Na dzisiejsze popołudnie Daria zaproponowała wypad autem do Mokrej na rekonstrukcję Bitwy pod Mokrą z 1 września 1939 roku. Alkowi pomysł od razu przypadł do gustu, tak więc na rower mogliśmy wybrać się tylko z rana. Postanowiliśmy więc udać się do Olsztyna, obejrzeć przy okazji samochody uczestniczące w XXIX Częstochowskim Rajdzie Pojazdów Zabytkowych. Co prawda w sobotę wieczór widzieliśmy już próbę sprawnościową na Placu Biegańskiego, ale chcieliśmy jeszcze zobaczyć klasyki na tle zamku w Olsztynie.
Od samego początku jechałam jakoś bez sił, nie mogłam się rozkrecić. Chyba jeszcze nie zdążyłam odpowiednio wypocząć po wczorajszym porannym grzybobraniu, popołudniowych atrakcjach na Placu Biegańskiego i wieczornym koncercie. Cała sobota na nogach :D Miałam nadzieje, że jakoś powoli energia powróci. Początek standardem przez osiedle, potem przez Kucelin, Cmentarz Żydowski i Legionów. Następnie w prawo i terenem przez kamieniołom Prędziszów. Dalej kawałek asfaltem i znów w teren na czerwony rowerowy. Zbaczamy z czerwonego na Zieloną Górę, pod którą dziś jak zwykle nie podjechałam. Zjazd obok jaskini i następnie kawałek asfaltem przez Kusięta. Koło szkoły w prawo i terenem w stronę Towarnych. Jaskinię dziś mijamy i jedziemy dookoła lasem do polany między Górami Towarnymi, z której od raz zjeżdżamy do asfaltu. Asfaltem kierujemy się do Olsztyna. Klasyków jeszcze nie ma, zatem najpierw kilka fotek koło zamku, a potem na rynek na lody.
W okolicach zamku w Olsztynie
Po zjedzeniu lodów ponownie koło Spichlerza zobaczyć, czy klasyki już dojechały. Aut jeszcze nie było, ale organizatorzy rajdu już ustawiali się na swoich pozycjach. Po chwili zaczęły zjeżdżać pierwsze zabytkowe pojazdy. Zobaczyliśmy około 15 załóg wjeżdżających na parking koło zamku, po czym powrót do domu możliwie jak najszybciej.
Porsche podczas XXIX Częstochowskiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych
Saab Sport podczas XXIX Częstochowskiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych
Mercedes w trakcie XXIX Częstochowskiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych
Mercedes w trakcie XXIX Częstochowskiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych
Powrót dość żwawym tempem, najpierw do rynku w Olsztynie, potem kawałek główną drogą (gdzie mijamy się z Andrzejem, który dziś porusza się samochodem), następnie rowerostradą do końca. Dalej terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj (gdzie mamy nieplanowany postój przed przejazdem kolejowym), koło Michaliny do DK1 i przez Błeszno do domu. Takim sposobem nie licząc postoju cały powrót zajął nam raptem 35 minut :D Zdążyliśmy jeszcze na spokojnie się umyć i zjeść obiadek przed wypadem na rekonstrukcję Bitwy pod Mokrą :)
Rano do pracy (jak zawsze na Foxie). Po pracy powrót do domu. Nic nadzwyczajnego, dziś na szczęśćie bez żadnych starć z kierowcami samochodów.
Po południu już na Rockim na 102 Częstochowską Masę Krytyczną, na którą miałam jechać razem z mamą, ale niestety w ostatniej chwili zrezygnowała. Tak więc wyruszyłam z domu sama. Przed Masą jeszcze na chwile do Gawła, gdzie spotykam Kasię i Kamila, którzy na Masę niestety nie jadą. Wcześniej w drodze, na wiadukcie na Niepodległości spotkałam także Tomka z całą rodzinką zmierzających również na Masę. Od Ronda Mickiewicza na Plac Biegańskiego razem z Gawłem i Panem Jarkiem z Bikeatelier. Na Biegana odbieram od Piksela uszczelki dla Alka i spotykam Łukasza. Chwilę później rozpoczyna się 102 Masa Krytyczna.
