Samotny t(e)rening w upale
Najpierw standard przez osiedle, Alejką Pokoju i przez Kucelin. Potem asfaltem przez Odlewników i Legionów. Skręcam w teren i kieruję się na Ossona. Z przyczyn technicznych związanych z tylną przerzutką tym razem nie udaje mi się podjechać. Zjeżdżam do czerwonego szlaku rowerowego i nim jadę do Kusiąt. W Kusiętach kawałek asfaltem, po czym znów w teren na zielony pieszy i w stronę Gór Towarnych. Łagodniejszym podjazdem udaje mi się wjechać na sam szczyt. Zjazd - jak zwykle najpierw kawałek rower sprowadzam, potem wsiadam i dalej zjeżdżam. Docieram do asfaltu, którym kieruje się do Olsztyna, przez rynek, a potem terenem na Lipówki. Podjeżdżam dalej niż zwykle, ale wciąż trochę brakuje do całości podjazdu. Zjeżdżam w stronę Góry Biakło, a potem wyjeżdżam na asfalt koło leśnego. Wydaje mi się, że z oddali widzę znajome twarze, ale nie zatrzymuje się dziś i jadę dalej. Początkowo kieruje się w stronę Skrajnicy, ale spontanicznie zmieniam plan i po chwili zawracam w stronę Biskupic.
Jadę kawałek asfaltem, potem skręcam w teren na żółty pieszy, a w zasadzie żółty piaszczysty. Po drodze atakują mnie jakieś kłujące krzaki. Z żółtego szlaku odbijam na zielony pieszy i dojeżdżam do przeciwpożarówki. Chwila postoju (podczas której mija mnie jakiś nieznany rowerzysta) na usunięcie gałązki z kasety. Po pozbyciu się pasażera na gapę ruszam w dalszą drogę. Przeciwpożarówką do początku rowerostrady i potem kawałek terenem zielonym pieszym. Koło nastawni gdy wyjechałam na asfalt siadł mi na koło ten sam rowerzysta, który mijał mnie na pożarówce. W momencie dostałam takiego powera, że prawie całą drogę aż do Ocynkowni jechałam w granicach 35 km/h, ale towarzysz nie odpuścił. W pobliżu Ocynkowni gość mnie wyprzedza i zjeżdża na skróty do ścieżki wzdłuż rzeki. Myślę sobie, a co mi szkodzi, teraz ja się kawałek powiozę :D I ścieżką wzdłuż rzeki jadę sobie 29 km/h. Po wyjeździe na asfalt owy rowerzysta jedzie dalej prosto, a ja skręcam w lewo i przez Kucelin kieruję się w stronę skansenu. Po drodze wyprzedzam jakiegoś szosowca, który sobie spokojnie kręci. Potem już standardowo Alejką Pokoju i Jagiellońską jadę do domu.
Gorąco strasznie. Początkowo trochę się wlokłam, ale potem stopniowo się rozkręciłam. Zabrałam ze sobą tylko jedna butelkę 0,75 Oshee i całą wypiłam. Do domu wróciłam cała mokra. Utwierdziłam się dziś w przekonaniu, że czasami niemoc siedzi jedynie w głowie, o czym przekonałam się, gdy próbowałam zgubić pasażera z koła :D