Rowerowa majówka na Jurze? Dlaczego nie :D

Wtorek, 1 maja 2012 · Komentarze(2)
Pierwszy dzień maja zapowiadał się bardzo pogodnie, dodatkowo w dniu wolnym szkoda było siedzieć w domu. Po uzgodnieniach z Helenką umówiłyśmy się na wspólną wycieczkę, by pozwiedzać najbliższe okolice. Napisałam również propozycję na CFR, ale tym razem nie było znaczącego odzewu. Wszystko wskazywało na to, że pojedziemy w czteroosobowym składzie: ja, Helenka, Krzysiek – mąż Helenki i STi. Pod skansenem udało się jeszcze zwerbować Piksela, który miał nieco inne plany, ale dołączył się do nas.

Ruszyliśmy spod skansenu, w stronę huty i ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Kawałek asfaltem, a potem niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Następnie przez Słowik, Zawodzie dalej szlakiem, ale asfaltem. Potem znów terenowo pomarańczowym. Przy stawach zjechaliśmy z pomarańczowego, bo Robert pomylił drogę, chcąc ominąć odcinek po piachu. W efekcie jechaliśmy terenem dróżką między brzozami z drugiej strony stawów, potem przez most, który jest w budowie i dalej koło odlewni żelaza. W Osinach wyjechaliśmy na asfalt i główną drogą dojechaliśmy do Poraja. W Poraju asfaltem na Choroń.

Za górką w Choroniu wjechaliśmy w prawo na szlak czerwony / żółty rowerowy. Super zjazd. Później jazda prawie jak po piaskownicy czarnym / żółtym pieszym, dalej żółtym / zielonym pieszym. Na rozwidleniu szlaków odłączył się od nas Piksel. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie dalej jechać na Złoty Potok. Wypatrzyliśmy w oddali grupkę ludzi, więc spytałam ich o drogę do najbliższego asfaltu, bo mieliśmy już dość piasków. Czarnym pieszym / czerwonym rowerowym „tubylcy” pokierowali nas do asfaltu w centrum Zaborza. Jechaliśmy przez Suliszowice, dłuższy odcinek szlakiem niebieskim / żółtym rowerowym, ale asfaltem. Malownicza okolica, drzewka przy drodze, zakręty, pagórki. Super widoki, które rekompensowały nam podjazdy pod górki.

Dojechaliśmy do asfaltu prowadzącego na Złoty Potok. Następnie czerwonym pieszym udaliśmy się do źródełek, by się ochłodzić i nabrać wody do bidonów. Ze źródełek kawałek asfaltem, a potem czerwonym pieszym pojechaliśmy do Złotego Potoku posiedzieć na molo przy Amerykanie. Spotkaliśmy się tam z Gawłem, jego żoną i synkiem. Pomoczyliśmy wspólnie nogi w stawie, pogadaliśmy, ustaliliśmy plan trasy dalszej części wycieczki, po czym ruszyliśmy w drogę. Gaweł z rodzinką został jeszcze chwilę nad stawem.

Wyjechaliśmy znów na drogę główną, kawałek jechaliśmy asfaltem, po czym zjechaliśmy na szlak zielony rowerowy / żółty pieszy. Na szlaku pełno ludzi, trzeba było uważać i jechać ostrożnie. Przy Bramie Twardowskiego zrobiliśmy znów chwilkę przerwy i podziwialiśmy piękno natury. Po chwili ruszyliśmy dalej asfaltem przez Siedlec. Kawałek przed pustynią zjechaliśmy z asfaltu na nieoznaczoną, mało uczęszczaną dróżkę między drzewami, która zaprowadziła nas do jaskini „na dupce”. Przypięliśmy rowery do drzewa a sami wdrapaliśmy się na górę. Pierwszy raz byłam w tej jaskini, ale bardzo mi się spodobała. Ludzi nie było tam wcale, odpoczęliśmy od zgiełku.

Po zwiedzeniu jaskini wróciliśmy tą samą dróżką miedzy drzewami do asfaltu, którym pojechaliśmy na Pustynię Siedlecką. Byłam tam już wiele razy, ale od ostatniej wizyty nieco zmienił się tam krajobraz. Nie spodziewałam się, że mogą tam wydobywać piasek, no bo skąd by tam były takie nasypy, jakie mogliśmy podziwiać. Nie wyglądało to na naturalnie zsypany piasek przez wiatr, a już tym bardziej wypłukany przez wodę. W każdym razie wg mnie super to wyglądało. Ubawiłam się piasku jak małe dziecko na plaży :D Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę pod drzewkiem w cieniu by troszkę odpocząć od słońca.