Trasa przejazdu Masy (w której wzięło udział 376 uczestników): Plac Biegańskiego - II Aleja NMP - I Aleja NMP - Plac
Daszyńskiego - I Aleja NMP - Aleja
Kościuszki - Aleja Armii Krajowej - Obrońców Westerplatte -
Szajnowicza-Iwanowa - Popiełuszki - Pułaskiego - 1 Maja... i tutaj kawałek przed Rondem Mickiewicza telefon od Alka, który już dotarł do Częstochowy, tak więc w tym momencie musiałam opuścić Masę, co by zbyt długo na mnie nie czekał. Szybkim tempem jeszcze z Łukaszem na moment na Plac Biegańskiego (gdzie czekała Ola), ale zaraz potem od razu do domu Śląską, Sobieskiego i wzdłuż linii tramwajowej.
Dziś popołudniu czas na rozkręcenie się po przerwie spowodowanej ostatnimi warunkami pogodowymi i innymi codziennymi sprawami. Nadgarstek niestety dalej boli (w zasadzie z niewiadomych przyczyn), ale już nie mogłam wysiedzieć w domu. Postanowiłam samotnie wybrać się do Olsztyna.
Początek standardem przez osiedle, Aleję Pokoju, Kucelin, Cmentarz Żydowski i Legionów. Dalej dla odmiany kawałek Brzyszowską i potem w prawo na czerwony rowerowy. Z czerwonego zbaczam na Zieloną Górę (podjazd jak zwykle mnie pokonał, ale są niewielkie postępy). Zjazd do czerwonego rowerowego i dalej asfaltem przez Kusięta. Następnie w prawo i terenem w stronę Towarnych. Przed podjazdem do jaskini mijam się z Łukaszem, który już dziś kończył trening. Za jaskinią kawałek pieszo, potem zjazd na polanę i podjazd na szczyt Towarnych (a w zasadzie próba cięższej opcji podjazdu, zakończona niepowodzeniem). Zjazd do asfaltu i w stronę Olsztyna. Mijam rynek i kieruje się na zamek główną bramą. Pomimo bólu nadgarstka i ogólnego zmęczenia spowodowanego niewyspaniem udało mi się dziś pokonać cały podjazd na zamek :) Plan wykonany :) Na szczycie chwila przerwy i potem zjazd z powrotem do rynku.
Rocky na ruinach zamku w Olsztynie
Rocky przed kwadratową wieżą
Następnie kieruje się na Lipówki. Podjazd pokonany dziś w całości. Na Lipówkach chwila rozmyślań, po czym zjazd w stronę Biakła. Przy Górze Biakło odbywa się obecnie wypas owiec, ale podjazd jest możliwy. Nie udaje mi się jednak pokonać całego podjazdu. Po zjeździe pan pilnujący owiec uświadamia mnie, że skoro nie dałam rady podjechać, to nie nadaje się na wyścigi rowerowe (chyba zdradził mnie strój wygrany na wyścigu Hołda Race). Cóż, albo muszę zrezygnować z wyścigów, albo... skoro Olsztyn zaliczony to kolejnym moim celem będzie pokonanie podjazdu na Biakło :D Na koniec jeszcze jeden podjazd na Lipówki i zjazd singielkiem do leśnego, który mijam i kieruje się od razu do domu.
Powrót terenem przez Ostrówek, który jakiś czas temu został oszpecony przez jakąś metalową wieżą, a potem terenem przez Skrajnicę. Następnie kawałek asfaltem do wykopów. Niestety jeden z robotników informuje mnie, że przejazdu dalej nie ma i kieruje mnie trochę na około jakaś kamienisto - błotnistą drogą, którą docieram do stacji na Odrzykoniu. Dalej rowerostradą do końca, gdzie tuż przy samym końcu mało co nie rozjechałam jakiegoś niezbyt rozgarniętego rolkowca, który jadąc na wprost mnie nagle postanowił skręcić centralnie przede mną. Dopiero pisk moich opon go nieco otrzeźwił. Nie wiem czym Ci ludzie myślą, ale mózgami chyba nie bardzo. Dalej jadę terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Następnie jeszcze kawałek przez Raków, gdzie na skrzyżowaniu Okrzei z Łukasińskiego wymusza na mnie pierwszeństwo kierowca autobusu. Sama już nie wiem, czy tylko ja mam tyle pecha, czy po prostu ludzie są jacyś dziwni... Dalej już spokojnie koło Jagiellończyków i przez osiedle do domu.
