Bez celu i bez energii :(
Przejechałam może ze 100 metrów i na pierwszym zakręcie lampka wypadła mi z zaczepu. Niewiele brakło i skończyła by żywot pod kołami samochodu. Podniosłam ją, zamontowałam i jadę. Ujechałam 2 metry... i zerwała mi się gumka od magnesu, więc licznik nie liczył mi odległości, a magnes prawie wkręcił się w szprychy. Co za pech... Znów powrót do domu. Szybki montaż nowej gumki i w drogę, choć już byłam trochę zniechęcona.
Zaczynało wiać coraz mocniej, jakby zbierało się na jakiś deszcz, ale jak już pokonałam techniczne przeciwności uznałam, że jadę dalej. Jakoś tak kompletnie bez celu pojechałam w stronę skansenu, potem w stronę huty i zjechałam na ścieżkę wzdłuż rzeki. Dojechałam raptem koło Guardiana i zadzwonił telefon - "za ile możesz być z powrotem?" No więc z powrotem do domu. Trasa taka sama. Nic szczególnego.
Osłabienie po weekendzie jeszcze nie minęło. Nie wiem dlaczego, ale bardzo długo trwa u mnie regeneracja organizmu. Pozostaje mieć nadzieję, że jutro będzie już lepiej...