Olsztyn i uroki tarczówek
Pojechaliśmy koło starego sądu na Rejtana, potem przez Aleję Pokoju i dalej na brukowanym rondzie Reagana w lewo. Kawałek ulicą Szpitalną, po czym skręciliśmy w prawo i pojechaliśmy ścieżką do torów, kawałek wzdłuż torów i terenem przez cmentarz żydowski do Legionów. Następnie ścieżką rowerową przez Legionów. Koło Cooper'a wjechaliśmy w teren, najpierw łagodnie pod górkę, potem stromy zjazd. Terenem dotarliśmy ponownie do asfaltu na zakręcie ulicy Legionów i jechaliśmy asfaltem do zjazdu na czerwony szlak rowerowy. Następnie czerwonym do Kusiąt. Od Kusiąt asfaltem do samego Olsztyna. Pod górkę w Kusiętach koło straży wjechałam dziś bez problemu i to w dodatku na drugim przełożeniu z przodu i szóstym z tyłu :D W Olsztynie chwila oddechu koło nowego rynku i z powrotem do domów.
Na początek asfaltem przez Olsztyn, a potem zielonym szlakiem rowerowym terenem pod górkę na Skrajnicy. Po bieszczadzkim treningu takie małe wzniesienie to bułka z masłem :D Od razu przypomniały mi się podjazdy w górach - z tym, że tam takie podjazdy ciągnęły się niekiedy nawet i po kilka kilometrów. Po dojechaniu do asfaltu pojechaliśmy dalej prosto terenem przez Skrajnicę. W pewnej chwili zauważyliśmy, że Kasia została w tyle - nie było nawet widać z oddali jej lampki. Już mieliżmy się wracać, jednak po chwili dojechała do nas. Okazało się, że zaliczyła niegroźną glebę na leśnej ścieżce. Następnie pojechaliśmy asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, potem prosto terenem do torów i przed torami w lewo w stronę nastawni. Następnie asfaltem koło Guardiana i ścieżką wzdłuż rzeki do skansenu, gdzie każdy pojechał w swoją stronę. Do domu dojechałam standardowo przez Alejkę Pokoju, Jagiellońską i osiedle. Tak mi brakowało jazdy rowerem, że większość trasy jechałam na przodzie narzucając swoje tempo - mam nadzieję, że nie musieliście mnie aż tak bardzo gonić :)
Krótki, ale za to przyjemny wieczorny wypad. Dobre tempo jazdy i super towarzystwo :) Tego mi brakowało. Dzisiejszego wieczora ani zimny wiatr, ani niższa temperatura niż przez ostatnie dni, nie stanowiły żadnych niedogodności związanych z jazdą. Podobno jak człowiek bardzo czegoś chce, to nie ma takiej siły, która by mu w tym przeszkodziła :D Nawet coraz głośniej hałasujący hamulec w tylnym kole (ach te tarczówki), który utrudniał obracanie się koła nie zepsuł mi dziś rowerowego nastroju. Chyba muszę nauczyć się regulacji hamulców tarczowych.