Mimo tych kilku uniedogodnień dzisiejszy wypad dobrze mi zrobił. Pomimo niewyspania jechało mi się całkiem przyjemnie. Mam jedynie nadzieje, że ból nadgarstka szybko minie.
Poranny dojazd do pracy, podczas którego na Bór jakiś kierowca idiota jadący Iveco (który dodatkowo rozmawiał przed telefon podczas jazdy) wymusza na mnie pierwszeństwo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej, zmuszając mnie do nagłego hamowania. Na skrzyżowaniu dojezdżam do niego na czerwonym świetle, a ten jeszcze wielce zdziwiony udaje, że nic się nie stało. Brak słów. Po pracy już spokojniejszy powrót do domu.
Andrzej z Edytą zaproponowali na dziś objazd Tatr (taką samą trasą jak jechaliśmy w zeszłym roku ze Skowronkami, ale w odwrotnym kierunku). Bez dłuższego zastanowienia zgodziliśmy się. Chęć dołączenia do nas wyraził także Paweł. Ostatecznie uzbierało się nas pięć osób. W piątek sporo po godzinie 22 dojechaliśmy do noclegu w Zakopanem Cyrhla. Szybka kolacja i spać, bo w sobotę wcześnie rano pobudka.
Rano pożywne śniadanko (owsianka, którą przygotowała Edyta), szybkie pakowanie plecaków i w drogę. Początkowo ubrani w kamizelki, kurtki. Jedziemy drogą Oswalda Balzera, przez Brzanówkę, a potem drogą krajową 960 do Łysej Polany, gdzie przekraczamy granicę polsko - słowacką.
Widok na Tatry - Łysa Polana - fot. Edyta
Widok na Tatry
Dalej drogą 67 przez Tatranską Javorinę, Zdiar (gdzie rozbieramy się z
kamizelek i kurtek i przy okazji robimy krótką przerwę śniadaniową), Palenicę. Zjeżdżamy na drogę 537 i jedziemy przez
Tatranską Łomnicę, Tatrańską Leśną i Stary Smokovec. Dalej przez Tatry
Vysoke, Tatranską Poliankę i Vysne Hagy.Po drodze podziwiamy piękne górskie strumyki i widoki na Tatry. Nie brakuje niestety również widoków pozostałości po huraganie, który musiał niedawno przejść w okolicy.
Rzeka Biela - Tatranska Kotlina
Z Alkiem nad rzeką Biela
Widok na Tatry ze Słowacji
Oczekując na resztę ekipy z Pawłem
Widok na Tatry ze Słowacji
Ekipa w komplecie :)
Z Alkiem nad górskim potokiem
Widok na Tatry ze Słowacji
W drodze - znów z Pawłem
Okolica Tatr po wichurze
Góry po przejściu wichury
Z Tatrami w tle
Jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo tego iż nie jest łatwo. Na jednym ze skrzyżowań, zamiast skręcić w lewo i jechać w dół, to skręcamy w prawo i drogą 538 wspinamy się na Strybskie Pleso. Po drodze krótka przerwa przy małym stawie na jedzonko i dalej pod górę. Na Strybskim Pleso tłumy turystów. Dopiero po wjechaniu na szczyt okazuje się, że nie tędy ma prowadzić nasza trasa. Powinniśmy bowiem wcześniej skręcić w lewo. Pokonaliśmy niepotrzebnie podjazd na jak się później okazało najwyższy punkt podczas objazdu Tatr.
Malutki staw w pobliżu Strybske Pleso
Zjechaliśmy w dół do skrzyżowania, na którym pomyliliśmy trasę. Na szczęście teraz czekał nas całkiem przyjemny zjazd, ciągnący się prawie 35 km. Tak więc tym razem odpoczywając jedziemy drogą 537 przez Probylinę, Podbanske, Varvisovo do Liptovsky Hradok. Tutaj zatrzymujemy się by zobaczyć zamek (Hrad a Kietala).
Alek z Tatrami w tle
A w tle Krywań :D
Strumyk w okolicach Liptovsky Hradok
Hrad a Kietala - Liptovsky Hradok
Edyta i Andrzej przed zamkiem
Następnie drogą 18 kierujemy się do miejscowości Liptovsky Mikulas, gdzie robimy sobie dłuższą przerwę na obiad w restauracji przy głównej drodze. Jedzenie jak się okazuje rewelacyjne. Szczególnie zupa pomidorowa. Pyszna :) Niestety co dobre szybko się kończy więc trzeba jechać dalej.
