Rychlebskie ścieżki vol.3
Najpierw dojazd do właściwych ścieżek. Od początku lekko pod górkę, kawałek asfaltem, potem terenem. W pewnym momencie dzielimy się i Andrzej z Edytą jadą asfaltem, a my w czwórkę na skróty, ale bardziej stromo i po kamieniach czerwonym pieszym do wjazdu na trial Weissnera. Tutaj chwila ochłody przy strumyku i następnie podjazd pod górę owym trialem. Bardzo fajna techniczna ścieżka, napakowana drewnianymi kładkami, ostrymi zakrętami i dużymi kamieniami. Podjazd poszedł mi dziś dużo lepiej niż ostatnio. Podczas podjazdu chwila przerwy przy wodospadzie. Po pokonaniu trialu kawałek szutrowo, po czym zjazd singielkiem zwanym Superflow. Chłopaki w trójkę wypruli w przód, ja zjeżdżałam za nimi wolniej niż oni, ale szybciej niż za ostatnim razem. Andrzej na tej pętli jechał spokojniejszym tempem razem z Edytą. Udało mi się dziś pokonać wszystkie kładki na zjeździe. Nie obyło się jednak bez niespodzianek. Na czwartej sekcji Superflow po wybiciu się z hopki dobiłam przednim kołem do kamienia i złapałam kapcia. Dętki i pompkę mieli chłopaki, więc część tej sekcji musiałam pokonać pieszo. Po szybkim serwisie w wykonaniu chłopaków dalsza część zjazdu, już bez przygód.
Z Misiem na Rychlebach
Po dotarciu do parkingu chwila odpoczynku w między czasie oczekiwania na Andrzeja i Edytę. Następnie kolejna pętla, tym razem już w piątkę (bez Edyty, która postanowiła pojeździć trochę po okolicznych szlakach). Podjazd analogicznie jak wcześniej, z tym, że tym razem odpuszczamy z Alkiem czerwony pieszy i jedziemy do trialu na około. Następnie podjazd trialem Weissnera (tym razem również z krótką przerwą przy wodospadzie), po czym kawałek szutrem do wjazdu na Superflow. Tym razem zjazd oszczędził nam kapci, ale nie obyło się bez innych przygód. Najpierw ja zahaczyłam kierownicą o drzewo i o mały włos nie zaliczyłam gleby (Andrzej, który za mną jechał był przekonany, że zaraz upadnę, zresztą ja także). W ostatniej chwili cudem się wybroniłam od gleby. Na kolejnej sekcji Alek wyleciał na jednym z zakrętów przez kierownicę, w wyniku czego urazu doznał jego kciuk. Nie wiele dalej Andrzej uderzył kaskiem w drzewo, na szczęście bez żadnych złych konsekwencji. A jak dowiedziałam się później to samo drzewo chciał ręką przestawiać Łukasz :D Chyba jedyną osobą, która uniknęła przygód na tym zjeździe był Paweł. Po pokonaniu całego zjazdu powrót do auta.
Krótki filmik ze ścieżek od Łukasza:
I jeszcze od Andrzeja:
Czas mijał, więc zrezygnowaliśmy z kolejnej pętli. Szybkie mycie, przebranie, pakowanie rowerów i na obiadek, po czym powrót do Częstochowy, po drodze zaopatrując się w zapas czekolady studenckiej :D Wypad jak najbardziej udany :) Już nie mogę doczekać się kolejnego razu :)