Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:847.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:16
Średnia prędkość:18.05 km/h
Maksymalna prędkość:53.30 km/h
Suma podjazdów:5545 m
Maks. tętno maksymalne:185 (95 %)
Maks. tętno średnie:124 (63 %)
Suma kalorii:5407 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:40.36 km i 3h 13m
Więcej statystyk

XC Dorotka - II Mistrzostwa Cross Country Ghostbikers

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Po wczorajszym wyścigu w Zdzieszowicach byłam troszkę zmęczona i do samego końca zastanawiałam się czy wystartować dziś w wyścigu XC, czy też nie. Gdy wstaliśmy rano, za oknem padało, ale prognozy przepowiadały przejaśnienia. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na Dorotkę i tam podejmiemy decyzję. Na miejscu spotkaliśmy Emilkę z Tomkiem. Wpłaciliśmy wpisowe i rozpoczęło sie oczekiwanie na start. W między czasie okazało sie, że Alek zapomniał stroju. Wpłacił już wpisowe, a ze Tomek był na liście rezerwowych to udało im się sprawę pozytywnie załatwić i Tomek wystartował zamiast Alka. Na początek startowali młodziki, juniorzy (chłopcy i dziewczynki), a później coraz starsi zawodnicy, w tym elita. Kobiety miały startować po elicie. Nasze oczekiwanie na start trwało bardzo długo, więc razem z innymi robiliśmy różne rozgrzewki na Górze Dorotka. 

Początek dzisiejszej trasy to kawałek jazdy bezpośrednio obok Doroty, potem skręt w prawo i szybko w dół najpierw singlem, a następnie zaoranym polem, z którego wpadało sie na kolejny singiel z dużą ilością ostrych zakrętów, dołów i hopek. Po singlach trasa przebiegała
szutrowo - polną drogą, która prowadziła wokół Dorotki. Następnie ostry nawrót w lewo i długi męczący podjazd wzdłuż kolejnego pola, aż do lasu wokół Dorotki. Tuż przed szczytem najpierw szutrowy skręt w lewo i zaraz w prawo na kolejny dość trudny singielek, z którego wyjeżdżało się tuż przed metą. Ot taki skrót jednego okrążenia długości 2,5 km. Kobiety miały do pokonania 3 okrążenia.

Wreszcie doczekałyśmy się startu. Było nas o ile dobrze pamiętam 11 lub 12 zawodniczek. 3... 2... 1... i start. Od samego startu najpierw szybko szutrówką. Następnie singielek. Jechałam bodajże piata.
Niestety na owym singlu zaliczyłam pierwszy dziś upadek. Na szczęście niegroźny. Pozbierałam się i dalej w drogę przez pole do następnego singla, na którym upadek zaliczyła Emilka. Postanowiłyśmy gonić resztę dziewczyn. Po dojechaniu do szutrówki minęłyśmy Patrycję, która złapała kapcia. Emilka jechała przede mną, ja zaraz za nią. Pokonałyśmy podjazd, a potem singiel przed metą i rozpoczęło się 2 okrążenie.


Tuż za startem



Zjazd singielkiem


I kolejna fotka na zjeździe


Początek podjazdu

Drugie kółko rozpoczęłam jadąc tuż za Emi, ale na pierwszym singlu zaraz za linią startu\mety Emilka zaliczyła drugi dziś upadek. Wyprzedziłam ją upewniając sie uprzednio czy jest cała i pognałam dalej gonić resztę stawki. Na tyle cały czas siedziała mi następną dziewczyna. Pokonałam podjazd przez pole. Jechałam dość szybko i niestety na szutrowym nawrocie w lewo tylne koło wpadło w poślizg na kamieniu i zaliczyłam dość mocny upadek, w wyniku którego obiłam sobie porządnie lewe kolano i bok. Wyprzedziła mnie Emilka i zawodniczka która również jechała za mną. Jakoś się pozbierałam, ale dalej jechałam już dużo wolniej. Na singlu przed metą udało mi się wyprzedzić tę zawodniczkę, gdyż tym razem to ona zaliczyła upadek.

