Nad Zakrzew do Kłobucka - czwarty tysiąc w roku
Pojechaliśmy przez lasek na końcu Jesiennej, potem przez Bór, Niepodległości, przez rondo prosto, dalej w lewo Focha, Pułaskiego obok Jasnej Góry i cały czas prosto aż do Obi, gdzie skręciliśmy w lewo tak, by dojechać do Alei Klonowej. Przejechaliśmy klonową i następnie pojechaliśmy terenem czarnym rowerowym. Dojechaliśmy do dziurawego asfaltu w Białej (o ile można to nazwać asfaltem). Dalej już cały czas asfaltem przez Kamyk do Kłobucka. Na rondzie w Kłobucku pojechaliśmy prosto. Mieliśmy skręcić po kilkudziesięciu metrach w prawo przed Biedronką, jednak zatrzymaliśmy się by kupić coś do picia i potem pojechaliśmy prosto, myśląc, że skręt jest dalej. Dojechaliśmy aż do Grodziska. Okazało się, że musimy się wrócić. Tym razem już skręciliśmy za biedronką w lewo. Jeszcze kawałek prosto, potem w prawo i byliśmy już nad zalewem.
Słońce zaczynało coraz bardziej grzać, a my niestety nie mieliśmy ze sobą ani kostiumów, ani żadnego koca, nic co by się przydało nad wodą. No cóż, zdecydowaliśmy się popływać w bieliźnie. Zalew całkiem fajny, wydzielona strefa do kąpieli z oznaczonymi głębokościami, plaża, ratownicy, możliwość wypożyczenia kajaków i rowerków wodnych. Znajomi chcieli popływać rowerkiem, my zdecydowaliśmy się na kajak. Było naprawdę fajnie, beztroski odpoczynek, tylko czas mijał bardzo szybko i trzeba było wracać. Słońce grzało tragicznie mocno, a ja już byłam prawie spalona. Jeszcze okazało się, że złapałam kapcia. Znajomi zaproponowali, że mogą wpakować rowery do auta i nas do domu przetransportować. Nie byliśmy pewni, czy się zgodzić, jednak sytuacja sama się rozwiązała – rowery się nie zmieściły. Trzeba było kleić dętkę.
Gdy już rower był gotowy ruszyliśmy. Jechaliśmy cały czas asfaltem, na rondzie skręciliśmy na główną drogę w stronę Częstochowy. Trasa biegła przez Kłobuck, Libidzę, Gruszewnię, Lgotę do Częstochowy. Całkiem przyjemna droga, wygodne pobocze, ruch stosunkowo mały. W Częstochowie pojechaliśmy przez Grabówkę, Rocha, Rynek Wieluński, dalej koło Jasnej Góry, III Aleją, Nowowiejskiego (gdzie o mały włos nie rozjechałam kobiety, która szła środkiem ścieżki rowerowej i jeszcze miała do mnie pretensje, ze jadę chodnikiem) potem Sobieskiego, Niepodległości, Bór i Jagiellońską.
Świetnie spędzony dzień. Już nie pamiętam kiedy ostatnio w tak przyjemnej i beztroskiej atmosferze spędziłam niedzielny dzień. Wypoczęłam i nabrałam sił na nowy tydzień. Z wielką chęcią nie raz wrócę nad Zakrzew. Śmiało mogę polecić ten zalew na wypoczynek.
W drodze na czarnym rowerowym© EdytKa
Małże znalezione przez chłopaków© EdytKa