Kościół na rynku w Liptovsky Mikulas
Brzuchy pełne więc jedzie się ciężko, a chłopaki dodatkowo pokręcają tempo. Jedziemy drogą 584 początkowo po płaskim wzdłuż zbiornika w miejscowości Liptovsky Trnovec. W Liptovskich Matiasovcach zaczyna się najtrudniejszy dziś, około 15 km podjazd przez Kvarcany i Huty do Zuberca. Podjazd ciężki. Nie obyło się bez zrzucenia przerzutki na młynek.
Podjazd przed miejscowością Zuberec
Po podjeździe zjazd. W sumie najszybszy z dzisiejszych zjazdów :D Jednak akurat na zjeździe łapie nas delikatny deszczyk, który nie pozwala nam się zbyt bardzo rozpędzić. Na szczęście opady szybko mijają. Mijamy kamieniołom w Zubercu. Dalej jedziemy drogą rowerową wzdłuż rzeki przez Oravice do miejscowości Vitanova.
Kamieniołom
Kamieniołom
Na ścieżce rowerowej w miejscowości Oravice
Kilometrów za nami coraz więcej. Dojechaliśmy drogą 520 do Suchej Hory, gdzie przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do Polski. Chcieliśmy jeszcze zrobić małe zakupy na granicy, ale akurat trafiliśmy na jakąs wycieczkę, więc kolejka w sklepie skutecznie nas odstraszyła. Dodatkowo na niebie zaczęły zbierać się coraz ciemniejsze chmury. Postanowiliśmy więc jechać dalej, mając nadzieję, że uciekniemy przed deszczem. Jedziemy przez Chochołów, Dzianisz, Witów i Kościelisko. Im bliżej Zakopanego tym trzeba coraz bardziej uważać na kierowców, którzy w ogóle nie zwracają uwagi na to, że droga mogą również poruszać się rowerzyści. W Kościelisku dopadła nas deszczowa chmura. To i tak dobrze, że prawie pod sam koniec objazdu Tatr. Szybkie ubranie kamizelek i kurtek i dalej w drogę.
Nadchodząca ulewa nad Tatrami
Jadąc w deszczu dotarliśmy do Zakopanego. Tutaj kultura kierowców pozostawia wiele do życzenia. Zanim dojechaliśmy do Gubałówki natrafiliśmy chyba na pięciu niezbyt rozgarniętych i niezbyt kulturalnych kierowców. Niektórzy perfidnie wjeżdżali na chodnik tak, żebyśmy nie mogli minąć ich z prawej strony, gdy oni stali w korku. Chamstwo. Na Gubałówce przerwa na oscypki, a potem dalej w deszczu, ale już po ciemku przez centrum Zakopca i Jarczysko do drogi Oswalda Balzera, którą jadąc pod górę docieramy do auta pozostawionego na parkingu koło noclegu.
Podsumowując, dzisiejszy objazd Tatr był bardzo udany. Co prawda nie udało się pokonać dotychczasowego rekordu dystansu dziennego i przewyższeń, ale mimo tego warto było ponownie objechać Tatry dookoła. Nie chodziło dziś o bicie rekordów, a o sprawdzenie swojej kondycji i możliwość pokonania wielu km w doborowym towarzystwie :) W porównaniu do zeszłego roku pogoda była dla nas dużo łaskawsza, a co za tym idzie widoki o wiele lepsze :)
Rocky dzięki pomocy Gawła ma już założone szosowe oponki przed sobotnim wypadem w góry, więc dziś popołudniu asfaltowa przejażdżka do Olsztyna. Razem ze mną wybrali się jeszcze Marta i Tomek.
Na początek dojazd pod skansen, gdzie dołącza Marta, a kawałek dalej - koło dawnego sądu dojeżdza Tomek. Jedziemy więc przez Kucelin, potem kawałek wzdłuż rzeki i dalej już asfaltem koło Guardiana, przez Odkrzykoń, Kusięta, Turów (gdzie prowadzi nas Tomek) i docieramy do Olsztyna. Krótki postój przy sklepie i powrót. Rozmyślamy jaką wybrać trasę, kiedy okazuje się, że Marta musi jeszcze załatwić jedną sprawę na ulicy Hektarowej. Takim sposobem sytuacja rozwiązała się sama, gdyż kierujemy się tam razem z nią.
