szybko wytłumaczyli sobie zaistniała sytuację – „żona, dzieci…”

Przy pierwszym podjeździe nie obyło się bez podchodzenia, jedyną osobą, a raczej maszyną w ludzkim ciele, która podjechała całość był Alek. I bardzo dobrze, bo przynajmniej mamy ładne zdjęcia. Pierwsza na górze była Emi. Alek z Edytka zamienili się na rowery – rozmiar ma znaczenie – i przyjechali za Tomkiem i Marcinem. Na wzniesieniu zrobiliśmy pierwszy postój. Napchaliśmy się kaloriami, trochę płynów i dalej w drogę, ciesząc się życiem zasuwaliśmy przez łąkę z dużą prędkością i straszyliśmy napotkanych wędrowców. Pomimo tego, że była nas piątka, wszystkie przekleństwa poleciały na Tomka. Wniosek: nigdy nie jedź jako drugi bądź trzeci – na pierwszego nie zdążą nabluzgać, a ostatni już nie jest zaskoczeniem:)

Po delikatnym kamienistym zjeździe trafił się pierwszy kapeć. Gdy Alek zawzięcie wymieniał dętkę, pozostali podziwiali widoki i robili zdjęcia. Pogoda nam sprzyjała, dzień był piękny i w miarę chłodny 20 stopni na dole, dawały gwarancję niskiej temperatury na szczytach. Po szybkiej wymianie pojechaliśmy dalej. Przed nami kolejny podjazd – kilometr i 144 m różnicy poziomów. Można powiedzieć, że „wciągnęliśmy to nosem” i tak wtargnęliśmy na Czantorię.

Po krótkim postoju i kolejnym jedzeniu skierowaliśmy się za granicę czeską. Pierwsze zjazdy dosyć spokojne, trochę luźnych kamieni, niestety zestresowały nam Emi, która po próbie hamowania przejechała bokiem kilka metrów i następne kilometry jechała już zachowawczo. Marcin – wariat na zjeździe, początkowo zatrzymywał się na rozwidleniach żeby wskazać drogę, ale kiedy przed nami pojawił się techniczny zjazd, pożegnał nas słowami; „gdyby mnie poniosła fantazja, to cały czas prosto”. Przejechaliśmy przez ładną czeską mieścinę i skierowaliśmy się ponownie w góry. Naszym celem był Stożek.

Tym razem podjazd asfaltowy, bardzo przyjemny, nie wymęczył nas tak bardzo, jednak szybko się skończył. Przydarzył się również incydent. Edytka jechała jako pierwsza. Pewien miejscowy kierowca z przyczepką postanowił ją wyprzedzać i niestety wybrał zły moment. Z na przeciwka jechał ciągnik, więc kierowca samochodu dostawczego był zmuszony zjeżdżać, szkoda, że nasza koleżanka jechała tuż obok niego. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a miejscowy szybko został doścignięty przez Alka, który stanął w obronie swojej narzeczonej i dał do zrozumienia kierowcy, że jest „łoś na ulicy.” Musiał się mocno zdziwić, że rowerzysta go dogonił…

Wjechaliśmy w las na utwardzone ścieżki i turlaliśmy się pod górę. Początkowo spokojnie, czerwonym szlakiem. W pewnym momencie straciliśmy Tomka. Fantazja go poniosła i pojechał! Jego mina gdy dogoniła go Emi i powiedziała, że trzeba zawrócić, była bezcenna. Szybko rzut oka na GPSik i skręcamy ze szlaku w jakieś krzaki. Trzeba przyznać, że widok z lewej strony był nieziemski. Z prawej jednak dziko rosły jeżyny, które odcisnęły na naszej skórze swe kolce. Szczególnie nasze Panie wyjechały z tamtąd wybitnie poharatane. Najmniej szczęścia miał Tomek, który zładował się w dół i wpadł na coś z dużą ilością kolców…

