Spontaniczne odwiedziny smoka - Kraków 2 raz w roku
W niedzielę wstałam wcześnie rano, ponownie sprawdziłam prognozę pogody dla Zawiercia i Krakowa, aby upewnić się, że nie złapie nas po drodze deszcz. Prognozy były na szczęście optymistyczne - tylko możliwe przelotne opady deszczu, wiatr słaby. Punktualnie o 6 stawiłam się pod Jagiellończykami. Czekali już na mnie Piksel i STi. Nikt więcej się nie stawił, więc ruszyliśmy we troje w drogę pozytywnie nastawieni.
Pojechaliśmy kawałek wzdłuż trasy, przez stare Błeszno, do trasy DK1. Dalej asfaltem przez Wrzosową, Słowik, Korwinów, Zawodzie, Kolonię Borek, Osiny, Poraj, Masłońskie, Żarki Letnisko, Postęp, Myszków. Podjazd pod górkę w Mrzygłodzie poszedł mi dziś wyjątkowo lekko. Dalej przez Zawiercie, Fugasówkę do Ogrodzieńca. Pierwszy postój zrobiliśmy dopiero po 55 km w Ogrodzieńcu przy drewnianych figurach. Średnia prędkość jazdy wyniosła prawie 24km/h.
W Ogrodzieńcu skończyła się łatwiejsza część trasy. Przed Rodakami musieliśmy zmierzyć się z dość długim podjazdem, udało mi się wjechać na 2 przełożeniu z przodu. Zjazd w dół bajeczny. Duża prędkość na zjeździe i przejeżdżająca obok ciężarówka spowodowała, że trochę mną zachwiało. W dalszej części nasza trasa wiodła asfaltem przez Klucze i Bogucice. Następnie zjechaliśmy na pewien odcinek w teren na czerwony szlak rowerowy, którym dojechaliśmy do Rabsztyna.
W Rabsztynie wjechaliśmy terenem pod zamek, ale był jeszcze zamknięty, bo była dopiero 9:40. Postanowiliśmy najpierw udać się do knajpy i po drugiej przerwie ponownie dojechać do zamku, by go zwiedzić. Przy wjeździe pierwszy raz podczas dzisiejszej jazdy zrzuciłam przednią przerzutkę na młynek – na asfalcie podjeżdżałam cały czas na 2 przełożeniu, ale w tym wypadku nie dałabym rady. Piksel nie chciał zobaczyć ruin od wewnątrz i czekał przed bramą wejściową. Po obejrzeniu zamku zjechaliśmy na dół i pojechaliśmy dalej.
Kawałek jechaliśmy terenem czerwonym rowerowym, a następnie asfaltem przez Olkusz. Kilka km bocznymi dzielnicami miasta (Skalskie, Słowiki, Smerfy), dalej przez Sieniczno, Kosmolów, Sułoszową do Pieskowej Skały. Nawet podjazdy w Kosmolowie i Sułoszowej poszły mi dziś bez większego problemu. W Kosmolowie podczas zjazdu przekroczyliśmy dozwoloną prędkość 40m/h – ja miałam na liczniku 52km/h. Średnia prędkość do Pieskowej Skały nieznacznie spadła, ale i tak była wysoka – wynosiła 23,6km/h.
W Pieskowej Skale udaliśmy się najpierw ścieżką do Maczugi Herkulesa, a potem czarnym pieszym po dość śliskim gruncie wprowadziliśmy rowery pod górkę na zamek. Piksel znów nie chciał wchodzić do środka, więc sami z Robertem poszliśmy na dziedziniec. Weszliśmy też na górę na punkt widokowy nad knajpą, aby zobaczyć z lotu ptaka słynne ogrody. Widok niesamowity. Musieliśmy później dotrzeć znów do asfaltu. Czarnym śliskim pieszym Piksel i ja zjechaliśmy na dół, Robert zachowawczo rower sprowadził, bo za bardzo ślizgały mu się opony. Prędkość po przeprawie szlakiem nieco spadła.
Ze Skały pojechaliśmy przez Młynnik do Ojcowa. Po schodach wdrapaliśmy się z rowerami na górę by obejrzeć ruiny. Pierwszy raz byłam Ojcowie, ale myślałam, że jest bardziej wart uwagi. Pozostałości po ruinach nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Bardziej efektownie to wszystko wygląda z dołu. Cóż, byłam, zobaczyłam, oceniłam. Mam już przynajmniej swoją opinię w tym temacie. Zjechaliśmy na dół asfaltem, żeby nie wytrzęsło nas na schodach.
Pojechaliśmy dalej kawałek asfaltem, a potem zboczyliśmy na czarny pieszy. Podjęliśmy próbę dojazdu szlakiem do Groty Łokietka. Pierwsze kilka metrów całkiem nieźle, pod górkę po ubitej kostce nawet nie jechało się źle, jednak z każdym metrem robiło się coraz bardziej stromo i pojawiało się coraz więcej luźnych, mokrych i śliskich kamieni. Postanowiliśmy, że jednak nie ma co się „rwać z motyką na słońce” i zawróciliśmy z powrotem do drogi, po czym ruszyliśmy niebieskim / czerwonym / żółtym pieszym do Bramę Krakowską, gdzie zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Zastanawialiśmy się czy podjąć kolejną próbę podjazdu pod Grotę Łokietka, ale tym razem niebieskim pieszym od Bramy Krakowskiej – podjazd podobno miał być łatwiejszy. Nie byliśmy jednak zdecydowani, więc zaproponowałam, że rzucimy monetą – reszka: jedziemy, orzeł: nie jedziemy, wypadła reszka :D dla pewności rzut powtórzyłam – znowu reszka. No to ruszamy. Przejechaliśmy odcinek około 300 metrów i okazało się, że wcale nie jest łatwiej. Postanowiliśmy kolejny raz zawrócić. Już wiem dlaczego pod Grotę nie ma żadnego szlaku rowerowego. Już nawet nie zwracaliśmy uwagi na to, że obniżyła się nam średnia.