Asfaltem przez Kusięta, Brzyszów, Srocko, gdzie prowadzeni przez Martę skręcamy w lewo i bardzo przyjemną asfaltową drogą wiodącą przez las docieramy do czerwonego rowerowego na Mirowie, gdzie skręcamy w lewo w Hektarową. Zrobiło się dość zimno, a ja nie wzięłam sobie nic więcej do ubrania poza tym co miałam na sobie, więc Marta pożyczyła mi swoją zapasową kurtkę (dziękuję bardzo za uratowanie tyłka). Z Hektarowej skręcamy w lewo na Skalną i jedziemy kawałek po piachu, a potem szutrówką do asfaltu (gdzieś w pobliżu Mirowa), skąd dalej kawałek terenem, Na tym odcinku było trochę błota i piachu, więc na szosowych oponkach nie jechało mi się najlepiej. Na szczęście po tej przeprawie dotarliśmy do ulicy Legionów. Koło ronda na Legionów odłącza się Marta i jedzie w stronę Mirowskiej, a ja z Tomkiem jedziemy dalej Żużlową do stadionu Włókniarza. Dalej już samotnie przez Hutników, Alejką Pokoju i przez osiedle do domku.
Na asfalcie oponki Kenda 1,5 spisują się rewelacyjnie, gorzej w terenie :D Na szczęście w sobotę w planie jest tylko i wyłącznie asfalt i tego się trzymajmy :D Po sobotnim wypadzie Rocky znów powróci do terenowych opon :D Dziękuję za dzisiejsze towarzystwo, było bardzo fajnie :)
Rano standardowo do pracy, po pracy rundka po sklepach w poszukiwaniu dętki (dopiero w 3 sklepie z rzędu dostałam taką jaką chciałam), po czym powrót do domu.
Po obiadku już w rowerowych ciuchach na Warszawską do sklepu. Pomyślałam sobie, że korzystając z ładnej pogody zamiast autem to pojadę rowerem i to chyba nie był najlepszy wybór. Kultura kierowców w Częstochowie jest daleko w tyle. Początek bez przygód, przez Alejkę Pokoju, koło sądu, duktem wzdłuż rzeki, pod trasą DK1 i dalej ścieżką rowerową koło Galerii. Tutaj pierwsze nerwy - ludzie nic sobie nie robią ze ścieżki rowerowej i spacerują na niej tak beztrosko, że na nic nie zwracają uwagi. Dalej jadę kawałek przez park na Zawodziu, potem koło wodociągów i dalej już Warszawską. I tutaj nerw konkretny. Sznur aut w korku. A przepisu mówiącego o tym, że rowerzysta ma prawo wyprzedzać auta z prawej strony nikt nie respektuje, a co więcej niektórzy specjalnie widząc jadącego rowerzystę zjeżdżają jak najbliżej krawężnika. Jeden idiota nawet zahaczył lusterkiem moją kierownicę... I jeszcze miał pretensje.
Po zrobieniu zakupów powrót do domu. Warszawską (gdzie znów musiałam użerać się ze sznurem aut na zwężce) do Placu Daszyńskiego. Dalej Ogrodową do Krakowskiej. Na skrzyżowaniu z Katedralną skręcając w lewo ustępuję kierowcy, który skręcając w prawo ma pierwszeństwo. Ten pokazuje ręką żebym jechała, więc jadę kiwając głową w podzięce. Myślę sobie - chociaż jeden uprzejmy, jednak optymizm nie trwał zbyt długo. Ten sam kierowca już na Krakowskiej nie dość, że mija mnie mega szybko - o wiele szybciej niż przepisowa 50, to jeszcze tak blisko, że podmuch wiatru mało mnie nie przewrócił... Wtedy byłam już kompletnie wk... zdenerwowana. Zjechałam na ścieżkę wzdłuż rzeki, którą dojechałam do Bór, Dalej już przez Niepodległości i Równoległą bez przygód do domu.
W domu jeszcze szybka zamiana rowerów i Rockym na Błeszno na myjkę. Powrót przez Stary Raków i Jagiellońską. I tak oto zamiast się na rowerze odstresować to zestresowałam się jeszcze bardziej. I to by było na tyle w zasadzie. Koniec.