Po krzaczkach i powalonych drzewach przyszła kolej na szlak turystyczny i podjazd. Z uwagi na nasze zmęczenie, dał nam wycisk. Z poziomu 830 m wjechaliśmy na 1026 m. Długość podjazdu to kilometr i 750 m. Czołgaliśmy się z rowerami pod górę, a przez głowę przelatywało stado przekleństw i myśli, żeby się zatrzymać. Pomimo wysiłku i braku energii usłyszeliśmy słowa, które mimo wszystko bardzo nas rozbawiły. „Marcin! Jak tam twoje łydki?! Bo moje są napięte jak dziwka na autostradzie!” Autorem, nie trudno się domyśleć, był Tomek. Marcin żartował z Emi, że w końcu coś ją dojechało i już nie jedzie z przodu. Gdy wdrapaliśmy się na górę byliśmy pełni szczęścia, zjedliśmy co zostało w plecakach i poczekaliśmy na Tomka, który biedny męczył się ze swoim 15-kilowym fullem. Gdy dotarł na górę, pierwsze co zrobił, to puścił rower i usiadł na ziemi. Możemy tylko przypuszczać, o czym pomyślał, gdy zatopił zęby w Snickersie: „…cukier….:)”

Dojechaliśmy do Stożka, a potem już do dołu. Pierwszy etap zjazdu, wprowadził nas w zwątpienie, jednak nasz przewodnik zapewniał, że będzie ok, przecież nie będziemy jechać szeroka trasa turystyczną. Potem się przyznał, że trochę mu się zjazdy popieprzyły…Dotarliśmy na właściwe tory i już jechaliśmy do dołu w kierunku Wisły. Znaczy chłopy zjechali, a dziewczyny zeszły. Jak to Edytka powiedziała, przechodząc przez wielkie luźne kamienie: „jeszcze mi życie miłe”. Pod koniec zjazdu jechali już wszyscy, teren się uspokoił, kamienie już nie straszyły, a każdy chciał posmakować górskiego zjazdu. A ostatnie 200m…
Usłyszeliśmy tylko donośne „hamuj”. Ścieżka, którą jechaliśmy do szerokich nie należała, a jeszcze dodatkowo zza rogu wyłonił się koń. Marcin leży – wstaje. Alek leży – nie wstaje. Obdrapany, nie może ruszać kolanem. Lekka panika, z pierwszą pomocą nadjechała Edytka. Alek pomimo próśb i prób opatrzenia wstał i kuśtykał, patrząc w kamienie. Na pytanie „czego szukasz” odpowiedział: winowajcy. Dopiero na pogotowiu okazało się, że kolano jest całe, tylko stłuczone, podobnie jak bark. Jednak nadgarstek, o którym nie wspomniał ani razu…pęknięty i w gipsie.

Żeby jeszcze było weselej, gdy pakowaliśmy się do samochodów i Alek zdejmował koło z Edytki roweru, zdjął je razem z wózkiem – oderwał się hak, puściły śrubki. Do dzisiaj nie wiemy jakim cudem nie rozwaliło się to wcześniej. Cała wycieczka wyniosła ponad 47 km. Końcówka asfaltowa z Wisły do Ustronia, była cudownym odpoczynkiem. Łącznie wszystkich przewyższeń było ok 1500m . Trochę strat w sprzęcie, ale wrażenia niezapomniane.”

Opis na blogu ArkaBike

Kilka fotek z wycieczki:
Z Emilką na podjeździe przed Czantorią Małą © EdytKa


Chłopaki na podjeździe © EdytKa


Podejście po Czantorię © EdytKa


Bo jechać było ciężko © EdytKa


Odpoczynek po podejździe © EdytKa


Przerwa techniczna © EdytKa


Alek w akcji po złapaniu kapcia © EdytKa


Dziewczyny na podjeździe © EdytKa


A miał być łatwy do przjechania szlak :D © EdytKa


Gdzież oni są? © EdytKa


Końcówka podjazdu pod Stożek © EdytKa


Przebieg dzisiejszej trasy © EdytKa

Terenowe oswojenie z Giantem

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Rocky w serwisie, więc w tym czasie będę jeździć Giantem mojego narzeczonego. Wybrałam się dziś na spokojną przejażdżkę, żeby się trochę przyzwyczaić do innego roweru. Celu konkretnego nie miałam, trasę wymyślałam na bieżąco.

