Wypad na Górę Zborów i Skałki Rzędkowickie z ekipą dąbrowsko - zawierciańską
Rano z STi na dworzec główny PKP. Tam spotkanie ze Skowronkiem i MD. Kupilismy bilety i wpakowaliśmy się do pociągu. Na Rakowie wsiedli Rafał, Damian i młody (imienia nie pamiętam). Następnie, nie pamiętam na której stacji wsiadł Jacek. W Myszkowie dołączyli Gaweł, Przemek i Adam. I już było nas dość sporo. W Zawierciu miał czekać na nas Alek. Czekal razem z trójką innych rowerzystów: Anią, Pawłem i Slavo. Całkiem spora ekipa się stworzyła. Po przywitaniach cały peleton ruszył w drogę.
Na początek ulicami Zawiercia do niebieskiego szlaku pieszego. Dalej szlakiem - przeważnie szutrowym, przez Skarżyce do Morska. W Morsku pierwszy postój i sesja zdjęciowa z widokiem na stok dla narciarzy. Następnie zjazd do czerwonego szlaku pieszego. Część ekipy zjechała wzdłuż stoku, część lasem - w tym i ja. Podczas zjazdu moja pierwsza gleba - na szczęście niegroźna - nie opanowałam roweru na śliskich liściach i korzeniach. Dalej czerwonym pieszym przez górę Apteka - podjazd ciężki, pod koniec kilka osób rower prowadziło - zresztą ja również. Podczas zjazdu ćwiczyłam odpowiednią technikę jazdy. Udało się tym razem zjechać bez upadku. U podnóża góry Zborów krótki postój przy ławeczkach. Część ekipy została na dole, część udała się na szczyt. Niektórym udało się podjechać, ja i pozostała część ekipy rower musiałam wprowadzić na górę. Chwila przerwy pod szczytem przy jaskini. Następnie krótka wspinaczka nieco wyżej z rowerem w rękach. No i wtedy mój rower pokazał swoją wyższość nade mną. Przewrócił mnie na cztery literki i uderzył mnie kierownicą w kolano. Trochę bolało, ale zebrałam się szybko i dalej na górę. Później zjazd z drugiej strony góry do parkingu przy ulicy i tam spotkanie z resztą ekipy, która została na dole.
Dalej całą ekipą zielonym pieszym lekko pod górkę do Skał Rzędkowickich. Po drodze chwila postoju przy jakichś innych skałkach. Akurat tak się zbiegło, że zatrzymaliśmy się kawałek przed skrętem na ścieżce. Część ekipy wyrwała do przodu, część była za mną. Już po ruszeniu, podczas skręcania na owym łuku zachwiałam się na rowerze i wyleciałam z piskiem z zakrętu w dół w jakieś krzaki. No cóż :D chciałam poćwiczyć downhill :D Część ekipy słysząc, że coś się stało wróciła się. Chyba Slavo pomógł mi się podnieść. Pierwsze co zrobiłam to oczywiście oględziny roweru, dopiero potem samej siebie :D Mnie nic się nie stało, ale Rocky zyskał nową rysę na ramie :( Jak już się pozbierałam ruszyliśmy dalej w stronę Skał Rzędkowickich, koło których tylko przemknęliśmy bez postoju i zjechaliśmy w dół do asfaltu. Na skałki próbowali wspinać się jacyś alpiniści :D Asfaltem dojechaliśmy do sklepu, przy którym zrobiliśmy postój. Po postoju dalej asfaltem dojechaliśmy do Włodowic, gdzie nadszedł czas pożegnania z ekipą z Dąbrowy i Zawiercia. Zagłębie pojechało w lewo, Częstochowa w prawo.
Kawałek dalej, jeszcze we Włodowicach odłączyli się od nas Rafał z Młodym, skręcając w lewo. Reszta ekipy pojechała prosto asfaltem aż do Kotowic. W Kotowicach wjechaliśmy w teren, którym podążaliśmy aż do Jaworznika. Gdy wyjechaliśmy ponownie na asfalt Gaweł z Pikselem postanowili pojechać dalej asfaltem najkrótszą drogą do swoich domów. Zostało nas tylko siedem osób. Jacek poprowadził pozostałą część ekipy terenem do Wąwozu Rachwalec. Damian, Przemek i Robert pozostali na początku wąwozu. Razem z Darią, MD i Jackiem poszliśmy pieszo zobaczyć niewielkie jeziorko. Jacek opowiedział nam trochę ciekawostek o owym wąwozie. Po powrocie do czekających chłopaków, Jacek poprowadził nas dalej terenową dróżką, biegnącą wzdłuż głównej drogi do punktu widokowego w Żarkach, na którym znajduje się kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika. Tam kolejny krótki postój i potem już najkrótszą trasą z powrotem.
Najpierw dłuższy odcinek asfaltem - zjazd do Żarek, i przez Wysoką Lelowską do Przybynowa. Następnie terenem zielonym rowerowym do Poraja. Kawałek asfaltem koło dworca i postój przy sklepie, by podjąć decyzję o dalszej części trasy. Uznaliśmy, że wracamy przez Dębowiec. Najpierw wzdłuż torów, potem terenem przez las, i znów asfaltem koło Monaru. Nastepnie niebieskim rowerowym, częściowo terenowo, a częściowo nową szutrówka do rowerostrady. Rowerostradą do końca i kawałek zielonym rowerowym terenem do torów, gdzie Jacek odbił w swoją stronę. Dalej przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Tutaj pożegnanie z Damianem, który pojechał prosto na Raków. Skręciliśmy w lewo pod trasą w stronę Jesiennej. Przy nowej biedronce na Błesznie Daria z MD skręcili w prawo w stronę centrum. Przemek i Robert odprowadzili mnie pod dom i pojechali do swoich domów.
Podsumowując dzisiejszy dzień, to chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji jechać w tak licznym peletonie. Trzeba było uważać podwójnie: za siebie i momentami za innych. Nie zabrakło ani dobrego humoru, ani odrobiny adrenaliny. Teren, który dziś pokonaliśmy do łatwych nie należał. Tym bardziej trzeba docenić fakt, że poza kilkoma upadkami, obyło się bez poważniejszych w skutkach zdarzeń. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się zorganizować taki wypad jak dziś.
Na niebieskim pieszym© EdytKa
Ekipa w Morsku - z widokiem na stok© EdytKa
Skałki w Morsku© EdytKa
Widok na Górę Zborów© EdytKa
Odpoczynek przez podejściem na Górę Zborów© EdytKa
Podejście pod Górę Zborów© EdytKa
Ekipa na Górze Zborów© EdytKa
Przed jaskinią na Górze Zborów© EdytKa
Widok ze szczytu Góry Zborów© EdytKa
Ekipa przy siodle między skałami Góry Zborów© EdytKa
Skałki Rzędkowickie© EdytKa
Postój przy Skałkach Rzędkowickich© EdytKa
Skałki Rzędkowickie - Okiennik© EdytKa
Jezioro w Wąwozie Rachwalec© EdytKa
Kościół Św. Stanisława Biskupa Męczennika w Żarkach© EdytKa