Po niedzielnym i poniedziałkowym odpoczynku od roweru (nie licząc dojazdu do pracy) nadszedł czas, by wybrać się w teren. Razem ze mną pojechali jeszcze Kamil i Łukasz. Na zbiórkę koło Jagiellończyków nie zdążyła Ola, ale umówiłyśmy się, że dołączy do nas w Olsztynie.
Tak więc początkowo w trójkę. Aleją Pokoju, przez Kucelin, Cmentarz Żydowski i dalej Legionów. Skręcamy w prawo i terenem przez Kamieniołom Prędziszów, po czym znów kawałek Legionów (gdzie spotykamy Martę - TęczowaMagia). Z Legionów w prawo i na Ossona. Podjazd na szczyt, po czym wdrapujemy się jeszcze wyżej i zjeżdżamy singielkiem. Następnie zjazd do czerwonego rowerowego i czerwonym w stronę Zielonej Góry. Podjazd na Zieloną (który jak zwykle mnie pokonał) i zjazd obok jaskini z powrotem do czerwonego szlaku. Kawałek asfaltem przez Kusięta, po czym w prawo i terenem w stronę Towarnych. Kawałek przed jaskinią sms od Oli, że czeka na zamku. Niestety po podjechaniu do jaskini okazuje się, że złapałam kapcia w przednim kole. Zjazd na polanę niestety na piechotę. Łukasz odjechał gdzieś na bok, a ja z Kamilem obydwoje męczylismy się ze zdjęciem opony. Bez skutku. Chyba mam w tym za małe doświadczenie, bo gdy Łukasz do nas wrócił zdjął oponę w momencie. W międzyczasie skontaktowałam się z Olą, i powiedziałam, że jeśli nie chce czekać może przybyć na polanę w Towarnych. Zdążyliśmy uporać się z kapciem, a Oli ciagle nie było. Po kolejnej rozmowie okazało się, ze pojechała trochę za daleko. Umówiliśmy się więc ponownie w Olsztynie, a że mieliśmy bliżej, to postanowiliśmy jeszcze wjechać na ruiny zamku i zjechać z powrotem :D I akurat gdy wróciliśmy na rynek zauważyliśmy czekającą Olę :)
Dalej we czwórkę :D Najpierw asfaltem w stronę Biskupic, a potem terenem wokoło Sokolich. Z uwagi na fakt, że pomału zapadał zmierzch nie zwróciłam uwagi jakimi jechaliśmy szlakami. Tym bardziej, że w zasadzie jedyna miałam na tyle dobrą lampkę, by oświetlać drogę nie tylko sobie, ale i reszcie ekipy. Wiem tylko, że najpierw jechaliśmy żółtym rowerowym, potem kawałek czarnym i niebieskim rowerowym. I chyba właśnie na czarnym rowerowym doszło do małej kraksy. Ola rozmawiając przez telefon zderzyła się z Łukaszem. Szczegółów nie znam, bo jechałam z przodu. Znów ominęło mnie co najlepsze :D Żart. Na szczęście strat w ludziach nie było. Niestety w wyniku zderzenia w Oli rowerze odkręciła się kierownica na mocowaniu z mostkiem i zaczęła się tak ciągle okręcać. Nikt z nas nie miał niestety imbusa, więc musieliśmy zwolnić nieco tempo i po wyjechaniu z Sokolich kontynuować jazdę wyłącznie asfaltem. Dojechaliśmy do rynku w Olsztynie, dalej kawałek główną, rowerostradą i znów główną do DK1. Dalej wzdłuż trasy na Raków. Łukasz pożyczył Oli lampki, by mogła coś widzieć podczas dalszej jazdy. Odprowadziłam jeszcze kawałek Olę przez Raków i na Jagiellońskiej przed Makro skręciłam już w osiedle.
I takim oto sposobem z planowanych dwóch i pół godzin jazdy, po przygodach jakie nas spotkały wyszło prawie o godzinę więcej :D Są rzeczy których się nie przewidzi. Dobrze, że nikomu z nas nic się nie stało, a sprzęt czasem lubi sprawiać problemy i to z reguły wtedy, kiedy najmniej tego się człowiek spodziewa.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.