Zostało mi ostatnie okrążenie. Nawet nie liczyłam już na to by gonić konkurentki. Wiedziałam, że jadę pod koniec stawki, ale najważniejsze było jedynie by dojechać do mety. Tym razem obyło się na szczęście beż żadnych upadków. Linię mety przejechałam ostatecznie na 8 pozycji z 11. Wynik niezbyt zadowalający. Teraz czas na rekonwalescencję po upadku.

Bike Maraton 2014 - Zdzieszowice

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Nadszedł dzień kolejnego maratonu z cyklu Bike Maraton 2014. Jak zwykle w dniu maratonu pobudka wcześnie rano i w drogę. Na szczęście tym razem było trochę bliżej. Frekwencja Bikehead była dziś zadowalająca. Na starcie stawił się cały nasz klub. Po ostatnim maratonie w Miękini awansowałam razem z Patrycją do 5 sektora, z tym, że zdecydowałam się startować dziś na dystansie mega. Start odbył się dziś punktualnie.

Początek wyścigu przebiegał ulicami Zdzieszowic. Następnie asfaltowy podjazd na górę Św. Anny. Nie wjeżdżaliśmy na sam szczyt Góry Św. Anny tylko odbiliśmy wcześniej w kierunku amfiteatru. Na szczęście peleton trochę się rozluźnił, dzięki czemu pokonanie schodów za amfiteatrem obyło sie bez korków. Zaraz po schodach był pierwszy terenowy podjazd, na którym pokonać trzeba było kilka powalonych drzew, co powodowało lekkie korki, i słynny zjazd "rynnami" za amfiteatrem. Było dość sucho, więc zjazd był całkiem przyjemny. Po zjechaniu z rynien był długi zjazd po luźnych kamieniach, gdzie trzeba było uważać, by nie złapać kapcia. Po jakichś niecałych dwóch km odbijaliśmy na prawo i zaczał się około 5km podjazd w terenie, wzdłuż pól kończący się przy A4, gdzie był ostry skręt w lewo. Przy zakręcie znajdował się pomiar czasu i bufet zlokalizowany na 14 kilometrze. Nie zatrzymywałam się, wzięłam kubek w rękę podczas jazdy i pognałam dalej. Po bufecie był kawałek po płaskim, a potem kolejny zjazd, na końcu którego był ostry skręt, o ile dobrze pamieętam w prawo. Potem kawałek szutrówki rozjazd dystansów Mini/Mega-Giga na 19 km.

Trasa za rozjazdem prowadziła początkowo asfaltem i szutrem po płaskim wzdłuż autostrady A4, a później terenem lekko pod górę. Na 24 kilometrze miał być bufet, ale jak sie okazało bufetu nie było. Bufet znajdował się dopiero na 28 km pod koniec podjazdu. Na bufecie również nie planowałam postoju tylko zebranie kubka podczas jazdy, ale jak się okazało zawodnik jadący tuż przede mną postanowił odebrać kubek jadąc i nagle się zatrzymać w wyniku czego wjechałam praktycznie wprost w niego. Cóż... obyło się bez żadnych problemów, poza tym, że rozlałam całą wodę z kubka, ale nie chciałam już tracić czasu i pognałam dalej szutrówką wzdłuż A4. Dalsza część trasy to powtórka odcinków, którymi jechaliśmy wcześniej, bo akurat dystans Mega pokonywał niektóre odcinki dwa razy, między innymi zjazd za amfiteatrem i jazdę bardzo szybkimi brukowanymi i szutrowymi drogami koło trasy A4. Trzeci bufet znajdował się w tym samym miejscu co pierwszy. Ostatnie kilka kilometrów to już w zasadzie po płaskim między polami, a później lasem i końcówka już do mety.


