Droga do i z pracy, a potem Poraj i Olsztyn
Popołudniu chciałam wybrać się gdzieś dalej niż to bywało ostatnio. Do głowy wpadł mi pomysł wypadu do Poraja, a potem Olsztyna. Na miejsce startu przybył jeszcze Wojtek. Pomimo tego, że dalej mam opony 1,5 chciałam pojeździć trochę w terenie, więc trasę dopasowaliśmy tak, by było to możliwe.
Ruszyliśmy spod skansenu w stronę huty. Pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana i koło nastawni. Musieliśmy na chwilę się zatrzymać, żebym przetarła sobie łańcuch zanim wjedziemy w teren, bo z braku smaru musiałam posmarować go olejem silnikowym i okazało się, troszkę za dużo go użyłam. Ruszyliśmy dalej w stronę rowerostrady. Przenieśliśmy rowery na drugą stronę torów i pojechaliśmy ścieżką przy torach. Dotarliśmy do szlaku niebieskiego rowerowego / zielonego pieszego. Trzymając się niebieskiego rowerowego dojechaliśmy do asfaltu na Dębowcu. Pojechaliśmy w stronę torów i przed torami skręciliśmy w lewo. Kawałek terenem, potem asfaltem dojechaliśmy do przejazdu kolejowego. Za przejazdem pojechaliśmy asfaltem nad zalew. Jeszcze kawałek po szutrze wzdłuż zalewu i potem chwila przerwy na plaży.
Spożywając batonika i patrząc na parę, która robiła nad zalewem ślubne zdjęcia zwróciłam uwagę na to jak wygląda napęd w moim rowerze. Po tym jak olej się rozprowadził od razu było widać jakich używałam najczęściej przełożeń podczas jazdy. Najbardziej zabrudzone były 4 najmniejsze zębatki wolnobiegu. Pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w drogę.
Pojechaliśmy asfaltem znów do przejazdu kolejowego. Za przejazdem prosto w stronę Choronia. W Choroniu skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła. Podjazd dziś poszedł mi jakoś wybitnie łatwo - to chyba sprawa tego batonika od Gawła :D nawet voit na podjeździe został z tyłu. Po chwili wytchnienia zjechaliśmy w dół do Dębowca. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym dojechaliśmy do asfaltu, którym dotarliśmy do baru leśnego. Było już przed 2o więc nie spotkaliśmy tam żadnego rowerzysty. Posiedzieliśmy chwilę przy coli i zebraliśmy się z powrotem.
Pojechaliśmy najpierw terenem pod górkę na Skrajnicy, a następnie asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca i potem kawałek terenem do nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana. Pierwszy raz od dłuższego czasu natrafiliśmy na zamknięty przejazd kolejowy przed Guardianem. Dalej pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki i koło skansenu. Na Alejce Pokoju pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.
Jak na wąskie oponki to jazda w terenie była całkiem przyjemna. Tylko na piachu kółka się dość mocno kopały, no i uciekały na większych kamieniach. Na leśnych i szutrowych ścieżkach prawie wcale nie odczułam różnicy w ogumieniu. Łatwiej natomiast jedzie się po asfalcie. Wypad dobrym tempem w miłym towarzystwie.
Mistrzowie drugiego planu - nad zalewem w Poraju© EdytKa
Nazwy nie znam, ale te piękne dzwoneczki zwróciły moją uwagę na pomarańczowym rowerowym© EdytKa