Dalej pojechaliśmy asfaltem przez Siedlec, Krasawę do Zrębic. Przy molo na moment się zatrzymaliśmy, by wstąpić do sklepu, a następnie pojechaliśmy czerwonym pieszym w stronę Sokolich Gór. Przez Sokole pognaliśmy najpierw czarnym rowerowym / zielonym / żółtym pieszym, gdzie ponownie spotkaliśmy Gawła z rodzinką. Czarnym / zielonym pieszym pojechaliśmy w stronę jaskini Olsztyńskiej. Gdy zboczyliśmy ze szlaku by dojść pod jaskinię, prawie po szczytem zauważyliśmy przy pniu drzewa pewną kartkę, którą ktoś tam zostawił – uśmialiśmy się niesamowicie. Ponownie rowery przycumowaliśmy do drzewa i udaliśmy się do jaskini. Niesamowity chłód, przepiękne wnętrze jaskini – było bosko :) Aż żal nam było wychodzić na zewnątrz.

Zabraliśmy rowery, zjechaliśmy w dół z powrotem do szlaku. Czarnym / zielonym pieszym ruszyliśmy dalej. Zjechaliśmy później na żółty pieszy i dojechaliśmy do asfaltu prowadzącego obok baru leśnego do Olsztyna. Na rynku zakupiliśmy kiełbaski na ognisko i pojechaliśmy asfaltem w stronę Towarnych, gdzie czekał już na nas Gaweł, jego syn i żona. Na polanę między skałkami udało mi się wjechać między drzewami rowerkiem, bez prowadzenia go. Musieliśmy poszukać w lesie jakichś gałęzi na ognisko. Krzyśkowi udało się nawet znaleźć siekierkę między drzewami, którą oczywiście wykorzystaliśmy. Operatorem ciężkiego narzędzia został Gaweł. Po spożyciu posiłku postanowiliśmy połazić chwilę po skałkach. Gaweł został na dole pilnują rowerów i dogaszając ognisko. Pomachaliśmy mu z góry ze skałek.

Po zejściu z powrotem na polanę uznaliśmy, że czas najwyższy wracać. Pojechaliśmy więc terenowo przez Towarne. W między czasie pożegnaliśmy się z Gawłem, gdyż z rodziną jechał nieco wolniej. Wyjechaliśmy na asfalt w Kusiętach. Za górką zatrzymaliśmy się przy sklepie, bo skończyła nam się woda do picia. Kolejny raz dojechał nas na trasie Gaweł :D Dalej znów we czwórkę terenem czerwonym rowerowym. Na asfalt wyjechaliśmy niedaleko Legionów. Pojechaliśmy ścieżką rowerową na Legionów, potem przez cmentarz żydowski. Następnie za cmentarzem w stronę asfaltu i wyjechaliśmy koło ronda i w stronę skansenu.

Przy dworcu stała grupka ludzi, ale jechałam rozpędzona, nie zauważyłam nawet kto tam stał, gdy nagle usłyszałam wołanie „Edytaa”. Wróciłam się – okazało się ze to Abovo z córą i synem oraz Markon z dziećmi. Wspólnie całą ekipą pojechaliśmy przez Aleję Pokoju – gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę, by uwiecznić niecodzienne spotkanie. Dalej Jagiellońską, przy Da Grasso Agnieszka, Mariusz i dzieciaki odłączyli się, bo byli strasznie głodni. Kawałek dalej za Shellem w swoją stronę pojechali również Helenka z Krzyśkiem. Dalej to już przez osiedle do domu.

Dziękuję wszystkim za przemiłe towarzystwo :) Dzisiejsza wycieczka była dla mnie była bardzo przyjemna – Helence z tego co wiem również się podobało. Tempo w sam raz, aby się za bardzo nie przemęczyć, a z drugiej strony nie wlec się jak żółw. Ogromną przyjemność sprawia mi jazda, przy okazji której można pozwiedzać okolicę i podziwiać jej niezwykłość. Pogoda również nam dopisała. Spotkaliśmy na trasie wielu znajomych rowerzystów – to cieszy, widać, że ludzie korzystają ze słońca i aktywnie spędzają długi weekend.

Wiosna, ach to Ty:


Gdzie by tu, a może tam?


Przy źródełkach:


Wyjazd ze źródełek:


Z Helenką przy bramie Twardowskiego:


Wlazłam najdalej jak się dało – jaskinia „na dupce”


W piaskownicy – Pustynia Siedlecka:


Cóż to była za scena :D


Z bliźniakami:


Na pustyni – zakopana po kostki:


Zmierzamy do cienia:


Miał ktoś idealny pomysł :D choć ja siły miałam:


Przy jaskini Olsztyńskiej:


Rozkwitam:


Góry Towarne:


Na skałce w Towarnych:

Komentarze (2)

cieszę się, że Ci się podobają :)

EdytKa 20:54 poniedziałek, 4 czerwca 2012

Swietne zdjęcia:-) Ogląda się z przyjemnością:-)

Abovo 22:29 środa, 2 maja 2012
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!