Najpierw standard przez osiedle, Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Potem ścieżką wzdłuż rzeki do Bugaja, kawałek asfaltem i przez lasek do torów kolejowych. Na drugą stronę i terenem zielonym rowerowym do początku rowerostrady. Następnie przeciwpożarówką i niebieskim rowerowym w stronę Poraja. Kawałek asfaltem koło Monaru i znów terenem pomarańczowym rowerowym do Dębowca. Asfaltem pod górę do kościoła w Choroniu. Za kościołem w lewo i terenem zielonym pieszym do zakrętu przed Biskupicami. Następnie podjazd pod słynną górkę i koło kościoła w lewo w teren na niebieski rowerowy. Potem żółtym pieszym przez Sokole Góry do asfaltu między Olsztynem a Biskupicami. Kawałek asfaltem w stronę Olsztyna i potem w prawo w teren w stronę Góry Biakło. Przed Biakłem odbijam w lewo i podjeżdżam pod Lipówki, a potem zjeżdżam wąską ścieżką w stronę leśnego. Objeżdżam leśny od tyłu i wyjeżdżam na asfalt, po czym kieruję się już w stronę domu. Najpierw kawałek asfaltem, potem terenem zielonym rowerowym przez górkę przed Skrajnicą i przez Skrajnicę również terenem. Następnie rowerostradą do końca i kawałek terenem w stronę nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i asfaltem przez Kucelin 9gdzie mijam się z Mateuszem) w stronę skansenu. Potem standard przez Alejkę Pokoju i osiedle do domu.

Wnioski po dzisiejszej jeździe Giantem - na asfaltowych podjazdach zdecydowanie brakuje blokady skoku amortyzatora, w terenie z kolei przy ostrzejszych zakrętach duży rozmiar ramy i dodatkowo sztyca z offsetem utrudnia wykonywanie manewrów. Będę musiała się jakoś przyzwyczaić, do czasu kiedy z powrotem będę mieć Rockiego.

Powerade MTB Marathon - Korbielów

Sobota, 10 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Rozgrzewka + maraton. Jak dla mnie najtrudniejszy z dotychczasowych maratonów.
Tradycyjnie nie zabrakło błota, jak zwykle.

Miejsce 6 w K2 Mega na 9 osób w kategorii.

Przy okazji 5000 km na Rockim, który niestety będzie musiał zostać oddany na serwis gwarancyjny.

Kilka fotek z maratonu:
Podjazd
Na trasie
Zjazd

I krótki filmik:

Dawno nie jeżdżonymi ścieżkami

Czwartek, 8 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Dziś postanowiłam dla lekkiej odmiany wybrać się gdzieś indziej niż do Olsztyna. Pomyślałam o Poraju, ale też już mi się trochę znudził. Czasu dziś miałam niewiele, sił przez te upały również, tak więc postanowiłam obrać kierunek na Mstów.

Najpierw standard przez osiedle, Alejką Pokoju (gdzie mijam się z Kasik) i przez Kucelin. Potem asfaltem przez Odlewników i Legionów. Skręcam w teren i kieruję się na Ossona. Tym razem Ossona znów mnie pokonuje. Na podjeździe było mi tak duszno, że aż się zachwiałam. Zjeżdżam w dół i kieruje się terenem w stronę Przeprośnej Górki. Błoto już powysychało, ale zrobiły się straszne koleiny. Dojeżdżam do asfaltu. Objeżdżam Przeprośną dookoła asfaltem przez Siedlec. Postanowiłam, że pokonam Przeprośną Górkę terenem od drugiej strony. Podjazd mimo, że dużo dłuższy to jakiś taki łagodniejszy. Za to zjazd po kamieniach dość szybki i trzeba uważać. Dalej kawałek asfaltem przez Mirów, a potem znów terenem czerwonym pieszym / zielonym rowerowym ścieżką wzdłuż rzeki do Tesco. Tutaj najbardziej widać suszę. Z reguły było tutaj sporo kałuż, a dziś dla odmiany sporo piachu i porozjeżdżanych kolein. Od Tesco dojeżdżam do przebudowywanego skrzyżowania DK1 i Alei Jana Pawła. Dalej koło rynku na Zawodziu, wzdłuż trasy i wałem nadwarciańskim do Rejtana. Potem koło skansenu i przez Łukasińskiego i Limanowskiego na myjkę umyć rower. Dalej już przez Błeszno do domu.

Do domu dojechałam ledwie żywa. Wlokłam się dziś niemiłosiernie. Kompletnie bez energii, stąd kilometrów niezbyt dużo. Te upały niedługo mnie wykończą. Picia w bidonie brakło po jakimś 30 km. Dobrze, że do domu było już niedaleko. Przydałoby się lekkie ochłodzenie.