Na jednym ze zjazdów


Zjazd po rynnach


Wśród rzepakowych pól


Gdzieś na trasie


Jeszcze jeden zjazd

Na metę dotarłam po około dwóch godzinach i 40 minutach jazdy. Okazało się, że uplasowałam się na 7 pozycji z 11 w kategorii K2 na dystansie Mega i 370 pozycji Open. Całkiem dobre miejsce :) Najważniejsze dla mnie było to, że udało mi się dziś dotrzeć na metę bez żadnego upadku i nie licząc kilku przymusowych postojów (np. podejścia po schodach, albo ominięcia powalonych drzew na trasie) udało mi się pokonać praktycznie całą trasę maratonu jadąc w siodle :)

I na koniec profil dzisiejszej trasy:

Praca

Czwartek, 8 maja 2014 · Komentarze(0)
Standardowy dojazd do pracy i powrót do domu. Jadąc na skróty wzdłuż torów spotkałam spacerującego w trawie bażanta. Ostatnio rzadki widok w tej okolicy.

Kijas - 2 tysiąc w sezonie

Środa, 7 maja 2014 · Komentarze(4)
Mocny wiatr zniechęcał dziś do jazdy. Pewnie bez celu nie zdecydowałabym się dziś ruszyć tyłka, ale na szczęście wpadł go głowy pomysł wybrania się na Kijas do kumpeli na pogaduchy i przy okazji odebrać pompeczkę na naboje.

Trasa asfaltowa nieco okrężna, przez Wypalanki, Korkową, potem wertepami przez Brzeziny i znów asfaltem przez Sobuczynę, Nieradę, Rększowice, Jamki - Kowale, Korzonek, Konopiska i Wygodę. Długo na Kijasie nie posiedziałam, bo zerwał się bardzo mocny wiatr i zaczęło się chmurzyć. Powrót do domu w ekspresowym tempie przez Wygodę, Dźbów i Wypalanki. Podczas powrotu nie schodziłam poniżej 30 km/h. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak zasuwałam przez całe 10 km.

Do domu dotarłam sucha, udało się nie zmoknąć, choć ulice na osiedlu były mokre. Teraz już może zacząć padać :) Na głowę mi nie napada :D

Na serwis

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(0)
Po powrocie do domu przesiadka na Rockiego i taką samą trasą jak do pracy na serwis - regulacja hamulca z tyłu i wymiana suportu.

Praca

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(0)
Z rana przed pracą do Urzędu Miasta po nowy dowód. Następnie na pocztę i do pracy. Po pracy powrót do domu. Tym razem na skróty wzdłuż torów.

Babski Olsztyn

Poniedziałek, 5 maja 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Udało się wreszcie (po bardzo długim czasie od ostatniego razu) umówić na popołudniową spokojną przejażdżkę we dwójkę z Darią. Spotkałyśmy się na Jesiennej na górce i stamtąd ruszyłyśmy w drogę do Olsztyna.

Na początek przez Błeszno, a potem asfaltem przez Bugaj. Za rzeką w prawo i kawałek wzdłuż. Następnie w lewo i po betonowych płytach do zielonego pieszego. Zielonym do torów, po czym w lewo w stronę nastawni. Dalej kawałek asfaltem w stronę Kusiąt. Skręcamy w lewo i leśną ścieżką jedziemy w stronę Zielonej Góry. Skręcamy na czerwony pieszy, po czym objeżdżamy Zieloną dookoła i jedziemy wzdłuż torów do Kusiąt. Znów kawałek asfaltem i koło szkoły w prawo na zielony rowerowy. Podjazd na Sowią Górę i zjazd do Olsztyna. Na Sowiej Górze, tuż przy krzyżu, rośnie pełno bzu, pięknie kwitnie. Zielony rowerowy już bliżej Olsztyna mocno zapiaszczony. Jedziemy dalej asfaltem obok rynku w stronę Biskupic i skręcamy w lewo koło parkingu przy Górze Biakło. Czas leci, więc tylko kawałek żółtym pieszym i z powrotem do parkingu.



Widok na Olsztyn ze Sowiej Góry - fot. by Skowronek


W drodze do Olsztyna - na Górze Sowiej

Czas wracać, więc kawałek asfaltem w stronę Biskupic, a potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy (jako, że żadna z nas nim od dawien dawna nie jechała). Szlakiem docieramy do Dębowca, potem jedziemy dziurawym asfaltem i skręcamy znów w teren na niebieski rowerowy. Niebieskim do pożarówki, kawałek zielonym rowerowym do torów, na drugą stronę, po czym przez lasek, asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Na Jesiennej rozstajemy się z Darią i każda podąża w swoją stronę.

