Rano do pracy (jak zawsze na Foxie). Po pracy powrót do domu. Nic nadzwyczajnego, dziś na szczęśćie bez żadnych starć z kierowcami samochodów.
Po południu już na Rockim na 102 Częstochowską Masę Krytyczną, na którą miałam jechać razem z mamą, ale niestety w ostatniej chwili zrezygnowała. Tak więc wyruszyłam z domu sama. Przed Masą jeszcze na chwile do Gawła, gdzie spotykam Kasię i Kamila, którzy na Masę niestety nie jadą. Wcześniej w drodze, na wiadukcie na Niepodległości spotkałam także Tomka z całą rodzinką zmierzających również na Masę. Od Ronda Mickiewicza na Plac Biegańskiego razem z Gawłem i Panem Jarkiem z Bikeatelier. Na Biegana odbieram od Piksela uszczelki dla Alka i spotykam Łukasza. Chwilę później rozpoczyna się 102 Masa Krytyczna.
Trasa przejazdu Masy (w której wzięło udział 376 uczestników): Plac Biegańskiego - II Aleja NMP - I Aleja NMP - Plac
Daszyńskiego - I Aleja NMP - Aleja
Kościuszki - Aleja Armii Krajowej - Obrońców Westerplatte -
Szajnowicza-Iwanowa - Popiełuszki - Pułaskiego - 1 Maja... i tutaj kawałek przed Rondem Mickiewicza telefon od Alka, który już dotarł do Częstochowy, tak więc w tym momencie musiałam opuścić Masę, co by zbyt długo na mnie nie czekał. Szybkim tempem jeszcze z Łukaszem na moment na Plac Biegańskiego (gdzie czekała Ola), ale zaraz potem od razu do domu Śląską, Sobieskiego i wzdłuż linii tramwajowej.
Poranny dojazd do pracy, podczas którego na Bór jakiś kierowca idiota jadący Iveco (który dodatkowo rozmawiał przed telefon podczas jazdy) wymusza na mnie pierwszeństwo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej, zmuszając mnie do nagłego hamowania. Na skrzyżowaniu dojezdżam do niego na czerwonym świetle, a ten jeszcze wielce zdziwiony udaje, że nic się nie stało. Brak słów. Po pracy już spokojniejszy powrót do domu.
Rano standardowo do pracy, po pracy rundka po sklepach w poszukiwaniu dętki (dopiero w 3 sklepie z rzędu dostałam taką jaką chciałam), po czym powrót do domu.
Po obiadku już w rowerowych ciuchach na Warszawską do sklepu. Pomyślałam sobie, że korzystając z ładnej pogody zamiast autem to pojadę rowerem i to chyba nie był najlepszy wybór. Kultura kierowców w Częstochowie jest daleko w tyle. Początek bez przygód, przez Alejkę Pokoju, koło sądu, duktem wzdłuż rzeki, pod trasą DK1 i dalej ścieżką rowerową koło Galerii. Tutaj pierwsze nerwy - ludzie nic sobie nie robią ze ścieżki rowerowej i spacerują na niej tak beztrosko, że na nic nie zwracają uwagi. Dalej jadę kawałek przez park na Zawodziu, potem koło wodociągów i dalej już Warszawską. I tutaj nerw konkretny. Sznur aut w korku. A przepisu mówiącego o tym, że rowerzysta ma prawo wyprzedzać auta z prawej strony nikt nie respektuje, a co więcej niektórzy specjalnie widząc jadącego rowerzystę zjeżdżają jak najbliżej krawężnika. Jeden idiota nawet zahaczył lusterkiem moją kierownicę... I jeszcze miał pretensje.
