Wieczorny wypad do Olsztyna
Wyszłam z domu trochę wcześniej. Pomyślałam, że skoro Rocky w dalszym ciągu jest czysty po ostatniej kąpieli, a w ciągu dnia trochę padało to przejadę się dziś na Maximie. Przejechałam może 300 metrów, ale jakoś dziwnie się czułam na tym rowerze - chyba się odzwyczaiłam. Nie zastanawiając się, wróciłam do domu i wsiadłam na Rockiego. Pod skansen dojechałam nieco okrężnie - Jesienną, Jagiellońską, Orkana, 11 Listopada, koło Jagiellończyków i Aleją Pokoju. Miałam w zapasie jeszcze 15 min czasu do umówionej godziny, więc przejechałam się jeszcze koło sądu, tam gdzie niedawno postawili zakaz wjazdu. Oczywiście udając, że zakazu wcale tam nie ma, wjechałam na teren prywatny. Zawróciłam przed torami, objechałam sąd od drugiej strony i pojechałam wzdłuż torów ulicą Rejtana - koło PKP Energetyki i Polontexu. Za Polontexem zawróciłam i udałam się pod skansen.
Kasia już czekała, a po chwili dojechał mario66. Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Olsztyna. Trasa ostatnio standardowa - koło sądu, koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. W Olsztynie na rynku chwila przerwy na pogaduchy i uzupełnienie płynów. Powrót kawałek główną drogą, potem w lewo i przez Skrajnicę w całości asfaltem. Koło stacji benzynowej na Odrzykoniu prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Niedaleko ronda koło huty tuż przed nami przez drogę przeszedł rudy lisek. W ogóle się nie bał. Stanął po drugiej stronie jezdni i patrzał na nas ze zdumieniem :D Na Alei Pokoju Kasia pojechała do siebie, mario66 dojechał ze mną do estakady. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.
Niby tylko 5 dni przerwy od jazdy, a mimo tego ciężko było mi się dziś wbić w rowerowy tryb. Pierwsze kilometr były jakieś takie mozolne. Dopiero kolejne coraz lepsze. Dodatkowo co chwila łapała mnie dziś kolka - a mario mówił, żeby przed jazdą za dużo nie jeść :D Cóż, jak ktoś wraca z pracy głodny jak wilk to nie ma na to żadnej rady :D