Bardzo fajnie spędzone popołudnie :) Dnie coraz dłuższe, pogoda coraz lepsza, trzeba będzie reaktywować babskie popołudniowe wypady :D

Terenowo z bliźniakami

Niedziela, 4 maja 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzisiaj trochę niecodzienny wypad na rower. W urodzinowej przejażdżce towarzyszyło mi dwóch bliźniaków :D Razem z Alkiem chcieliśmy pokazać Pawłowi część pobliskich górek, na których najczęściej trenujemy będąc w Częstochowie.

Początek to standard przez osiedle, Alejkę Pokoju i Kucelin. Dalej przez cmentarz żydowski i Legionów. Z Legionów skręcamy w lewo i udajemy się na Górę Ossona. Chłopaki podjeżdżają przodem, a ja wjeżdżam swoim tempem. Wchodzimy na sam szczyt i zjeżdżamy singielkiem do ścieżki. Następnie kierujemy się w stronę czerwonego rowerowego, po drodze pokonując jeszcze jedno kamieniste wzniesienie na Ossona (po lewej stronie od ścieżki) Podjechać mi się nie udało, ale zjechać owszem.


Podjazd na Ossona


Końcówka podjazdu

Zjeżdżamy w dół i czerwonym rowerowym jedziemy w stronę Kusiąt. Skręcamy w prawo w stronę Zielonej Góry. Znów nie udało mi się podjechać w całości. Chwila przerwy koło jaskini i zjazd w dół do czerwonego rowerowego. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i koło straży w prawo w teren w stronę Towarnych. Najpierw podjeżdżamy do jaskini niedźwiedziej, potem kawałek pod górkę po skałkach i zjazd do polany. Na szczyt Towarnych Paweł podjeżdża stromym podjazdem między skałami, a ja i Alek jedziemy dookoła łagodniejszą trasą. Na szczycie kilka fotek i zjazd do asfaltu.


Widok z Gór Towarnych

Mijamy rynek w Olsztynie, po czym od tyłu podjeżdżamy na ruiny zamku. Chłopaki wjeżdżają do samego końca, ja na ostatnich kilku metrach niestety wymiękłam. Kierujemy się w stronę wieży, po czym zjeżdżamy w dół. Tym razem pokonałam cały zjazd. Udajemy się na Lipówki. Brakuje mi coraz mniej, by pokonać cały podjazd. Z Lipówek zjeżdżamy od drugiej strony niż zwykle, wąską ścieżką, która i tak łączy sie ze zjazdem, którym zwykle jeździmy. Zostaje ostatni cel na dziś - podjeżdżamy jeszcze do stóp Góry Biakło, po czym zjeżdżamy do Sokolich Gór i kierujemy się w stronę asfaltu.

Nadszedł czas powrotu. Kawałek asfaltem, a potem terenem żółtym pieszym, którym jedziemy aż do pożarówki. Lubię ten szlak. Po drodze spotykamy sporo rowerzystów, co rzadko mi się wcześniej zdarzało na żółtym pieszym. Następnie kawałek zielonym rowerowym do torów
, na drugą stronę i asfaltem przez Bugaj. Skręcamy w prawo i ścieżką wzdłuż rzeki docieramy na Kucelin. Po drodze zatrzymujemy się niedaleko dworca na Rakowie by urwać trochę bzu, po czym jedziemy już standardowo przez Alejkę Pokoju i Jagiellońską do domu.