Ruszyliśmy dalej czerwonym / niebieskim pieszym przez Dolinę Prądnika. Dojechaliśmy szlakiem do Prądnika Czajkowskiego. Następnie znów asfaltem przez Swawolę, Prądnik Korzkiewski, Hamernię, Januszowice, Podskale, Zielonki, aż dotarliśmy do granicy Krakowa. Tym razem nie przeoczyłam tej cudownej tabliczki „Witamy w Krakowie – Mieście Królów Polski" :) Przy granicy miasta miałam średnią 22,72 km/h, dystans 124,60 km.
Po chwili przerwy przy tablicy udaliśmy się w stronę rynku. Jechaliśmy ulicami miasta przez Krowodrzę i Nowy Kleparz, aż wreszcie dotarliśmy na Stary Rynek :) Najpierw pojechaliśmy pod Kościół Mariacki, potem Sukiennice i pomnik Mickiewicza. Następnie na Wawel, jednak z rowerami nie można było zwiedzać, więc pojechaliśmy odwiedzić smoka, który z zachwytu zionął ogniem jak nas zobaczył :D Przejechaliśmy się kawałek wałem wzdłuż Wisły, po czym udaliśmy się do knajpy na obiadek.
Po obiadku pojechaliśmy kawałek wzdłuż Wisły, dalej przez Kazimierz, Zabłocie na dworzec do Płaszowa. Okazało się, że pomimo tego, iż zdążyliśmy zwiedzić wszystko to, co było w planie, zakupić bilety i zrobić zakupy na drogę mamy jeszcze ponad godzinę czasu wolnego do odjazdu pociągu. Postanowiliśmy pokręcić się w okolicy dworca. Na mapie zauważyliśmy w pobliżu Staw Płaszów i tam chcieliśmy się udać.
Przed dworcem skręciliśmy w lewo, jechaliśmy kawałek wzdłuż torów, ale okazało się, że tędy nie dojedziemy. Okrążyliśmy dworzec od drugiej strony jadąc przejazdem pod torami. Dojechaliśmy do jakiegoś osiedla, musieliśmy zapytać kogoś o drogę do stawu. Akurat w pobliżu szła pewna pani. Wytłumaczyła nam, że musimy pojechać koło bloków, a za blokami ścieżka doprowadzi nas do stawu, Tak zrobiliśmy. Była już 17,40 więc czas było udać się z powrotem na dworzec.
Stanęliśmy na peronie, z którego miał odjechać pociąg. Było coraz bliżej odjazdu a pociągu dalej nie było. Nagle zauważyłam, że pociąg podjechał na zupełnie inny peron, zbytnio mnie to nie zdziwiło. Szybko udaliśmy się schodami pod dworcem na właściwy peron i zajęliśmy miejsca w pociągu. Powrót bardzo mi się dłużył, może dlatego, że tym razem byliśmy we troje w przedziale i oprócz nas było tez sporo innych podróżnych. Około 21 wysiedliśmy z Robertem na dworcu Raków, Piksel pojechał na główny. Z dworca standardowo przez Aleję Pokoju i Jagiellońską do domu.
Bardzo przyjemny wypad, który zapewne będę długo wspominać i z chęcią powtórzę jeszcze nie raz - dość szybkie tempo jazdy, temperatura idealna, spora dawka zwiedzania – czyli to, co EdytKa lubi :D Wycieczka odbyła się bez żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Spontany jednak były, są i będą najlepsze z najlepszych :)
Figura w Ogrodzieńcu© EdytKa
Ekipa w Rabsztynie© EdytKa
na moście przed zamkiem w Rabsztynie© EdytKa
kot jest wszędzie :D© EdytKa
Zwiedzanie ruin w Rabsztynie© EdytKa
Ruiny zamku w Rabsztynie© EdytKa
Rycerz EdytKa© EdytKa
Na wieży w Rabsztynie© EdytKa
Zjazd z pod ruin zamku w Rabsztynie© EdytKa
Z Robertem przed zamkiem w Pieskowej Skale© EdytKa
Z Pikselem przed zamkiem© EdytKa
Na zamku w Pieskowej Skale© EdytKa
Prawie jak wieża :D© EdytKa
Ogrody w Pieskowej Skale© EdytKa
EdytKa i rycerz Pieskowej Skały© EdytKa
Ale dzida :D Maczuga Herkulesa© EdytKa
Pierwszy raz w Ojcowie© EdytKa
Przy Bramie Krakowskiej© EdytKa
Próba dojazdu niebieskim do Groty Łokietka© EdytKa
Barbakan - jesteśmy u celu© EdytKa
Cudowne miasto Królów Polski© EdytKa
Na Krakowskim rynku - Kościół Mariacki© EdytKa
Na Krakowskim rynku© EdytKa
Niestety za bramę na rowerze nie można wejść© EdytKa
W odwiedzinach u smoka© EdytKa
Wawel stoi, Wisła płynie - Kraków bez zmian© EdytKa