Po zrobieniu zakupów powrót do domu. Warszawską (gdzie znów musiałam użerać się ze sznurem aut na zwężce) do Placu Daszyńskiego. Dalej Ogrodową do Krakowskiej. Na skrzyżowaniu z Katedralną skręcając w lewo ustępuję kierowcy, który skręcając w prawo ma pierwszeństwo. Ten pokazuje ręką żebym jechała, więc jadę kiwając głową w podzięce. Myślę sobie - chociaż jeden uprzejmy, jednak optymizm nie trwał zbyt długo. Ten sam kierowca już na Krakowskiej nie dość, że mija mnie mega szybko - o wiele szybciej niż przepisowa 50, to jeszcze tak blisko, że podmuch wiatru mało mnie nie przewrócił... Wtedy byłam już kompletnie wk... zdenerwowana. Zjechałam na ścieżkę wzdłuż rzeki, którą dojechałam do Bór, Dalej już przez Niepodległości i Równoległą bez przygód do domu.
W domu jeszcze szybka zamiana rowerów i Rockym na Błeszno na myjkę. Powrót przez Stary Raków i Jagiellońską. I tak oto zamiast się na rowerze odstresować to zestresowałam się jeszcze bardziej. I to by było na tyle w zasadzie. Koniec.
Na CWR padła propozycja wypadu w teren we wtorkowe popołudnie. I tak planowałam dziś mały trening, więc postanowiłam więc wybrać się na rower razem z ekipą. Na miejscu spotkania koło sklepu na Worcella ze znajomych twarzy zjawili się także Piksel, Rafał i Oskar.
Na początek wzdłuż Jana Pawła, potem wałem nad Wartą, przez park na Zawodziu, kawałek Mirowską, po czym terenem koło Złotej Góry. Dalej Legionów i w teren na Ossona. Chłopaki zostają na dole, ja podjeżdżam na górę. Podjeżdża też od razu Oskar. Wdrapujemy się na szczyt, po czym zjazd singielkiem. Udało mi się dziś przejechać po betonowym uskoku. Oskar zostaje i czeka na chłopaków, a ja jadę pozjeżdżać trochę ze schodów, po czym jadę dalej w kierunku zjazdu. Chłopaki mnie doganiają. Skręcamy w lewo na krótki, stromy podjazd, po czym zjeżdżamy do czerwonego rowerowego. Dalej czerwonym w stronę Zielonej. Dziś łagodniejszy podjazd, a potem zjazd znów do czerwonego. Dalej asfaltem przez Kusięta. Chłopaki gnają szybko, ja jadę spokojnie. Doganiam ich przed podjazdem do jaskini. Zjeżdżamy na polanę, potem podjazd na szczyt Towarnych (ja podjeżdżam dookoła) i szybki zjazd do asfaltu.
W Olsztynie żegnam chłopaków i wracam samotnie do domu. Najpierw terenem przez Skrajnicę, potem rowerostradą, przez lasek do Bugaja, koło Michaliny i przez Błeszno do domu.
Wczoraj niecałe 4 km Rockym na myjkę. Dziś rano dojazd do pracy trochę inną drogą niż zwykle. Po pracy na chwilę do Gawła, by zerknął na tylny hamulec w zimówce. Następnie już prosto do domu. Totalny brak sił :(
Rano dojazd do pracy. Po pracy od razu do domu na skróty wertepami wzdłuż torów, gdzie podobnie jak wczoraj spotykam rosłego bażanta. Po obiadku jeszcze wypad do Olsztyna.
Najpierw przez osiedle, potem Alejką Pokoju, przez Kucelin, Cmentarz Żydowski, Legionów, tutaj w lewo i podjazd na Ossona (niestety nieudany). Dalej zjazd i czerwonym rowerowym w stronę Zielonej Góry. Podjazd pokonany do połowy, po czym zjazd do czerwonego szlaku. Kawałek asfaltem przez Kusięta i w prawo w teren w stronę Towarnych. Przed dojazdem do jaskini odbijam w lewo i docieram do asfaltu. Asfaltem do rynku w Olsztynie, tutaj chwila przerwy i powrót.
Kawałek asfaltem w stronę leśnego, a potem w prawo i terenem przez Skrajnicę. Dalej rowerostradą, terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno do domu. Waga jednak ma jakieś znaczenie, bo trochę się zmęczyłam na Foxie od podjazdów w terenie.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.