Bardzo przyjemne popołudnie. Mam nadzieję, że Pawłowi spodobały się nasze okolice. Przy następnej okazji uderzymy w Sokole Góry. Dziś nie było już czasu na więcej, a i tak było fajnie :)

Rychlebkie ścieżki w wersji "na mokro"

Piątek, 2 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Rychlebskie ścieżki stały się ostatnio bardzo popularne. W internecie pełno filmików i zdjęć. Korzystając z wolnego dnia i propozycji teamowego wypadu postanowiliśmy wybrać się do Cernej Vody. Razem z nami pojechali jeszcze moi znajomi z Sosnowca. W sumie było nas osiem osób - Emilka i Tomek, oraz część Bikeheadu - Alek, Paweł, Mikołaj, ja i Marcin, a także znajomy Marcina - Tomek.

Już po drodze , gdy byliśmy na A4 na niebie zbierały się chmury i miejscami padało. Po przyjechaniu na miejsce mżyło i było mokro. Jednak nie to było dla nas najgorsze - temperatura spadła do około 6 stopni. Ubraliśmy się w miarę grubo no i po przygotowaniu rowerów ruszyliśmy w drogę.

Na początek ok 6 km podjazdu, w całkiem fajnym terenie. Mniej więcej po 3 km zaczęła się zabawa :D - podjazd trialem Dr. Weissnera. Brdzo fajne single do ćwiczenia równowagi. Padajacy deszcz powodował, że miejscami było bardzo ślisko. Trzeba było uważać na każdym kamieniu, korzeniu, czy każdej kładce. Przyznam, że na dwóch kładkach wymiękłam, i z roweru zeszłam. Pozostałe kładki pokonałam jadąc. Rychleby miały dziś klimat jak z baśni. Cytując Pawła: "Klimat miały niesamowity od spowitych mgłą lasów po płynące zewsząd potoki między olbrzymimi głazami, na których porobione były specjalne mostki, aby można było wjechać rowerem bez zatrzymywania pod strome zbocze góry." Po dotarciu na szczyt obniżamy sztyce, by łatwiej było nam pokonać zjazd. Najciekawszą część zjazdu stanowił bez wątpienia singielek Superflow, na którym było mnóstwo zakrętów i hopek. Udało mi się zjechać bez upadku, z zaledwie jedną podpórką nogą. Po pokonaniu singla czekał nas szybki szutrowy zjazd, na którym Paweł złapał kapcia z przodu i wgiął nieco obręcz. Dalej kawałek asfaltowego zjazdu (na którym strasznie zmarzliśmy) i jeszcze jeden singielek w lesie prowadzący prawie pod sam parking. Już pod sam koniec singla Emilka niespodziewanie wypada z trasy w las, ale na szczęście bez większych kontuzji.


Jeszcze przed singielkiem Dr. Weissnera


Ekipa na jednej z kładek na singielku

Na dole przerwa na gorący posiłek, by się rozgrzać przed kolejną pętelką. Początek tej pętli analogiczny jak wcześniej - najpierw delikatny podjazd, a potem trial Dr. Weissnera. Następnie kawałek po płaskim przez Velrybę, po czym krótszy niż wcześniej, ale nieco trudniejszy zjazd ścieżką nazwaną Proklety. Zjazd zupełnie inny niż poprzedni - sporo dużych kamieni, które po opadach deszczu były bardzo śliśkie. Niektóre odcinki musieliśmy pokonać pieszo. Jechałam na końcu wolniejszym tempem, z oddali słyszałam tylko krzyki "uwaga". Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki na kamienistym zakręcie nie zaliczyłam superflowa przez kierownicę :D Na szczęście nic mi się nie stało, więc się szybko pozbierałam i już bez przeszkód pokonałam dalszą część zjazdu, aż do samego parkingu. Końcówka zjazdu to ten sam singielek co wcześniej.



Mapa Rychlebskich ścieżek

Teraz już wiem dlaczego Rychleby są takie popularne :D Co prawda nie próbowaliśmy dziś najtrudniejszych odcinków (choćby np zjazdu zwanego Tajemny) gdyż raz, że nie mamy do tego odpowiednich rowerów, a dwa było miejscami bardzo ślisko, więc mogłoby być zbyt niebezpiecznie. W każdym bądź razie każdemu kto lubi terenową jazdę zdecydowanie polecam wybrać się na Rychleby :) Żałować nikt nie powinien. Ja z wielką chęcią wybiorę się tam kolejny raz :)