Droga do i z pracy, potem Olsztyn i Poraj, a po drodze kapeć i złamany klucz
Po południu miałyśmy wybrać się na babski wypad razem z Kasik. Planowałyśmy wyjechać około godziny 18, żeby nie było już tak gorąco. Plany jednak uległy modyfikacji i zdecydowałyśmy się jechać trochę wcześniej, by móc wcześniej wrócić. Umówiłyśmy się pod skansenem, a następnie pojechałyśmy koło dawnego sądu, gdzie na przystanku autobusowym miałyśmy dołączyć do mario66 i jego kolegi - również Mariusza (wystartowali spod galerii) i wspólnie wybrać się nad zalew w Poraju.
W pełnym składzie pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i dalej znów asfaltem koło Guardiana i do nastawni. Następnie kawałek terenem – żółtym pieszym do rowerostrady. Rowerostradą do końca. Dalej najpierw asfaltem, a potem terenowo przez górkę na Skrajnicy do Olsztyna. Następnie asfaltem w stronę Biskupic. Kawałek za barem leśnym, w pobliżu wjazdu w Sokole Góry, na podjeździe pod górkę, gdzie trzymałam się tuż za mario66, nagle zaczęło mi się coraz ciężej wjeżdżać i mario zaczął mi szybko odjeżdżać. Dopiero po chwili zauważyłam, że nie mam w ogóle powietrza w tylnym kole.
Zatrzymaliśmy się na poboczu, wyciągnęłam zestaw naprawczy - łatki, łyżki do opon i klucz, aby odkręcić tę archaiczną śrubę 15tkę. Kasia zaproponowała, że pożyczy mi dętkę, żeby nie trzeba było kleić i żeby wymiana poszła szybciej. Chłopaki zabrali się za odkręcenie koła, bo ja bym nie dała sobie z tym rady. Robert zbyt mocno dokręcił ostatnio śrubę. Niestety jak mario próbował ją odkręcić to złamał się klucz… Co za pech... To była jedyna 15tka jaka mieliśmy przy sobie. Kombinowaliśmy co by tu zrobić. Mario pojechał zobaczyć czy w leśnym nikt nie będzie miał takiego klucza. Ale jak na złość nie było tam żadnego rowerzysty.
Wpadł mi nagle pewien pomysł do głowy. Zadzwoniłam do brata, żeby skontaktował się ze znajomym, który mieszka w Biskupicach. Za moment otrzymałam tel zwrotny, żeby podać dokładną lokalizację to przywiezie klucz. To było nasze wybawienie. Kolega brata przywiózł nam klucz i poczekał z nami, aż uda się odkręcić koło. Chłopaki odkręcili śrubę i zabrali się do wymiany dętki. Już po wymianie, podczas pompowania okazało się, że dętka jest mocno sklejona, bo nie było w niej ani grama talku. Do tego jeszcze miała krótki wentyl i ciężko było odpowiednio zamocować pompkę. Wreszcie udało się rozprawić z tym wszystkim i mogliśmy jechać dalej.
Było już stosunkowo późno. Mariusza znajomy dostał telefon i postanowił wracać samotnie do domu. My również skróciliśmy nieco trasę. Mieliśmy jechać asfaltem przez Choroń do Poraja, a w efekcie pojechaliśmy terenem pomarańczowym rowerowym do Dębowca, dalej jeszcze kawałek terenem pomarańczowym / niebieskim rowerowym do asfaltu. Dojechaliśmy asfaltem to torów kolejowych, przed torami skręciliśmy w lewo i kawałek terenem, kawałek asfaltem dojechaliśmy wzdłuż torów do przejazdu kolejowego w Poraju. Za przejazdem na moment zatrzymaliśmy się w sklepie, po czym asfaltem dotarliśmy nad zalew.
Posiedzieliśmy chwilę na plaży nad zalewem, popatrzeliśmy na gościa pływającego na nartach wodnych i trzeba było się zbierać z powrotem. Zadecydowaliśmy wspólnie, że wracamy asfaltem najszybszą drogą. Nawigatorem była Kasia, gdyż ona najbardziej znała drogę. Dojechaliśmy do głównej drogi, dalej główną przez Poraj, Osiny, Kolonię Borek. Następnie zjechaliśmy z głównej w prawo i jechaliśmy przez Zawodzie, Poczesną (po kostce brukowej), Nową Wieś, Korwinów, Słowik i Wrzosową, aż dojechaliśmy do Gierkówki.
Dalej pojechaliśmy chodnikiem wzdłuż trasy. Przy stacji paliw Orlen niewiele mi zabrakło do zderzenia z jakąś kobitą, która stała na chodniku po prawej stronie, a jak chciałam ją minąć od lewej to nagle ruszyła nie rozglądając się w ogóle dookoła i skręcając kierownicą na lewo. Jeszcze coś tam pod nosem mruczała. Dojechaliśmy do estakady. Kasia i Mario odbili w prawo w stronę Rakowa, ja pojechałam przez Jagiellońską i osiedle do domu.
Pomimo niezaplanowanego kapcia i kłopotów z tym związanych była to całkiem przyjemna wycieczka w dobrym tempie. W sumie dobrze, że nie pojechałyśmy z Kasią same we dwie, bo nie wiem czy dałybyśmy sobie radę z tym kołem. Dziękuję Wam za cierpliwość i pomoc przy wymianie dętki. Całość przyjemnego wieczoru przypieczętował piękny zachód słońca nad Słowikiem.
Pompowanie koła po wymianie dętki© EdytKa
Rower odpoczywający na plaży w Poraju© EdytKa
Tak wyglądał klucz po złamaniu© EdytKa