Droga do i z pracy, a potem Poraj i Olsztyn

Piątek, 20 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano dojazd do pracy. Trasa jak zawsze. W drodze na wiadukcie na Niepodległości minęłam się z Pikselem. Po pracy do domu również tą samą trasą. Stojąc na czerwonym świetle na przejściu dla pieszych przy Bór zauważyłam, że można już jeździć po drugiej stronie wiaduktu. Od razu zaczęłam zastanawiać się od kiedy, czy już aż tak jeżdżę na pamięć, że wcześniej nie zawróciłam na to uwagi? :D

Popołudniu chciałam wybrać się gdzieś dalej niż to bywało ostatnio. Do głowy wpadł mi pomysł wypadu do Poraja, a potem Olsztyna. Na miejsce startu przybył jeszcze Wojtek. Pomimo tego, że dalej mam opony 1,5 chciałam pojeździć trochę w terenie, więc trasę dopasowaliśmy tak, by było to możliwe.

Ruszyliśmy spod skansenu w stronę huty. Pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana i koło nastawni. Musieliśmy na chwilę się zatrzymać, żebym przetarła sobie łańcuch zanim wjedziemy w teren, bo z braku smaru musiałam posmarować go olejem silnikowym i okazało się, troszkę za dużo go użyłam. Ruszyliśmy dalej w stronę rowerostrady. Przenieśliśmy rowery na drugą stronę torów i pojechaliśmy ścieżką przy torach. Dotarliśmy do szlaku niebieskiego rowerowego / zielonego pieszego. Trzymając się niebieskiego rowerowego dojechaliśmy do asfaltu na Dębowcu. Pojechaliśmy w stronę torów i przed torami skręciliśmy w lewo. Kawałek terenem, potem asfaltem dojechaliśmy do przejazdu kolejowego. Za przejazdem pojechaliśmy asfaltem nad zalew. Jeszcze kawałek po szutrze wzdłuż zalewu i potem chwila przerwy na plaży.

Spożywając batonika i patrząc na parę, która robiła nad zalewem ślubne zdjęcia zwróciłam uwagę na to jak wygląda napęd w moim rowerze. Po tym jak olej się rozprowadził od razu było widać jakich używałam najczęściej przełożeń podczas jazdy. Najbardziej zabrudzone były 4 najmniejsze zębatki wolnobiegu. Pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w drogę.

Pojechaliśmy asfaltem znów do przejazdu kolejowego. Za przejazdem prosto w stronę Choronia. W Choroniu skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła. Podjazd dziś poszedł mi jakoś wybitnie łatwo - to chyba sprawa tego batonika od Gawła :D nawet voit na podjeździe został z tyłu. Po chwili wytchnienia zjechaliśmy w dół do Dębowca. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym dojechaliśmy do asfaltu, którym dotarliśmy do baru leśnego. Było już przed 2o więc nie spotkaliśmy tam żadnego rowerzysty. Posiedzieliśmy chwilę przy coli i zebraliśmy się z powrotem.

Pojechaliśmy najpierw terenem pod górkę na Skrajnicy, a następnie asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca i potem kawałek terenem do nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana. Pierwszy raz od dłuższego czasu natrafiliśmy na zamknięty przejazd kolejowy przed Guardianem. Dalej pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki i koło skansenu. Na Alejce Pokoju pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.

Jak na wąskie oponki to jazda w terenie była całkiem przyjemna. Tylko na piachu kółka się dość mocno kopały, no i uciekały na większych kamieniach. Na leśnych i szutrowych ścieżkach prawie wcale nie odczułam różnicy w ogumieniu. Łatwiej natomiast jedzie się po asfalcie. Wypad dobrym tempem w miłym towarzystwie.

Mistrzowie drugiego planu - nad zalewem w Poraju © EdytKa


Nazwy nie znam, ale te piękne dzwoneczki zwróciły moją uwagę na pomarańczowym rowerowym © EdytKa

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!