Samotnych kilka km po zmroku
Wyszłam z domu parę minut po 19. Powoli zachodziło już słońce. Przed wyjazdem musiałam jeszcze dopompować kółko z tyłu, bo zauważyłam, że było mało powietrza. Mając nadzieję, że nie jest to jakiś poważniejszy kapeć i że w razie czego wystarczy co jakiś czas dopompować kółko ruszyłam w drogę.
Pojechałam przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleją Pokoju, koło skansenu, asfaltem w stronę huty, ścieżką wzdłuż rzeki, ponownie asfaltem koło Guardiana, aż do nastawni. Następnie kawałek prosto terenem wzdłuż torów i potem w lewo w stronę rowerostrady. Przed rowerostradą skręciłam w lewo, przecięłam główną drogę i z zamiarem powrotu terenową dróżką dojechałam do asfaltu niedaleko nastawni. Dalej jechałam już taką samą trasą jak wcześniej, czyli koło Guardiana, wzdłuż rzeki, koło skansenu, Aleją Pokoju, Jagiellońską i przez osiedle do domu.
Na terenowych ścieżkach po wczorajszym deszczu pełno błota. Musiałam uprawiać slalom między kałużami, bo nie chciałam dziś się pochlapać. Pomimo tego, iż założyłam dziś cieplejsze długie spodnie i dwie koszulki - jedną z krótkim i drugą z długim rękawem, to trochę zmarzłam. Brakowało mi przede wszystkim rękawiczek z całymi palcami i opaski na uszy. Nie sądziłam, że wieczór będzie tak chłodny. Niestety czuć już jesienny chłód w powietrzu. Pod samym domem zauważyłam, że znów powietrza w kole jest mało. Trzeba będzie się w wolnej chwili temu bliżej przyjrzeć i znaleźć przyczynę.