Dolina Kobylańska z przygodami

Sobota, 7 marca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Andrzej przy okazji wyprawy do sklepu rowerowego w Krakowie zaproponował nam wypad w dolinki podkrakowskie. W terenie dawno nie jeździliśmy, więc zgodziliśmy się na tę propozycję. Już w drodze na miejsce szybko dotarło do nas, że w dolinkach czekać na nas będzie masa błota, a nawet i miejscami resztki śniegu. Zaparkowaliśmy auto w miejscowości Zelków i stąd rozpoczęliśmy dzisiejszą jazdę.

Początkowo jedziemy kawałek asfaltem, po czym wjeżdżamy w las na szlak czerwony rowerowy. Następnie kierujemy się szlakiem zielonym rowerowym. Szybko okazuje się, że nie pomyliśmy się zbyt wiele - w lesie pełno błota, a miejscami resztek śniegu.


Jeszcze czysty Rocky w najnowszej konfiguracji


Przebiśniegi


Tyle było błota

Po wyjechaniu z lasu kierujemy się na szlak niebieski rowerowy, prowadzący przez Dolinę Kobylańską. Przepiękne miejsce. Aż dziwne, że nigdy wcześniej tutaj nie byłam. Szeroka ścieżka, wokół skały, po prostu bajka. Oczywiście nie mogło się obyć bez kilku pamiątkowych fotek.


W dolinie Kobylańskiej


W dolinie Kobylańskiej


Chwila treningu


Andrzej na zjeździe


W dolinie Kobylańskiej


W dolinie Kobylańskiej


W dolinie Kobylańskiej

Po opuszczeniu owej doliny postanowiliśmy pojechać kawałek terenem pod górę, szlakiem żółtym pieszym, a następnie kawałek asfaltem. Po oględzinach mapy uznaliśmy, że udamy się jeszcze szlakiem zielonym rowerowym do dolinki Będkowskiej. Niestety nie było nam to dziś dane. Po kilkuset metrach szutrowego zjazdu okazało się, że Edytka złapała kapcia, a w zasadzie rozszczelniła się jej opona i wypłynęło z niej całe mleczko. Chłopaki uznali, że można spróbować z dętką, jednak nie dali rady zdjąć koła, gdyż nie mogli odkręcić ośki. Pozostało nam jedynie skończyć dzisiejsze zwiedzanie i wracać do auta.


Próba poskromienia kapcia - niestety nieudana

Jechaliśmy dość powoli, gdyż Edytka jechała na kapciu. Dobrze, że do auta było niecałe 5km. Powrót lasem, analogicznie jak na początku, szlakiem zielonym rowerowym, a potem czerwonym rowerowym. Końcówka to kilkaset metrów asfaltem do auta.

Dziś udało nam się zobaczyć tylko jedną z dolinek, gdyż czas nas naglił. Ale spodobało nam się na tyle, że już myślimy o następnej wizycie w tych okolicach i zwiedzeniu kolejnych dolinek :)

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!